03 stycznia 2012

Szosa 03-01-2012 (54,53 km)

Częściowo przeniesione z Bikestats
 
Oprócz tego, że to pierwsza jazda na szosie w tym roku (pokręciłem się standardowo w okolicach Lipkowa), były jeszcze 2 pierwsze razy. Mianowicie - pierwszy raz z pulsometrem (i pomiarem kadencji) i pierwszy raz z 6700 12-23T. Z nowej kasety i dostępnych przełożeń jestem zadowolony. Fajnie, że jest zębatka 18T. Natomiast jazda z pulsometrem... Ciekawa i to bardzo :) Dotychczas patrzyłem przeważnie na prędkość, natomiast dziś złapałem się na tym, że na prędkość spojrzałem zaledwie kilka razy ;) Niestety, równe 2 miesiące przymusowej przerwy od roweru szybko się uwidoczniło. Nawet przy spokojnej jeździe serducho waliło ok. 170 BPM (chociaż tak naprawdę nie czułem się jakoś wyjątkowo umęczony). Na razie przyjąłem sobie HRmax jako 220 - wiek + 5, ale jestem świadomy tego, że nie jest to najdokładniejsza metoda. Strefa tlenowa (przyjąłem 65% - 75% HRmax) powinna zatem teoretycznie obejmować zakres 130 - 150 BPM. Chociaż starałem się zbytnio nie katować, to gdybym miał jechać w tlenie, poruszałbym się pewnie ok. 20 km/h ;) Trzeba się jednak będzie trochę bardziej dostosować, bo dzisiejsza jazda pokazała, że za dobrze nie jest, hehe. Myślę, że (jeśli pogoda będzie sprzyjała i czas pozwoli) wyskoczę jeszcze kilka razy i sytuacja nieco się poprawi. Chciałem sobie z ciekawości sprawdzić, jakiemu HR odpowiada jakiś mocniejszy wysiłek. Przy niezbyt długim sprincie pod wiatr wyszło mi 194 BPM, co właściwie z miejsca obalałoby wzór 220 - wiek, wg którego mój HRmax wynosiłby wówczas 195 - zakładam, że nie jest to szczyt moich możliwości. Nie wiem jednak, czy pulsometr nie gubił czasem sygnału (może opaska była za luźno założona, albo za słabo ją zwilżyłem?), bo przy tym pseudosprincie przez dłuższy czas było jakieś 173 BPM, a dopiero po odpuszczeniu pokazało się te 194... Zwrócę na to uwagę następnym razem. Może też przy okazji zrobię sobie kiedyś test wg Friela - z czystej ciekawości. Albo spróbuję po prostu zakatować się w inny sposób ;) Dopiero w drodze powrotnej jechałem sobie w tlenie. Niestety, troszkę za mało wcześniej zjadłem przez co pod koniec zaczęły mnie opuszczać siły. Dobrze, że wziąłem ze sobą moją ukochaną czapeczkę, bo po wyjściu z domu było jeszcze ciepło (jakieś 7°C), ale potem zaczęło się robić coraz mniej fajnie. Dystans raczej nie powala, średni puls za wysoki jak na początek roku i powrót na rower po przerwie, ale za to pogoda była dobra i drogi zdążyły praktycznie całkowicie wyschnąć po nocnej ulewie:


O samym pulsometrze (chociaż to tak naprawdę licznik z pulsometrem i pomiarem kadencji) przy najbliższej okazji - jak na razie jestem jak najbardziej zadowolony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz