27 kwietnia 2011

Scott Speedster S10 - pierwsze wrażenia

Przyszła dziś do mnie kierownica (PRO PLT 420 mm OS) i mostek (PRO PLT 110 mm 6* OS) - tak więc wszystko, czego potrzebowałem do skończenia składania roweru. W ramach przerwy w pisaniu projektu postanowiłem się do tego zabrać. Za zmianami kokpitu (nie lubię tego określenia ;)) raczej nie przepadam, bo ze względu na ustawianie klamkomanetek, zdejmowanie i zawijanie owijki, ew. przycinanie pancerzy itd. jest to dość upierdliwe i potem jeszcze na deser regulacja hamulców i przerzutek. No ale jak mógłbym się za to nie zabrać? ;) Poszło nawet sprawnie i po przycięciu linek i zaciśnięciu końcówek moje dzieło uznałem za zakończone ;) Potem musiałem jeszcze wrócić do pisania, ale na szczęście to też jakoś poszło i ok. 21:30 wyruszyłem na dziewiczą jazdę po okolicy :> Miało być o pierwszych wrażeniach (bo i dystans skorminutki - tylko 30 km, ale dobre i to), więc już piszę...

Myślałem, że jako skromny amator nie odczuję różnicy w sztywności. Ale jednak... Czuć różnicę, oczywiście na plus. Kolejny raz przekonałem się też, że nawet kilka cm różnicy może zrobić sporą różnicę. Rowerek bardzo przyjemnie przyspiesza. W ogóle bardzo podoba mi się mniejsza rama (i chyba dobrze się skończyło, że trafiłem na rozmiar M a nie L...). Jest bardziej zwarta i dzięki temu bardziej zwrotna, pomijając to, że dla moich krzywych pleców też wygodniejsza. Na początku jazdy musiałem uważać, bo mostek niby tylko 2 cm dłuższy niż w FORTcie, ale od razu dało się poczuć, że rower jest bardziej nadsterowny i nawet niewielki ruch wywołuje dość gwałtowną reakcję. Pod koniec jednak zdążyłem się już do tego przyzwyczaić i podejrzewam, że po następnej jeździe będę się już czuł zdecydowanie pewniej. Kolejne spostrzeżenie - może tylko mi się wydaje, ale jakoś lepiej wchodzi się w zakręty. Może za sprawą tego, o czym pisałem wcześniej - krótsza rama i dzięki temu większa zwrotność. Mam wrażenie, że mogę się bardziej przechylić i niekoniecznie skończy się to glebą ;) Przesiadka na kierownicę 420 mm jak na razie bardzo mi odpowiada. Zestaw mostek/kierownica jest też na pewno sztywniejszy od tego z mostkiem Smica, o którym niedawno pisałem. I tak nie jest to kamień, ale teraz przynajmniej nie mam obaw, że coś pęknie (chociaż nigdy nie można tego wykluczyć ;)). Długość mostka też pasuje. Wydaje mi się też (bo nie chcę jeszcze pisać, że na 100%), że dobrym rozwiązaniem była sztyca bez offsetu - siodełko zamocowane jest na środku prętów, a siedzi i pedałuje mi się wygodnie. W czasie jazdy musiałem tylko podnieść je o jakieś 3 mm, bo czułem trochę kolana. Co jeszcze...? A, trochę inaczej ustawiłem hamulce - klocki są bliżej obręczy, dzięki czemu szybciej reagują na ruch klamki. Do tego też już się chyba przyzwyczaiłem ;) Może po jakiejś dłuższej jeździe będę mógł napisać więcej. Co prawda troszkę więcej czasu na rower znajdę pewnie dopiero pod koniec następnego tygodnia albo i później, ale nie zmienia to faktu, że jak na razie jestem zachwycony ze zmiany ramy. Może chociaż wcześniej udałoby mi się wstawić jakieś zdjęcie, bo wg mnie rowerek naprawdę świetnie się prezentuje. No i przy okazji zaktualizuję moją wagową tabelkę w Excelu ;) Podsumowując - lubię dobrze wydane pieniądze, heh.

Na koniec coś nie do końca związanego z tematem - gratulacje dla Bartka Huzarskiego za 2. miejsce na 4. etapie Tour of Turkey! Szkoda, bo do zwycięstwa zabrakło może ze dwóch metrów albo nawet jednego... A zresztą - w TV pewnie i tak by nawet nie wspomnieli ;) No i gratulacje dla Gilberta za zwycięstwo w trzech ardeńskich klasykach: Amstel Gold, Fleche Wallone i Liege-Bastogne-Liege. Skubany... ;)

22 kwietnia 2011

Jednak będą małe poprawki...

Jak w temacie. Wczoraj całkiem sprawnie udało mi się przełożyć cały osprzęt. Nawet z długością pancerzy nie było zamieszania, heh. Dziś załatwiłem w serwisie przycięcie rury i nabicie gwiazdki, tak więc praktycznie wszystko już skręcone (prezentuje się świetnie! ;)). Żeby nie było za dobrze, pojawił się pierwszy problem - mostek. Może i jest lekki, ale sztywnością to on zdecydowanie nie grzeszy. Wystarczy nawet lekko przenieść ciężar ciała na kierownicę i baaardzo czuć ugięcie. Ja rozumiem, że to 120 mm i delikatna budowa, ale kurczę... Przyznam, że poważnie obawiałbym się jakiegoś ostrzejszego sprintu czy cięższego podjazdu. Nie chciałbym zostać z kierownicą w rękach i zębami na asfalcie. Nie żebym wymagał nie wiadomo czego, ale najnormalniej w świecie po prostu bałbym się na tym jeździć. Wieczorem wsiadłem na chwilę na roleczki i okazało się, że mostek mógłby być minimalnie krótszy. Tak właściwie, to mnie ta wiadomość ucieszyła, bo to zadecydowało o zamówieniu innego mostka. Padło na PRO PLT 110 mm. Miałem go w FORTcie (90 mm) i byłem jak najbardziej zadowolony. Zobaczymy, czy przy 2 cm większej długości sztywność będzie podobna. Przy okazji pokusiłem się też o kierownicę (upsss!). Też PLT. Z tym, że teraz 42 mm. Dotychczas miałem 44 cm i było całkiem wygodnie. Ciekaw jestem, jak bardzo odczuwalna będzie różnica. Jakiś strasznie szeroki w barkach nie jestem, a i teraz ręce minimalnie odchodziły na zewnątrz. Zakładam więc, że wersja 42 cm będzie ok. Kolejny raz doceniłem rabat i wyprzedaże w CentrumRowerowym ;) A skoro już przy nim jestem, to pierdoła ze mnie, bo wcześniej nie zauważyłem możliwości zrobienia szybkiego przelewu. Gdybym zobaczył, to pewnie przerzutka już by u mnie była... Podsumowując - we wtorek powinna przyjść właśnie przerzutka, a w środę mostek i kierownica (bo zakładam, że te 2 rzeczy wyślą od razu we wtorek). Mam nadzieję, że to będą już ostatnie zmiany. Zastanawiam się, czy przy wystawianiu starej ramy na Allegro nie dorzucić do niej pozostałych części i spróbować sprzedać taki wesoły zestawik ;) Na razie dalej trzeba czekać. Do wtorku i tak się pewnie nic w kwestii sprzętu nie wydarzy, więc będę się mógł skupić na Świętach ;) Byłoby fajnie, gdyby udało się zamknąć temat wymiany gratów do najbliższego piątku, bo potem majówka. Co prawda nie rowerowa, ale wiedziałbym przynajmniej, że wszystko już załatwione i po długim weekendzie rowerek będzie gotowy do jazdy. Bo po to przede wszystkim jest, co nie? ;) Szkoda tylko, że taka pogoda ucieka...

21 kwietnia 2011

Bliższe spojrzenie na S10




Na pierwszym zdjęciu frameset w całej okazałości (chociaż kolory wyszły troszkę jaśniejsze niż w rzeczywistości), na drugim szeroka górna rura z charakterystycznym hydroformowanym wklęsłym fragmentem pod napisem S10 (niestety - tak sobie to widać, może potem zrobię lepsze zdjęcie), a na ostatnim zawartość pudełka dołączanego do ramy. Oprócz Podręcznika użytkownika połączonego z kartą gwarancyjną są tam drobiazgi widoczne na zdjęciu, czyli stery (z gwiazdką, kapslem i śrubą), podkładki, obejma do przedniej przerzutki, śruba baryłkowa i chyba ekspander (nie jestem pewien, bo nie miałem z karbonowymi rurami sterowymi do czynienia). Dziś rano spotkało mnie niemiłe zaskoczenie - zauważyłem, że niby stery , ale nie ma ani dolnej ani górnej bieżni. Czyli że tak naprawdę ich nie ma ;) Na szczęście problem jest już rozwiązany i zaraz zabieram się do składania. Dziwi mnie też trochę, że do swojego najwyższego modelu aluminiowej ramy Scott daje najprostsze, najtańsze i pewnie najcięższe stery Ritchey'a. Rozumiem, że to nie MTB i aż tyle syfu czy dużych obciążeń nie będzie, no ale jakoś tak... ;) Zresztą, potem pewnie nie będę zwracał na to uwagi. Rama (ze ślizgiem i śrubkami do koszyków na bidony) waży jakieś 1426 g (rozmiar M). Stery (miski, kulki z wiankami, gwiazdka, śrubka, kapsel, plastikowe drobiazgi) ok. 110 g, więc jeszcze bez tragedii. Jak dziś nie pojawią się większe przeszkody to jutro pójdę z widelcem na przycięcie i nabicie gwiazdki - dopiero potem zważę. Niestety, nie dostałem informacji, że wysłali przerzutkę, więc obawiam się, że jutro jednak nie przyjdzie i będę musiał czekać do poniedziałku. No nic, zobaczymy. Na razie zabieram się do roboty :>

S10 - ciąg dalszy

Dzisiaj (a właściwie to już wczoraj) przywiozłem do domu długo oczekiwaną ramkę. Teraz mogę się ślinić do woli ;) Jednak lepiej byłoby mieć ją przy sobie chociażby dziś rano, bo razem z przednią przerzutką (stanęło na 5700-L na hak) zamówiłem 2 podkładki 1 cm pod mostek. Jak się wieczorem okazało - niepotrzebnie, bo Scott razem ze sterami, gwiazdką itd. daje też właśnie 2 podkładki (miło)... Nawet nie mogę napisać, że będą na zapas, bo nie słyszałem jeszcze, żeby komuś uszkodziły się podkładki ;) No nic, jakoś przeżyję stratę kilku złotych, może dorzucę je do sprzedawanej (wkrótce... ;)) obecnej ramy, heh. Byle przerzutka doszła do piątku (teoretycznie powinna). Może jutro uda mi się zabrać za przekładanie sprzętu. O ile nie pojawią się jakieś komplikacje, powinno pójść raczej sprawnie i może w piątek udałoby mi się już podjechać na podcięcie sterówki. Mostek jest, podkładki są - nie ma wyjścia - musi być dobrze i koniec! ;) Chyba, że niespodziewanie zabraknie kilku centymetrów jakiegoś pancerza albo linka przez przypadek złośliwie się postrzępi - wtedy trzeba będzie czekać do wtorku. Jakieś zdjęcia może jutro (dziś ;)) wstawię, jak będzie trochę jaśniej. Oj, żeby tylko wszystko grało... :)

19 kwietnia 2011

Dalsze kombinowanie z S10

Dostałem dziś przesyłkę ze sztycą oraz mostkiem. Szybciutko się uwinęli. Moją uwagę zwróciła średnica sztycy - 31,6 mm wygląda kolosalnie w porównaniu z 27,2 mm :) Przyznam, że mi się podoba, bo to kolosalnie wcale nie oznacza, że wygląda ciężko, topornie czy jak to tam nazwać. Smica Pro 400/31,6 mm waży prawie tyle samo, co Ritchey Comp 300/27,2 mm - Smica jest tylko 4 g cięższa od 10 cm krótszego Ritcheya :) W przypadku mostka podobnie - Smica Pro 120 mm waży 128 g, natomiast PRO PLT 90 mm 123 g, więc różnica 3 cm jest praktycznie nieodczuwalna, jeśli chodzi o wagę. No ale waga wagą - byle to jeszcze trochę pożyło... ;)

W kwestii przedniej przerzutki wiele się nie wyjaśniło. Tak więc, stanie pewnie na czarnej 5600 albo 5700 na hak i trzeba będzie skorzystać z obejmy 34,9 mm (szkoda, bo jest srebrna i zaburzy wizualną harmonię, haha ;)). Średnio mi to pasuje, bo nie lubię takiego kombinowania, ale co zrobić jak nigdzie nie ma... Chociaż może zadzwonię jutro na Gibalskiego (bo dziś jeszcze nic nie wiedzieli) i do PLUSa na Zamiany, bo tam się wczoraj i dziś nie mogłem dodzwonić. Jak nie będzie, to trzeba zamawiać z Internetu i koniec ;) Może jak się znowu pojawi w Polsce to się pomyśli o wymianie dla świętego spokoju, hehe.

Nie jestem pewien, ale niewykluczone, że składanie uda mi się zacząć już jutro (i tak nie skończę w 100% z powodu braku przerzutki ;)). Tak czy inaczej, wszystko się pewnie troszkę przeciągnie, bo muszę jeszcze zdobyć podkładki pod mostek, potem pokombinować z ustaleniem ich ilości, a potem zgłosić się do serwisu w sprawie przycięcia sterówki i nabicia gwiazdki. Tak więc, całość pewnie i tak będzie skończona dopiero po Świętach. Się zobaczy... :)

18 kwietnia 2011

S10 przybyła!

Taaak, już jest. Chociaż właściwie nie do końca. Niestety, dziś ze względów organizacyjnych widziałem się z nią tylko chwilkę. Obecnie czeka na mnie u brata (i dzięki za transport ;)). Pierwsze wrażenie jednak jak najbardziej pozytywne. Zważona na szybko pokazuje te ok. 1400 g, więc właściwie zgodnie z tym, co podaje Scott. Czuć zresztą, że leciutka jest. Dokładniej ją jeszcze później zważę, a poza tym ma już założone miski sterów (pomimo mojej prośby żeby nie zakładali ;)). No ale na dokładności do 0,5 g i tak mi nie zależy, więc wielkiego problemu nie ma. Waga widelca też prawie zgodna z danymi producenta - podawali 590, jest jakieś 603 g z nieprzyciętą rurą. No ale sterówka jest aluminiowa, więc nie ma się co dziwić. I tak jest ok. W widelcu podoba mi się też to, że pomimo średnicy korony 50 mm, jest niewielkie wybranie materiału w miejscu, gdzie siedzi nakrętka od hamulca - dzięki temu pewnie nie będę musiał szukać jakiejś superdługiej, chociaż ta, którą mam teraz w widelcu 45 mm i tak nie łapie jakiejś porażającej długości gwintu, jednak całość jak dotąd się trzyma. Sama rama - jeszcze ładniejsza niż na zdjęciu. Jest hydroformowana. Podoba mi się wyprofilowanie górnej rury. Spawy gładkie. Na tylnych widełkach jest już folia zabezpieczająca ramę przed obiciem przez łańcuch. Scott w ogóle bardzo ładnie zapakował całość - dzięki kartonowym kształtkom wszystko się elegancko trzyma. Oj, chętnie zabrałbym się za przekładanie gratów już teraz... ;) Trzeba jeszcze jednak troszkę poczekać, ale z tego co dziś widziałem, to będzie warto, oj będzie. Myślę, że rozmiar też będzie okej.

Napotkałem dziś jednak problem ze znalezieniem przedniej przerzutki 105 w wersji czarnej z obejmą 34,9 mm. Jeśli już jest w jakimś sklepie internetowym, to po sprawdzeniu dostępności okazuje się, że tak naprawdę jej nie ma. Co gorsze - Shimano też jej nie ma i nie wiadomo, kiedy w ogóle będzie. Obdzwoniłem dziś jakieś 6 sklepów, gdzie była szansa żeby ją dostać i wszędzie to samo. Albo wersja srebrna, albo na obejmę 31,8/28,6 mm, albo na hak. Jakaś szansa jest jeszcze ponoć na Gibalskiego, bo podobno coś takiego zamawiali. W ostateczności trzeba będzie zamówić czarną wersję na hak. I tu kolejny plus dla Scotta - do ramy dołączają obejmę 34,9 mm, która umożliwia właśnie montaż przerzutki na hak do S10 (która to nie ma haka). Normalnie, taka obejma to jakieś 30 zł (+ przesyłka, zamieszanie itd.), więc może przynajmniej tyle się zaoszczędzi ;) No ale może jeszcze na Gibalskiego się uda bez kombinowania.

Zamówiłem też dziś sztycę i mostek Smica - 400/31,6 mm i 120 mm. W kwestii mostka wyszedłem z założenia, że skoro rama jest krótsza horyzontalnie o 3 cm, to muszę kupić mostek o te 3 cm dłuższy. Ciężko mi na razie wziąć pod uwagę różnicę wynikającą z innej wysokości główki (bo raczej nie dam 5 cm podkładek żeby dorównać do obecnych 20 cm ;)), ale jakiś punkt odniesienia będzie. A może aż takiej różnicy się nie odczuje i 120 mm będzie w sam raz? Byłoby świetnie. Sztyca bez offsetu. Przynajmniej na razie, chociaż wydaje mi się, że będzie dobrze.

Na razie muszę jeszcze trochę poczekać - pewnie dopiero po Świętach zabiorę się za składanie. Cierpienie tym większe, że niecierpliwa ze mnie bestia ;) Tym gorzej, że pogoda jest już naprawdę świetna, a i ma się jeszcze poprawiać. Zdjęcie pamiątkowe z pierwszego spotkania zrobione na szybko telefonem (jak to M powiedziała - jak dziecko, które dostało wymarzony prezent pod choinkę :D):

14 kwietnia 2011

Ups, zrobiłem to...

Było ostatnio troszkę zamieszania, więc i tu niewiele się działo. Przedwczoraj dotarło do mnie siodełko, wczoraj sztyca. Wszystko już założone. Ale... No właśnie, jest jedno małe "ale"... Zamówiłem ramę S10 Scotta :D Ale od początku. Wczoraj, właściwie przez przypadek, znalazłem trwającą jeszcze aukcję z wspominaną wcześniej ramą (tak, to ta która mi chodziła po głowie od dłuższego czasu ;)). No to szybki telefon. Dostępną od ręki. Tak, od ręki - sam też nie uwierzyłem ;) Nie widziałem jej wcześniej, bo była wystawiona w kategorii "Rowery", a nie "Ramy", a do niej nie zaglądałem - dopiero za pośrednictwem Google'a tam trafiłem. Może tak miało być? ;> Rozmiar M (54), a wcześniej myślałem o L (56), ale po rzuceniu okiem na tabelkę z geometrią, zapowiada się mimo wszystko całkiem nieźle. Wygląda na to, że rura podsiodłowa będzie miała taką samą długość, czyli 540 mm mierząc c-t. Scott ma też kąt 74*, a o ile się nie mylę, FORT miał 73,5*. Krótsza będzie rura górna, ale tu muszę zrobić dygresję ;) Ostatnio na FS pisałem coś o doborze rozmiaru ramy i skłoniło mnie to do sprawdzenia jeszcze raz paru rzeczy u siebie. Otóż górna rura FORTa naprawdę ma 560 mm, ale już mierząc jej długość wirtualną, wychodzi 575 mm. A to już spora różnica, skoro wcześniej wymieniłem ramę Krossa, która miała górną rurę 580 mm c-c. To był też tłumaczyło, dlaczego byłem zmuszony założyć krótki mostek 90 mm i sztycę bez offsetu. Właśnie - trochę za długa górna rura... Udało mi się to co prawda dostosować do swoich wymagań i było nawet całkiem wygodnie, ale mimo wszystko coś mi tu śmierdziało. Mam te swoje 181 cm, ale mam też wadę postawy i raczej mało elastyczne stawy, przez co wygodniej mi się po prostu jeździ w bardziej wyprostowanej pozycji (tu plusem była też wysoka na 20 cm główka; trudno, nie będę miał superaero pozycji i stracę 0,001 s/km ;)). Teraz trzeba będzie pewnie zastosować dłuższy mostek, ale zastanawiam się jeszcze nad sztycą - czy z offsetem czy bez. Nie wiem, czy nie stanie na tej bez... Wczoraj akurat założyłem nową sztycę z siodełkiem i bez offsetu jakoś chyba lepiej się czuję. W razie co i tak jakiś margines regulacji jeszcze jest. Sprawa jest jeszcze do przemyślenia, ale to i tak nie zagwarantuje, że od razu kupię coś na pewno dobrego - niestety ;) Z mostkiem tak samo - najwyżej założę na początek obecny 90 mm i zobaczę, ile dłuższy musiałby być, żeby kierownica zasłoniła przednią piastę (ot, taka magiczna zasada ;)). Bo podejrzewam, że jednak dłuższy będzie musiał być. Potem może coś się dobierze. Hm, co jeszcze? Chociażby przelotki na główce, dzięki czemu nie trzeba jej będzie zabezpieczać naklejkami, widelczyk w zestawie, stery też (będzie z tym troszkę zamieszania, bo wolę półzintegrowanych sam nie nabijać, a i potem będzie mierzenie długości sterówki, przycinanie, nabijanie gwiazdki i cała ta zabawa ;)). Na razie i tak jednak pewnie nie będę mógł zająć się przekładaniem sprzętu, bo tymczasowo nie mam ku temu warunków. Zobaczymy, może to kwestia kilku dni, a może dopiero po Świętach? Tymczasem czekam na przesyłkę (poniedziałek?). Kochany braciszek zapewnił mi już powierzchnię magazynową (no dzięęęki! ;)), więc może uda się to jakoś logistycznie rozwiązać. Na deser zdjęcie tego, o co tyle zamieszania ;)

http://www.scott.pl

Jak dla mnie, wizualny ideał (w ogóle, w Scottach jestem już od pewnego czasu zakochany) ;) Do tego dochodzi stosunkowo niska waga (niecałe 1400 gr) i podobno świetna sztywność. Pożyjemy, zobaczymy. Myślę, że to ostatnia większa zmiana. Do karbonu jakoś nie jestem przekonany, ale może kieeedyś, kto wie... ;) Teraz trzeba jednak zejść na ziemię i wracać do pisania ukochanej pracy. Dziś jeszcze w planach spotkanie z fotografem ślubno-weselnym, więc dzieje się, dzieje ;)

Ach no i we wtorek przybyło też do mnie z powrotem reklamowane koło. Przyznam, że różnica nie jest bardzo zauważalna, ale przy trochę mocniejszym zamocowaniu koła do widelca luzu już nie ma. I o to chodziło :)

11 kwietnia 2011

Naklejki naklejone

Dziś rano dostałem przesyłkę - jak na Pocztę Polską, to ekspresowo, bo naklejki były wysłane w piątek. Tak wyglądały przed naklejeniem:


Przyznam, że początkowo nie byłem zachwycony - nie z wykonania, ale z wymiarów. Naklejki na górną rurę wydawały mi się za duże, ale i tak postanowiłem nakleić. Całość robi się bardzo łatwo. Najtrudniejsze z tego wszystkiego jest chyba naklejenie całości po prostu równo ;) Nie tylko tak, żeby napis biegł równo z rurą, ale i żeby był (w moim przypadku) równo z napisem SPRINT na drugim końcu rury, czyli ponad pół metra dalej. I tak, jak z lewej strony mi to chyba całkiem nieźle wyszło, tak z prawej już idealnie nie jest - napis idzie wzdłuż rury, ale tym razem już nie do końca wyszło mi ustawienie go na równi ze SPRINTem, przez co patrząc z boku, naklejki są niżej, co trochę gryzie w oczy, ale to jeszcze nie koniec świata (chociaż zdjęcia całego roweru robi się od strony napędu, więc NIE BĘDZIE IDEALNIE! ;)). Patrząc od góry rury, widać troszkę tą asymetrię, ale kreseczka od ń częściowo ratuje sytuację, hehe. W razie co, mam jeszcze 2 sztuki naklejek na górną rurę, więc gdyby okazało się, że spędza mi to sen z powiek - będzie szansa na poprawkę ;) Fajnie, bo udało mi się równo nakleić czerwone kreseczki (jak widać na zdjęciu - były osobno). Naklejki na główce wyszły ok. Wreszcie nie jest tak pusto, a całość - w przeciwieństwie do pierwszego wrażenia - bardzo mi odpowiada. Poniżej zdjęcia efektu końcowego - w rzeczywistości jednak naklejki o wiele lepiej się prezentują. Teraz tylko pozostaje mieć nadzieję, że faktycznie są trwałe :)




I jeszcze malutkie wyjaśnienie - nie, nie jestem żadnym super pr0, który musi mieć podpisany rower - po prostu nie podobały mi się puste przestrzenie na ramie ;)

Podziękowania dla naklejki-online.com, bo błyskawicznie się z tym uwinęli, a cena naprawdę sympatyczna. Naklejki miały co prawda kilka malutkich zadziorków, ale ogólne wrażenia jak najbardziej pozytywne. Gdybym miał wystawić komentarz na Allegro, napisałbym sakramentalne polecam! ;)

Teraz czekam jeszcze na koło (wysłane dziś), sztycę i siodełko - czuję, że efekt będzie całkiem całkiem (to oczywiście subiektywna opinia ;))... No i czekam też na lepszą pogodę, bo niestety już ponad tydzień przerwy od jazdy.

10 kwietnia 2011

Czekając na koło, sztycę, siodełko i naklejki

W sobotę rozmawiałem z serwisantem z Wertykalu w sprawie mojego przedniego Fulcruma i dowiedziałem się, że założyli z obu stron łożysk cieniutkie podkładki dystansowe, dzięki którym luzu już ponoć nie ma. Początkowo trochę mnie to nie przekonało, bo wcześniej wspominali coś o wymianie łożysk. Dochodzę do wniosku, że może faktycznie nie było sensu ich wymieniać, bo idealnie pracowały - przejechały przecież dopiero kilkaset kilometrów. Owe podkładki zostały założone między łożysko a kapturek chroniący bebechy piasty przed wodą, piachem itd. Tak więc, nie widać ich. Podobno w ogóle sam producent sugeruje takie rozwiązanie. No nic, w poniedziałek mają wysłać koło, więc pewnie we wtorek będzie z powrotem u mnie. Szkoda, bo przez głupi luz 40 zł poszło na koszty przesyłki...

Dziś kupiłem też na Allegro sztycę Smica 27,2/350 mm i białe siodełko Boplight Team (chociaż w ich katalogu z 2009 jest to model Race) Ergonomic. Chciałem sobie złożyć zestawik Boplighta, ale sztyca kosztowała 50 zł więcej niż Smica, więc pomyślałem, że nie ma sensu dopłacać do innego napisu, pomijając to, że podobno te dwie firmy to ta sama fabryka ;) Dziś wreszcie znalazłem chwilę, żeby przełożyć na próbę sztycę (Boplight 400 mm bez offsetu) z siodełkiem z drugiego roweru (Boplight Team, ale bez dziury) i wygląda na to, że powinno być ok. Sztyca łapie pręty prawie idealnie na środku, a poza tym siodełko wciąż można ustawić nieco bardziej z przodu, porównując do ustawienia obecnej sztycy Ritchey'a i SKNa. Dopiero teraz zauważyłem, że SKN faktycznie jest twardy ;) Co prawda w zupełności nie cierpiałem jeżdżąc na nim, ale Boplight jednak jest odczuwalnie bardziej miękki. Kanapa to też nie jest, ale dotąd korzystałem z niego właśnie w drugim rowerze i nie narzekałem nawet pomimo kiepskiej wkładki w drugich spodenkach. Tak więc, zakładam, że z nowym Boplightem również będzie dobrze i że niedługo nie trzeba będzie szukać czegoś innego. Najbardziej mi jednak zależy na tym, żeby zniknęło to irytujące trzeszczenie/stukanie... Jak już paczki dojdą, to i tak chyba jeszcze raz postaram się dokładnie wyczyścić rurę podsiodłową, bo przy dzisiejszej zmianie sztyc, w niektórych miejscach zostawała na nich szara mieszanina smaru i, chyba, czegoś w stylu aluminiowego pyłu. Coś jakby smar zabarwiony na aluminiowo ;) Gorzej, jak okaże się, że z samą rurą jest coś nie tak - że coś się wytarło, porysowało czy co tam. Na razie jednak, staram się myśleć pozytywnie ;)

W piątek dostałem też informację, że naklejki zostały wysłane, więc będą pewnie w poniedziałek albo wtorek.  I tak czekam na pozostałe graty, więc chwilowo mi wszystko jedno. Chyba trzeba się zaraz kłaść, bo jutro pobudka przed piątą... :)

Paryż - Roubaix 2011

No i kolejna klasykowa niespodzianka - znowu nie wygrał faworyt, którym był m. in. Cancellara, Boonen czy Hushovd. Pierwszy dojechał dziś Johan Van Summeren z Garmin-Cervelo. Uciekł wszystkim 15 km przed metą, skubany. Nie będę tu pisał żadnego streszczenia, bo w Internecie jest już tego sporo. Zresztą pewnie większość zainteresowanych oglądała ;) Włączyłem relację niestety dopiero na 80 km przed metą, ale i tak dużo się jeszcze potem działo. Zdecydowanie pechowo dla Quick-Stepu - zarówno Boonen jak i Chavanel za dużo szczęścia dziś nie mieli... Cancellara chyba niestety troszkę zaspał, bo po nieudanej ucieczce z Hushovdem i Ballanem (którą to właściwie sam cały czas ciągnął, przez co było trochę zamieszania) musiał jeszcze potem gonić Van Summerena. Dojechał tylko 19 sekund po nim, wygrywając jeszcze finisz z Maartenem Tjallingiim (nie ma to jak 3x podwójne litery w imieniu i nazwisku :)) i Gregorym Rastem. Może gdyby wyścig był dłuższy o te kilka km, to Cancellara dałby radę dojechać na pierwszym miejscu. No ale nie był, więc nie ma co gdybać, hehe. Mało zabrakło, ale takie jest kolarstwo ;) Jak na przebieg końcówki wyścigu, to drugie miejsce i tak jest wg mnie świetne. W ogóle tempo było dziś mocne, wyścig skończył się 20 minut wcześniej niż przewidywali organizatorzy (średnia w okolicach 42 km/h przy 265 km zawierających 27 odcinków brukowych - pozazdrościć ;)). Pogoda na szczęście była ładna, bo nie padał deszcz, który jest już właściwie pewnym standardem na Paryż - Roubaix. Kraksy i tak były. I kurz, dużo kurzu... ;) Wciąż nie wyobrażam sobie, jak można jechać ponad 50 km/h po kocich łbach, no ale to już inna sprawa, heh. Gratulacje dla Van Summerena. Samotny wjazd na welodrom musi być fajnym przeżyciem. Kto wie - może kiedyś...? :D

Na ostatnie 30 km przyszła M i oglądaliśmy razem. Byłem w szoku - zauważyła, że opony są szersze niż normalnie... Zatkało mnie, hehe - jeszcze trochę i będziemy szukać dla Niej jakiejś zgrabnej szosóweczki :D

Ostatnie kilometry:

07 kwietnia 2011

Naklejki i sztycowe przemyślenia

Najpierw może krótko o moich sprzętowych planach, o których pisałem wczoraj - nic z tego nie wyjdzie, bo za dużo kombinowania i pieniędzy. Tak więc, zapomnijmy o całej sprawie i radośnie męczmy dalej poczciwego FORTa :) Ostatnio doszedłem do wniosku, że od początku męczyła mnie pusta główka ramy - chodzi mi o brak jakiegoś logo czy innej pierdółki od frontu. Nie wiem, czy w fabryce o nim zapomnieli, czy po prostu ten rocznik nie miał tam nic mieć... Jest to o tyle niefajne, że główka ma aż 20 cm, więc pustka aż wali po oczach ;) Ostatnio na Forum Szosowym było głośno o naklejkach na ramę (tzn. niekoniecznie na ramę - po prostu naklejkach z folii i możliwości samodzielnego ich zaprojektowania). Pomyślałem, że skoro główka pusta (jakkolwiek prawdziwie by to nie brzmiało ;)), można coś zrobić samemu, a FORTa na razie nie planuję się pozbywać, to chyba warto pokombinować. Chodzi o stronę naklejki-online.com. Jest tam całkiem przyjemny kreator, za pomocą którego można stworzyć własny projekt naklejek, które zostaną przez firmę wykonane i wysłane na podany adres. Wszystko właściwie za grosze. A przynajmniej w przypadku małych, kilkucentymetrowych naklejek bez tła, bo takie właśnie zamówiłem. Można też wybrać wersję z kolorowym tłem, folię odblaskową i inne jej rodzaje. Prosto i przejrzyście. Kilka osób z forum już sobie coś tam pozamawiało i podobno jakościowo bez zarzutów. No i ponoć naklejki są odporne na tzw. niekorzystne warunki atmosferyczne. Zobaczymy, jak to wyjdzie w moim przypadku - mam nadzieję, że wymiarowo nie wyjdą za małe/duże w stosunku do powierzchni ramy i jakoś to będzie wyglądało. Niby coś tam mierzyłem, ale - jak wiadomo - w praktyce zawsze może być troszkę inaczej niż by się chciało ;) Nic wyszukanego ani nie wiadomo jak skomplikowanego nie robiłem, jestem raczej minimalistą, hehe. Pierwsza naklejka na główkę, druga na górną rurę w okolicach główki:


Zawsze to jakiś czerwony akcent na ramie, hehe. Zobaczymy, może i nieźle wyjdzie. A może nie...? :D

Jutro albo w najbliższej przyszłości mam zamiar przełożyć w końcu sztycę z Authora do FORTa. Wiążę nadzieję z zerowym offsetem (może wreszcie siodełko byłoby zamocowane na środku prętów...) - wydaje mi się, że przy obecnym ustawieniu odruchowo przesuwam się w czasie jazdy nieco do przodu. Wynikałoby z tego, że wygodniej byłoby mi przy ustawieniu siodełka troszkę bliżej kierownicy, a sztyca bez offsetu może właśnie w tym pomóc. Druga sprawa to to, że Boplight (którego zamierzam przełożyć; wersja Team) ma 400 mm, więc sztyca siedziałaby w ramie na dłuższym odcinku, dzięki czemu może wszystko byłoby sztywniejsze. Zastanawiam się jednak, czy te 400 mm to jednak nie trochę za dużo - sztyca byłaby schowana do połowy rury podsiodłowej, więc nie wiem, czy to z kolei nie przesada w drugą stronę. Może więc sprawdzę tylko jak się ma sprawa z brakiem offsetu. Jeśli będzie ok, to na Allegro namierzyłem już ciekawą Smicę - długość 350 mm, więc powiedzmy, że optymalnie i byłoby to chyba najlepsze wyjście. Ciekawe jest jeszcze to, że Boplight waży 253 g przy swoich 400 mm, a Ritchey Comp... tyle samo przy 300 mm :) Smica niby coś ok. 220 g, więc jeszcze lżej. No i cenowo mi też odpowiada, więc sprawa jest do poważnego przemyślenia ;) Z powodu kiepskiej pogody (dziś była wyjątkowo piękna) może nie być okazji do sprawdzenia tego wszystkiego w praktyce w ciągu najbliższych kilku dni (no i niech mi w końcu odeślą koło! ;)), no ale może nie będzie aż tak źle - pożyjemy, zobaczymy...

06 kwietnia 2011

Gorsza pogoda, różne pomysły

Niestety, od soboty mam przerwę od roweru. Szkoda trochę tych kilometrów w nogach, bo trzeba będzie potem troszkę nadrobić, ale tragedii może jeszcze nie będzie. Tak się ostatnio składało, że jak za oknem było ładnie, to miałem różne obowiązki, a popołudniami pogoda obracała się o 180*. Cóż, tak bywa. Może przez tą wymuszoną przerwę od pedałowania w mojej pustej głowie pojawiły się różne sprzętowe przemyślenia. Na razie może nie będę zdradzał szczegółów, bo niewykluczone, że nic z tego nie wyjdzie, więc nie ma co bez powodu robić zamieszania ;) Tak czy inaczej, dzwoniłem jeszcze z ciekawości do PLUSa z pytaniem o dostępność ramy S10, ale niestety drugiego dnia telefonicznego męczenia miłej pani (pozdrawiam! ;)) okazało się, że nie jest przewidziana żadna dostawa tych ram, ani u polskiego dystrybutora ich nie ma... Można ew. sprowadzić z Belgii, ale to by trwało jakieś 3 tygodnie czy miesiąc. Na razie więc podziękowałem ;) Mam na oku coś innego, ale muszę jeszcze wykonać ze 2 telefony i zobaczymy, czy coś z tego wyjdzie, heh. O tyle miło, że dostałem dziś 2% rabatu (za te spore marcowe zakupy ;)) w Centrum Rowerowym, co w połączeniu z rabatami różnej wysokości na produkty wszystkich producentów daje czasem ciekawe efekty. Zobaczymy, co dalej... Na razie wracam do pisania pracy na studia - czułem się jednak zobowiązany postukać w klawiaturkę po 2 dniach ciszy na blogu ;)

03 kwietnia 2011

Ronde van Vlaanderen 2011

Obejrzałem dziś ostatnie 40 km (z 256 km...) Wyścigu Dookoła Flandrii. No i przyznam, że działo się, działo... Po cichu stawiałem na Cancellarę. Wszyscy czekali na jego rywalizację z Boonenem i Gilbertem. Ostatecznie, wyścig zakończył się trochę niespodziewanie, bo wygrał Nick Nuyens z Saxo Banku. Chavanel drugi, Cancellara trzeci. Bonnen na, chyba najgorszym dla sportowca, miejscu czwartym... Szkoda Fabiana, bo dzielnie walczył przez te ostatnie parędziesiąt kilometrów. Po włączeniu relacji byłem przekonany, że wygra. Potem jednak dopadł go kryzys a i Chavanel nie chciał współpracować (w końcu ten sam team, co Boonen, który to był liderem). Po ataku Gilberta i potem kilku innych faworytów, Cancellara jednak dał radę jeszcze raz odjechać, tym razem już tylko z Chavanelem i Nuyensem. Na finiszu najszybszy okazał się właśnie Nuyens. Wszystkich to trochę zaskoczyło, a samego zwycięzcę chyba też trochę... Cancellara zawiedziony, Chavanel wkurzony ;) Tak czy inaczej, dla Fabiana pełen respekt - nie wiem, z czego on ma nogi i serce, ale atak na 40 km do mety, kryzys, potem kasowanie ataków innych i na koniec atak, który dało radę wytrzymać tylko 2 innych zawodników, a to wszystko po przejechaniu 256 km ze średnią w okolicach 43 km/h po pagórkach i odcinkach brukowanych - dla mnie to po prostu kosmos. Mam nadzieję, że kiedyś nie okaże się, że Cancellara coś brał (pomijając niedawne oskarżenia o silnik w rowerze ;)), bo naprawdę gościa lubię. Nie dość, że mocny jak nie wiem co, to jeszcze skromny i sympatyczny.

Ostatnie 5 km:


A za tydzień Paryż-Roubaix - tego się chyba jeszcze bardziej nie mogę doczekać, hehe.

02 kwietnia 2011

Szosa 02-04-2011 (130)

Nic nie stanęło dziś na przeszkodzie, aby udać się pod fontannę do Pruszkowa. Koła napompowane bez problemu, ze spinką też wszystko ok, a do tego ładna pogoda, chociaż przed tą 10:00 jeszcze jakiegoś wielkiego upału nie było. Razem było nas 8 osób, z czego pojechało 6. Grzesiek z Piotrkiem wpadli tylko na chwilę towarzysko, bo na przeszkodzie stanęły inne obowiązki/problemy z kolanem. Pojechaliśmy trasę na Leszno z pętlą przez Małocice i Truskawkę. Do Brwinowa droga taka sobie, sporo dziur i nierówności, ale potem już właściwie cały czas ładny i równy asfalt. Tempo cały czas ok. 30 km/h, chociaż w drodze powrotnej już częściej było coś w okolicach 36 km/h. Pod koniec grupa nam się trochę skurczyła, i do Pruszkowa dojechaliśmy we 4. Na drodze 579 miałem niemiłą niespodziankę, bo przy zrzucaniu łańcucha z dużej na małą tarczę, zleciał sobie między zębatki a ramę. Pierwszy raz mu się zdarzyło, będę musiał troszkę podkręcić śrubę ograniczającą przerzutkę. Na szczęście ani siebie, ani nikogo innego przez to nie położyłem. Potem już było ok. Cała trasa Pruszków - Pruszków miała równiutkie 100 km. Do tego doszło mi 2x 15 km na dojazd, wiec dziś razem 130 km. Podobnie jak przed środową setką, wchłonąłem talerz makaronu z jajkiem, w drodze 2 banany i muszę przyznać, że już drugi raz taki zestaw się świetnie sprawdził, bo głód zacząłem czuć dopiero chwilę przed wjazdem do Warszawy. Nogi były trochę zmęczone, ale też bez tragedii - myślałem, że będzie gorzej. I myślałem też, że z kolanami będzie niewesoło, bo w czasie jazdy jednak trochę się im dostało (chociaż na dużej tarczy i tak stosunkowo niewiele kręciłem). Wszystko jednak wskazuje na to, że chyba będzie dobrze - przeważnie kilka godzin po jeździe coś już czułem, a jak na razie spokój i nic nie boli. Żeby nie było zbyt fajnie - pod koniec jazdy znowu coś zaczęło trzeszczeć pod siodełkiem. Pomyślałem, że jutro spróbuję jeszcze raz (ostatni ;)) wyjąć sztycę i dokładniej wyczyścić - odtłuścić i przetrzeć głębiej niż ostatnio. Przyjrzę się jeszcze dokładniej temu, co się dzieje w środku rury podsiodłowej - może znajdę coś ciekawego... A potem zobaczymy, co dalej.

Jutro albo jakiś krótki dystans, albo dzień przerwy od roweru, bo jest parę rzeczy do zrobienia. A może sobie obejrzę Flandrię (chociaż raczej nie całą relację ;))? Ciekaw jestem, co się będzie działo i kto wygra...

Niedawno skończyły się też aukcje - przyznam, że ceny końcowe nawet mi się podobają i troszkę pieniążków wpadnie (o ile się nikt nagle nie rozmyśli ;)). Może warto zadzwonić i zapytać, jak się ma sprawa z S10...? :D

Zdjęcia z Pruszkowa

01 kwietnia 2011

Spinka, pompka, sztyca, koło...

To może od początku - odebrałem dziś conneXy. Pomimo obaw, spinkę SRAMa udało mi się zdjąć nawet bez większych problemów. Oczywiście z pomocą kombinerek, ale myślałem, że będzie gorzej. Pomimo jej jednorazowości na razie nie będę się jej pozbywał - będzie na czarną godzinę. Druga pójdzie na Allegro, heh. Przejadę na tym łańcuchu może jeszcze jakieś 500 km i założę drugi. Nową spinkę bez problemu udało się założyć bez użycia jakichkolwiek narzędzi. Próbne zdejmowanie poszło równie łatwo. Teraz sobie przypomniałem, że faktycznie miałem już kiedyś te spinki, ale na łańcuch 8s. Tak więc, jedna kwestia załatwiona.

Druga sprawa - pompka, a właściwie wspominany wcześniej adapter. Tu chyba też sukces - dziś po powrocie do domu popatrzyłem troszkę co i jak, porównałem obie i próbowałem dojść do tego, dlaczego w przypadku nowego adaptera powietrze ucieka od razu po podłączeniu pompki. Może nie będę się zagłębiał w szczegóły, ale wygląda na to, że udało mi się rozwiązać problem. Pomijając nieco mniejszą długość nowej końcówki, nie posiada ona uszczelki. Udało mi się więc wyjąć ją z plastikowej przejściówki BETO i włożyć do nowej. Teraz właściwie wychodzi na to, że mam dwie sprawne, bo nowa z uszczelką działa, a i stara (ze względu na możliwość wykorzystania pełnej długości gwintu, który pod koniec nie był zerwany) bez uszczelki też daje radę. Będę chyba jednak korzystał z nowej - nie chciałbym, żeby podczas któregoś pompowania gwint jednak nie wytrzymał i mi coś niespodziewanie walnęło ;) Wygląda na to, że druga sprawa też załatwiona.

Dalej  - sztyca... Tu właściwie bez żadnych zmian - dziś niestety nie miałem okazji pojeździć, ale jutro może uda mi się podjechać do Pruszkowa i pokręcić trochę w grupie. Może jutro jeszcze nic nie wyjdzie, ale przy następnej jeździe? Zobaczymy. Najlepiej byłoby, gdyby w ogóle nic nie wychodziło. Chociaż nową sztycę mam już na oku, o ramie nie wspominając, heh. No i mam nadzieję, że z nową spinką nie będzie problemów i nagle nie puści w czasie jazdy ;) Nie powinna, łańcuch ma dopiero ze 300 czy 400 km lekkiej jazdy w dobrych warunkach, więc jest praktycznie nowy. A zresztą - o tym już chyba wczoraj pisałem...

Ostatnia kwestia - koło. Parę dni temu zorientowałem się, że w przednim Fulrcumie jest niewielki luz na osi. Ponoć rzadko spotykane zjawisko, no ale jednak... Myślałem, że może coś tam się w czasie samo ułoży, ale właściwie nie wiem, dlaczego tak myślałem ;) Luz to luz, więc może chyba być tylko większy. Są tam łożyska maszynowe, więc sam nic z nimi nie zrobię. Co prawda w czasie jazdy nic nie czuć i koło pięknie się kręci, ale już przy stojącym rowerze, luz można wyczuć ruszając lekko kołem na boki czy po prostu stukając w obręcz. Dzwoniłem do Wertykalu i oczywiście uznają gwarancję, chociaż podobno przez 400 sprzedanych kompletów kół o żadnych problemach nie słyszeli. No ale nic nie poradzę, trochę zachodu będzie (i koszty przesyłki! ;)), ale chyba nie ma co się zastanawiać, tylko skorzystać z gwarancji i cieszyć się kołem bez wad. Ale tym zajmę się raczej dopiero w poniedziałek - paczka pewnie i tak dopiero wtedy by poszła, a i jeszcze będzie można na nim pojeździć przez weekend. Może nawet dobrze się złożyło, że starych kół jeszcze się nie pozbywałem, to w razie co nie będę unieruchomiony ;) W Wertykalu to podobno kwestia jednego dnia, ale jeśli wyślę koło w poniedziałek, to zanim dojdzie, zrobią, wyślą i wróci do mnie to pewnie i tak koło tygodnia się zejdzie. Obejdę/obdzwonię jutro albo w poniedziałek z rana okoliczne sklepy rowerowe w poszukiwaniu jakiegoś niepotrzebnego kartonu na koło, bo dla tego, w którym przyszły Fulcrumy nie starczyło miejsca w mieszkaniu ;)

No i chyba tyle rowerowych aktualności. Na żaden prima-aprilisowy żarcik się chyba nie będę silił, hehe. Trochę jestem padnięty, więc w planach na dziś jeszcze chyba tylko czytanie książki i to pewnie będzie ostatnia czynność, którą  zrobię przed zaśnięciem... ;)