28 lutego 2011

Szosa 28-02-2011 (60)

Na termometrze 2*C, za oknem słonecznie i sucho, więc decyzja wydawała się oczywista ;) No i przecież moje wczorajsze zmagania z igłą i nitką nie mogły pójść na marne... Na bucie ochraniacz prezentuje się już trochę lepiej:


Jeszcze w mieście, na światłach zagadał do mnie jeden kierowca. Okazało się, że też trochę jeździ(ł) i że jego ostatnia kolarzówka ważyła 8,5 kg - tego się dowiedziałem ;) Sympatyczny gość, powiedział mi jeszcze, że dziś Justyna zdobyła srebrny medal, krótko streścił wyścig ;) i życzył szerokiej drogi. Niby tylko postój na światłach, hehe.

Pierwszą połowę trasy całkiem miło się jechało. Przez znaczną część drogi świeciło słońce, dzięki któremu praktycznie nie marzłem. W większości z wiatrem. W mieście drogi suche, ale poza nim już przeważnie odwrotnie - cały rower został elegancko usyfiony i został mu już przydzielony status do mycia ;) Dojechałem sobie do Borzęcina Dużego bocznymi szosami i wróciłem drogą 580, razem wyszło te 60 km. W drodze powrotnej już niestety słońce nie świeciło i wiał zimny wiatr w twarz, więc tempo pozostawiało sporo do życzenia ;) Jak na razie jest ok - nogi mam troszkę zmęczone, ale kolana nie zgłaszają jeszcze (i oby w ogóle nie zgłaszały) żadnych zażaleń. Zobaczymy wieczorem. Teraz się chyba chwilę prześpię, bo w planach jest jeszcze wieczorny basen z M.

27 lutego 2011

Reanimacja ochraniacza na but

Jakoś na początku zimy podarłem sobie prawy ochraniacz na but zahaczając nim przy ruszaniu o dużą tarczę (do dziś nie wiem do końca jak - chyba musiałem zaczepić jakoś o tylną część tarczy, bo przecież na znacznej części jej obwodu jest łańcuch). Ale ze mnie pierdoła... ;) W efekcie powstało ekspresyjne rozdarcie w ujmującym kształcie odwróconej litery L, urozmaicone kwadratowym ubytkiem materiału w narożniku. Wyglądało to tak:


Przez jakiś czas jeździłem nawet z tą dziurą zaklejoną taśmą izolacyjną, jednak ostatnio to jakże precyzyjne połączenie okazało się niezbyt trwałe (co za niespodzianka ;)). Zmotywowany obiecywanymi wyższymi temperaturami w kolejnych dniach, postanowiłem coś z tym zrobić. Zaangażowałem zespół złożony z mojej ręki, igły oraz nitki. Efekt może nie jest powalający, ale na swoje usprawiedliwienie mogę dodać, że ostatni raz szyłem w szkole podstawowej, a ta dziura była o tyle wredna, że trzeba było naciągać materiał - stąd te fałdy. Możliwe, że wszystko rozsypie się już przy zakładaniu albo po pierwszych 10 km, ale tak naprawdę gorzej już raczej nie będzie, więc nie zaszkodziło spróbować. I tak na tą zimę nie planowałem kupować nowych. A zresztą... Podejrzewam, że nawet zaszyta dziura w ochraniaczu na but nie spowoduje, że przy jeździe w temperaturze w okolicach zera nie zamarznie mi twarz i nie wrócę do domu po pół godziny... ;) Na koniec wizualizacja efektu końcowego (mimo wszystko w rzeczywistości wygląda chyba lepiej):


11 lutego 2011

Czyżby wreszcie?

Historyjki o kolanach i korbach ciąg dalszy. Od rana lało, więc myślałem, że zabawa z nowymi korbami będzie musiała poczekać. Zabrałem się jednak od nowa za ustawianie, mierzenie, jeżdżenie na rolkach, nagrywanie, oglądanie, sprawdzanie itd. ;) Oczywiście z przerwami, bo miałem jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale ostatecznie siodełko poszło o 3 mm do góry i 5 mm do przodu. Ok. 21:30 (tak, to świetna godzina na jazdę na rowerze ;)) doszedłem do wniosku, że to chyba wreszcie to czego szukam, a że od wczesnego popołudnia ulice zdążyły jako tako przeschnąć, nie było innej możliwości jak nie wyjść pokręcić na żywo chociaż godzinkę ;) Napiszę może tylko o pierwszych wrażeniach, bo niewykluczone, że przed snem kolana zdążą się jeszcze odezwać. No ale... W skrócie - zupełnie inna jazda. Czułem, że w pedałowanie jest w końcu zaangażowana cała noga, a nie jak dotychczas, przede wszystkim mięśnie czworogłowe uda. W ogóle ruch nogi jest bardziej naturalny. W dolnym chwycie też jakby wygodniej. Dochodzę do trochę ironicznego wniosku - czyżbym przez tych ładnych parę lat jeździł mając zupełnie niewłaściwie ustawione siodełko? ;) To by pewnie tłumaczyło moje problemy z kolanami. Bo wcześniej, oprócz czworogłowych czułem też głównie pracę kolan... Oglądając ostatnie nagranie z rolek, noga chyba wreszcie nie wykonuje nienaturalnego ruchu w przód, który zauważyłem dopiero po jakimś czasie na wcześniejszych nagraniach. Przez zmianę ustawienia siodełka nie wiem właściwie, jak bardzo korzystna okazała się zmiana korb, ale na pewno nie jeździ mi się gorzej (175 mm wystawię na Allegro pewnie dopiero za jakiś czas, bo w czwartek planujemy z M wyjechać na parę dni, a nie chciałbym wystawiać ich na marne 3 doby). Dziś nie cierpiałem też korzystając z tarczy 53T - czyżby miała wrócić do łask? :) Dotychczas, nawet po kilku minutach kręcenia na rolkach zaczynało mnie pobolewać lewe kolano - teraz tego nie ma. Kurczę, nie chcę sobie za wcześnie robić nadziei, bo dziś przejechałem praktycznie tyle co nic, ale czuję zdecydowaną zmianę na lepsze. Być może dłuższe dystanse (do których trzeba będzie pewnie od nowa przyzwyczaić, a właściwie przystosować, nogi) szybko pokażą, że takie ustawienie jednak idealne nie jest i za wcześnie się ucieszyłem, ale na razie naprawdę mam nadzieję, że będzie dobrze. Może potrzebne będą jeszcze minimalne zmiany? A może trzeba będzie zmienić ramę...? ;)

10 lutego 2011

Nowe korby założone...

Jak w tytule - w moje łapska trafiły jakąś godzinę temu oczekiwane od 3 dni korby Shimano 105 5600-L 53/39T 172,5 mm. Zdjąłem już stary mechanizm i założyłem nowy. Jakąś wyjątkową sympatią darzę system HTII - może po wcześniejszych przejściach z kwadratem i Octalinkiem...? Zapomniałem wcześniej wspomnieć, że zaoszczędziłem też 40 zł na suporcie, bo bez problemu mogę wykorzystać obecny - w XTRaBike, gdzie dopadłem nowe korby mieli tylko wkłady ITA w zestawie z korbami, a potrzebowałbym BSA. Srebrne pedały nawet jakoś się strasznie kolorystycznie z czarnymi ramionami nie gryzą, tym bardziej, że ramiona nie są idealnie czarne (w porównaniu np. do hamulców 5600 czy samych tarcz mechanizmu 5600-L), a sprawiają wrażenie lustrzanych. Zresztą, bez przesady... A o zmianie pedałów może przy innej okazji coś napiszę, na razie nie będę zaczynał 100 wątków na raz ;) Jeśli jutro pogoda dopisze, to oczywiście trzeba będzie zaliczyć jakiś teścik terenowy. Jeśli nie, to pozostaną rolki, chociaż na nich i tak raczej trudno będzie sprawdzić chociażby cięższe przełożenia. No i najpierw oczywiście dostosowanie ustawienia siodełka do nowej długości ramion. Jak starczy czasu, to trzeba będzie wystawić na Allegro poprzednie korby ;) Myślałem, że są w gorszym stanie, a tak naprawdę wyglądają całkiem nieźle i zęby właściwie też są jeszcze mało zużyte, więc może coś z tego będzie. Skoro 172,5 już są, to chyba i tak zdecyduję się na pozostanie przy tej długości, kolana pewnie gorzej na tym nie wyjdą (a oprócz tego, teoretycznie właśnie takie powinienem mieć przy swoim wzroście i rozmiarze ramy). Poniżej zdjęcie nowego nabytku - jeszcze chłodne po wyjęciu z paczki ;)

07 lutego 2011

Kolana, korby...

Zgadza się - za wcześnie się wczoraj ucieszyłem... Po powrocie z tych 50 km, z kolanami było wszystko dobrze, ale jak ok. 21 zaczęły mnie boleć oba, to miło zdecydowanie nie było. Nawet teraz jeszcze je trochę czuję. Tak więc, dziś od nowa mierzenie, ustawianie i inne duperele. Naprawdę doceniam, że mam ferie ;) Może żeby się za bardzo nie zagłębiać i rozpisywać - skończyło się na zamówieniu nowych korb... Trochę mi to nie na rękę, bo raczej nie planowałem teraz żadnych większych wydatków rowerowych, ale jeśli z kolanami mam mieć spokój, to chyba nie ma się co zastanawiać. O ile oczywiście to rozwiązanie okaże się dobre... Jeździłem teraz na korbach 105 5600 - 52/39T, 175 mm. 181 cm wzrostu, noga 86 cm. Postanowiłem kupić właściwie te same (pomijając to, że w wersji czarnej, ale to mi nawet odpowiada ;)), jednak z tą różnicą, że teraz ramię 172,5 mm (i model z 2009 r., ale to dla mnie w sumie bez różnicy, a dzięki temu taniej). W poprzedniej szosówce miałem 172,5 i nawet przy za dużej ramie kolan nie czułem, więc mam nadzieję, że zmiana wyjdzie na dobre. Dużo jest teorii o doborze właściwej długości (że wzrost, że długość nogi, że kadencja, że obciążenie, mnożenie przez współczynniki, itd. itp.) i jej wpływie na jazdę, ale właściwie wszędzie pojawia się stwierdzenie, że im krótsza, tym mniej dostaje się kolanom (a z kolei ze 170 mm wolę chyba nie eksperymentować, bo ponoć długość nogi też powinno się uwzględnić przy wyborze długości ramienia korby), a przecież na tym mi przede wszystkim zależy. Jest jedna korzyść z tego, że od jakiegoś czasu coś mnie tam w tych gnatach pobolewa - przyzwyczaiłem się do jazdy z wyższą kadencją, bo jadąc z niską praktycznie nie było to możliwe ze względu na ból. I tu przyszło mi do głowy to, że praktycznie przestałem korzystać z tarczy 52T po zmianie korb na 175 mm. Tak mi się przynajmniej wydaje, że było to w podobnym czasie... Nie wiem, może przez bolące kolano mięśnie odzwyczaiły się od cięższego kręcenia i po prostu nie miałem wystarczająco dużo siły w nogach żeby jechać na dużej tarczy, ale nie zmienia to faktu, że ilekroć pedałowałem z niższą kadencją, tylekroć czułem to potem w kolanach (zwłaszcza lewym, które nawet nie tyle było zmęczone, co po prostu bolało i to całkiem nieźle, co skończyło się wizytą u ortopedy). I o tym też zapomniałem pisząc, że od dłuższego czasu wygodnie mi się jeździło, czy jak to tam wcześniej ująłem. Z wyższą kadencją faktycznie problemów chyba nie było, chociaż i tak czasem kolana czułem, ale przy niższej właściwie zawsze coś potem szwankowało. Więc wcale takiej rewelacji nie było. Liczę się oczywiście z tym, że powrót do 172,5 niewiele da. Będę przynajmniej wiedział, czy w moim przypadku również potwierdza się teza, że dłuższe korby mają negatywny wpływ na kolana. W razie co, jest przecież Allegro, heh... A może po prostu teraz wychodzi to, że przez pewien czas miałem w rowerze do XC za nisko ustawione siodełko i już żadne manewry z korbami nie pomogą? Mam nadzieję, że nie...

A tak jeszcze przy okazji i nie na temat - równo miesiąc temu założyłem bloga - ależ ten czas szybko leci! ;)

06 lutego 2011

Szosa 06-02-2011 (50)

Wczoraj pogoda była taka, że lepiej nie mówić - 8*C i ulewa, jaka nawet w cieplejszych miesiącach rzadko rzadko się zdarza. Luty, nie ma co... Znalazłem sobie jednak zajęcie i miałem zamiar sprawdzić jeszcze raz ustawienie siodełka, bo ostatnio znowu coś mi, a właściwie moim kolanom, nie pasowało. Dziwne, bo od dłuższego czasu wszystko było ok i jeździło mi się naprawdę wygodnie. Posunąłem się nawet do tego, że kręcąc na rolkach nagrałem sobie pracę nóg, sprawdzałem kąt wyprostowanej nogi i pion kolano/oś pedału, hehe. Wszystko jednak wyglądało dobrze (pomijając oczywiście amatorskość takich pomiarów), a i przecież nic ostatnio nie zmieniałem. Tak to już jest, jak za oknem leje, a człowiek dawno nie jeździł ;) No ale nie o tym miało być...

Wczoraj też otrzymałem od M radosną wiadomość - dziś zapowiadali jakieś wyższe (jak na luty) temperatury i brak opadów. No i sprawdziło się - za oknem suchutko i 5,5*C na termometrze! Trzeba to więc było jakoś wykorzystać, bo podobno od wtorku ma wrócić zima. Tak więc ok. południa wskoczyłem na rowerek i pojechałem na jedną z moich oklepanych tras: Warszawa - Laski - Izabelin - Koczargi Stare (ul. Akacjowa wreszcie zrobiona!) - Zielonki-Parcele - Latchorzew - Warszawa. Jechało się świetnie, w ogóle nie czułem, że miałem trochę przerwy w styczniu. Co prawda trochę wiało, ale i tak było lepiej niż wczoraj, kiedy to jadąc z wiatrem można by jechać pewnie z 50 km/h nie wstając z siodełka ;) Dziś przynajmniej słońce przebiło się przez chmury, co w porównaniu z tym, jaka pogoda była przez ostatnie 2 miesiące naprawdę zachęcało do jazdy. Po drodze, w okolicach Hornówka, minąłem 3 szosowców, wcześniej jednego, który - o ile mnie wzrok nie mylił - jechał w krótkim rękawku. No cóż, co kto lubi ;) Drogą 580 jechałem praktycznie cały czas powyżej 35 km/h - miłe zaskoczenie. Zaskoczyło mnie też jak zmieniła się droga przy nowej S8 - gdybym nie wiedział, że wcześniej coś tam kopali to pomyślałbym, że gdzieś źle skręciłem ;) Górczewską też się miło mknęło. Dopiero ok. 3 km przed domem zacząłem czuć mięśnie nóg i głód, więc można powiedzieć, że dystans dobrany idealnie jak na obecną formę, heh. Super, że mogłem dziś na chwilę wyskoczyć, bo pomimo ferii trochę obowiązków jednak jest, więc dobre i 50 km.  Na drogach trochę świeżych dziur narodzonych po (właściwie w trakcie) zimie. Kolana się jak na razie nie odzywają (nawet lewe - miło), więc mam nadzieję, że wszystko będzie ok. Pogoda genialna, chociaż troszkę zmarzły mi palce u stóp, ale to nic. Na koniec 2 zdjęcia - będzie się miło wspominało, jak zima znowu wróci ;)