Ponieważ dziś mamy za oknem pogodę typowo styczniową (czyt. leje deszcz), a chciałem się trochę poruszać i ciągle zastanawiała mnie poprawność działania Sigmy, zdecydowałem się na rolki (swoją opinię o jakości wykonania podtrzymuję, niestety; miałem je nawet sprzedawać, ale dziś się przydały :)). Po pół godziny kręcenia mam trochę przemyśleń, którymi nie omieszkam Was ponudzić :D Pierwsze spostrzeżenie - nieco ciężej jest mi jechać w tlenie na rolkach niż na szosie. Tzn. na szosie musiałem niejednokrotnie zwalniać żeby nie wyjść poza strefę tlenową (a dziwiło mnie to, bo i tak był to praktycznie żaden wysiłek), a na rolkach czułem, że mięśnie pracują, w jakimś tam stopniu odczuwam ich pracę, ale nie był to taki wysiłek, który uznałbym za znajdujący się poza strefą tlenową. Chyba, że najzwyczajniej w świecie wskazania pulsometru z szosy były błędne (o tym dalej). Nie wiem czy za bardzo nie zamieszałem ;) Rozumiem, że na rolkach nie ma oporów powietrza, ale kręcąc na nich czułem się właśnie tak, jakbym jechał w tlenie - po prostu lekki wysiłek nie powodujący jakiegoś większego zmęczenia. Na szosie z kolei, żeby nie wyjść poza tlen musiałem niejednokrotnie zwalniać, co często wywoływało u mnie wrażenie wręcz zbyt słabego kręcenia (jadąc np. 22 km/h bez wiatru). Drugie spostrzeżenie, chyba zdecydowanie ważniejsze, bo świadczyłoby o tym, że z pomiarem pulsu jest wszystko w porządku. Dziś trochę bardziej zacisnąłem opaskę i mocniej zwilżyłem ją wodą (przed kręceniem porównałem też wskazania pulsometru ze wskazaniami aparatu do pomiaru ciśnienia - zgodziły się, heh). Ponieważ kręciłem w pokoju z tylko lekko uchylonym oknem, szybko zrobiło się gorąco, trochę się zgrzałem, dzięki czemu opaska była stale wilgotna. No i puls był wreszcie ładnie odczytywany przy szerokim zakresie jego wartości - od ok. 110 do 190 BPM. Dokręciłem do tych 190, bo chciałem sprawdzić jak pomiar zachowuje się przy wyższych wartościach, przy których na szosie zaczynał wariować. Wygląda na to, że zachowuje się właściwie - wartości zmieniały się płynnie, nic się nie wieszało i wskazania były zgodne z tym, co odczuwałem. Chciałem wykręcić jeszcze więcej, ale rolki nie mają niestety regulacji oporu, a z tylnej zaczęły się wydobywać mało przyjemne odgłosy, jakby coś pękało... :] Wolałem więc nie przesadzać, pomijając to, że przy szybszym kręceniu łatwiej o mało przyjemne spotkanie z podłogą. Jestem praktycznie pewien, że więcej niż te 190 BPM mógłbym sobie jeszcze zafundować. Na razie więc pozostanę przy teorii (bo to tylko wyliczenia z magicznego wzorku...), że mój HRmax to 200. Z ciekawości trochę poluzowałem opaskę. Wskazania jakoś bardzo się nie pogorszyły, chociaż na chwilę - pomimo zwiększenia wysiłku - pomiar jakby stanął w miejscu. Wydaje mi się, że główny problem podczas ostatnich 2 jazd na szosie polegał na tym, że opaska była zbyt słabo nawilżona. Było zimno, więc praktycznie się nie spociłem, a po zdjęciu opaski była ona tak naprawdę sucha. Może w grę wchodziły jeszcze jakieś zakłócenia spowodowane obecnością linii wysokiego napięcia albo trakcji tramwajowej (?)... Szkoda, że akurat pogorszyła się pogoda, bo bardzo mnie kusi, żeby na żywo sprawdzić działanie Sigmy z solidniej zwilżoną i mocniej zaciśniętą opaską. No nic, na razie mogę przynajmniej stwierdzić, że przynajmniej na rolkach wszystko działa jak należy... ;)
A i jeszcze jedno... Jeśli ktoś nie chce, żeby kilometry z trenażera wliczały mu się do całkowitego dystansu w liczniku, wystarczy odchylić (nie trzeba nawet zdejmować) nadajnik od pomiaru prędkości tak, aby znalazł się poza zasięgiem magnesu. Puls i kadencja są odczytywane i pokazywane na liczniku (bo musi on być umieszczony w podstawce żeby cokolwiek było odbierane z nadajników), ale bez pomiaru prędkości licznik nie traktuje jazdy jako wycieczki, której dane są zapisywane (przez to jednak nie ma też np. średniej kadencji czy pulsu). Mamy więc aktualną kadencję oraz puls, ale bez ich zapisu. Mi takie coś odpowiada.
A i jeszcze jedno... Jeśli ktoś nie chce, żeby kilometry z trenażera wliczały mu się do całkowitego dystansu w liczniku, wystarczy odchylić (nie trzeba nawet zdejmować) nadajnik od pomiaru prędkości tak, aby znalazł się poza zasięgiem magnesu. Puls i kadencja są odczytywane i pokazywane na liczniku (bo musi on być umieszczony w podstawce żeby cokolwiek było odbierane z nadajników), ale bez pomiaru prędkości licznik nie traktuje jazdy jako wycieczki, której dane są zapisywane (przez to jednak nie ma też np. średniej kadencji czy pulsu). Mamy więc aktualną kadencję oraz puls, ale bez ich zapisu. Mi takie coś odpowiada.
bardzo mocno trzeba tą opaskę nawilżać w przeciwnym razie takie jaja się dzieją w lato nie będziesz miał żadnych problemów bo pot zrobi swoje :) choć te linie wys napięcia też czasem zakręcą pulsometrem :/ jaki to model opaskę masz kodowaną ?
OdpowiedzUsuńjuż doczytałem ominąłem posta ale siara :/
OdpowiedzUsuńHehe, nic się nie stało. Moja wina, że tych długich i nudnych postów tyle walę ;) Dzięki za wskazówkę, w takim razie moje podejrzenia byłyby słuszne. Na zewnątrz zimno, więc cielsko prawie suche, a na rolkach gorąco i problemów z pomiarem nie było. Wszystko by więc pasowało. Patrzyłem sobie wstępnie na żel do EKG - można kupić 0,5 l za jakieś 6 zł ;>
OdpowiedzUsuńJa też smarowałam ją wodą ,ale później kupiłam sobie tani -żel do USG w aptece sprawdza się znakomicie zawsze opaska dobrze dolega
OdpowiedzUsuńI właśnie zastanawiam się, czy też tak nie zrobić... Przekonałem się już, że woda przy obecnych temperaturach szybko znika i opaska jest sucha, przez co średnio spełnia swoje zadanie. A... I gdzieś chyba czytałem, że żel do USG ma niską przewodność i lepiej stosować ten do EKG (o ile czymś się różnią ;)), ale nie mam aż takiej wiedzy żeby jednoznacznie to stwierdzić ;) Ale o żelu może trzeba będzie pomyśleć :)
OdpowiedzUsuń