Dziś nie było za bardzo okazji żeby pokręcić sobie na żywo na Authorze, więc postanowiłem, że wskoczę chociaż na rolki i pomęczę trochę Scotta. Jakiegoś wielkiego entuzjazmu to we mnie nie wzbudziło, a to z powodu, o którym pisałem już kilka razy (a właściwie za każdym razem kiedy piszę o rolkach ;)) - z tylną rolką (z dekielkami) stało się/dzieje się coś złego, przez co całość pracuje zdecydowanie za głośno. W czasie jazdy, w zależności od tego jak daleko od środka/krawędzi rolek znajduje się rower słychać przeróżne odgłosy. Od szumu, przez trzeszczenie, piski, aż do odgłosu podobnego do łamania czegoś twardego. Jazda na rolkach nie jest jakimś wyjątkowo porywającym zajęciem, ale te odgłosy sprawiają, że odechciewa się wszystkiego. Dziś moja irytacja sięgnęła zenitu i wytrzymałem... Całe 18 minut :> Niestety, nie wiem czy jeszcze coś z tego będzie. Cierpliwość w tym temacie już mi się powoli kończy, więc trzeba pomyśleć nad innym rozwiązaniem. Albo w ogóle olać kręcenie w zimie i w miarę możliwości męczyć Authora (tylko jazda na Authorze mi się w tej opcji podoba ;)) albo skusić się jednak na jakiś trenażer magnetyczny solidniejszej firmy (brałbym pod uwagę Elite'a albo Tacx'a), bo firmie Roto udało się mnie skutecznie zniechęcić jakością wykonania rolek. Niestety, kupowanie trenażera w zimie (nie na zimę, tylko w zimie ;)) jest mało przyjemnym rozwiązaniem z punktu widzenia poziomu cen, ale kurczę... Pocieszające jest to, że w lutym dostanę jeszcze stypendium, więc może jakoś bym to przebolał i nie musiał się jeszcze wynosić pod most ;) I powinno udać mi się znaleźć jeszcze kilka części na sprzedaż, zawsze może parę groszy więcej by było. Sprawa jest do przemyślenia, ale dzisiejsza próba zbliżyła mnie jeszcze bardziej do decyzji o wyborze jakiegoś innego rozwiązania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz