12 stycznia 2012

A miało być szybko i przyjemnie...

Miało być, ale oczywiście nie było :) Ponieważ pogoda jest beznadziejna (podobnie zresztą jak cały dzisiejszy dzień, ale nie o tym... ;)), zabrałem się dziś za czyszczenie roweru po ostatniej jeździe w miksie wody i błotka. Efekt prezentował się mniej więcej tak:


Myślałem, że to po prostu piach, który razem z wodą trafił za pośrednictwem opon na ramę, więc zakładałem użycie szczotki, mokrej i suchej szmatki, jakieś 10 minut roboty i z głowy. Przeciwnik okazał się jednak znacznie bardziej wymagający ;) Nie wiem, co to było, ale wyjątkowo ciężko schodziło. Może przy okazji jazdy po rozkopanym Trakcie Królewskim (w tym przypadku nazwa raczej średnio pasuje...) i tamtejszym błocie, które stworzyli drogowcy załapałem się na coś więcej niż piasek? To coś stworzyło, jak widać, piękną powłokę, która trafiła praktycznie w każdy zakamarek tylnej części ramy. Nowiutki czujnik kadencji już nie wyglądał jak nowiutki ;) a zacisk sztycy został właściwie zakryty. Ślizg też w błocie, które elegancko zakrywało linki. Nie chciałem wyczyścić sztycy tylko z zewnątrz, więc wyjąłem ją, wyczyściłem (razem z wnętrzem podsiodłówki), lekko maznąłem smarem i z powrotem do środka. Coś mi się też nie podobało w pracy sterów. Żeby potem nie żałować efektów, tam też zajrzałem. Na szczęście, piaseczek dostał się tylko pod plastikowy pierścień między koroną widelca a główką ramy - w środku czysto. Rura dolna też cała usmarowana. Właściwie cały rower był pokryty błotkiem o mniejszym lub większym stężeniu. Na szczęście napęd pozostał czysty. Z planowanych 10 minut zrobiło się sporo więcej i niestety nie pokręciłem dziś przez to na rolkach. Jutro zapowiada się sporo jeżdżenia (niestety nie na rowerze), więc pewnie kolejny dzień bez ruchu... No ale przynajmniej rower czysty i gotowy do jazdy w razie poprawy pogody ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz