Wczoraj pojawiła się możliwość wyskoczenia na szosowe kilkadziesiąt kilometrów po pracy. Co prawda aura była taka sobie, bo na termometrze 3°C, a naokoło kompletne ciemności, ale przynajmniej było sucho, więc nie ma co narzekać - bywało gorzej. Do końca roku okazji do jazdy pewnie już zbyt wiele nie będzie, więc trzeba korzystać póki można. Kto wie, może to ostatni wypad na szosę w tym roku?
Poleciałem do Czosnowa. Coraz bardziej chodzi mi po głowie zakup jakiejś konkretnej lampki. Chociaż z sigmy jestem zadowolony, to nie ma co się oszukiwać - nie jest to z pewnością lampka, która służy do oświetlania drogi. Jako światło pozycyjne jest w porządku (bo i taki był zamysł), ale przy nieoświetlonej drodze pojawiają się problemy. W drodze do Czosnowa jest kilka odcinków całkowicie pozbawionych latarni i wówczas za zapewnienie jakiejkolwiek widoczności odpowiada światło księżyca (chyba, że akurat chmury skutecznie go zasłaniają :)) i światła samochodów jadących za plecami. Nie za bogato. Sigma pozwala jedynie ledwo oświetlić linię (jeżeli jest) oznaczającą krawędź jezdni. A to niestety trochę za mało, żeby móc jechać w miarę pewnie. Do tego dochodzą światła samochodów jadących z naprzeciwka. Co prawda też oświetlają trochę drogi, ale po tym jak przejeżdżają obok, przez ułamek sekundy nie widać zupełnie nic - źrenica się zwęża, a zanim rozszerzy się z powrotem, mamy właśnie chwilową przerwę w widoczności (cóż za fachowa analiza medyczna! ;)). O kierowcach jadących z włączonymi światłami drogowymi nie wspominam. Jak widać (albo raczej nie widać), jazda w takich warunkach jest taka sobie, nawet jeśli jechało się daną trasą dziesiątki razy. Na szczęście dużo takich mało przyjemnych odcinków po drodze nie ma, ale mając pecha może wystarczyć kilka metrów żeby się gdzieś rozsypać. A tego byśmy nie chcieli... :)
W niektórych miejscach droga była nieco mokra, a żeby było weselej, zdążyło już trochę to dziadostwo przymarznąć. Jak by nie patrzeć, opony 23 mm kompletnie pozbawione bieżnika (chociaż i on niewiele by tu pomógł) nie są wymarzonym sprzętem do jazdy po lodzie :)
Pomimo wspomnianych atrakcji udało mi się jednak dotrzeć nie tylko do Czosnowa, ale i z powrotem do domu w jednym kawałku. Widoki raczej nie powalały, na dodatek miejscami pojawiła się lekka mgła i jadąc Rolniczą, okolica prezentowała się mniej więcej tak:
-5 do motywacji, ale na szczęście sytuację ratowała trochę muzyka. Wracając, na skrzyżowaniu Estrady z Arkuszową odbiłem w lewo żeby ominąć nieoświetlone fragmenty Radiowej - pojechałem więc trochę naokoło, ale zawsze to dodatkowe kilka kilometrów ;) Koniec końców, pomimo ciemności wyszła całkiem fajna jazda i chociaż do optymalnej formy daleko, to nogi nie dawały za wygraną. Nieco bez nadziei, ale optymistycznie będę starał się złapać jeszcze jakieś kilometry w tym roku... :)