25 czerwca 2012

Nowy rekord ilości przejechanych kilometrów!

Rekord, rekord... Nie pamiętam, kiedy tak mało przejechałem ;) No ale dziś nie ilość kilometrów była celem tylko dotarcie z A do B. Wyszło całe 9,52 km! Prosto po pracy pojechałem po małe mieszkaniowe zakupy, potem - właśnie na rowerze - do mieszkania żeby coś tam pomalować i zrobić kilka innych rzeczy. Wróciłem o 23 i teraz czas na zabawę z Allegro i zamawianie różnych ślubno-weselnych drobiazgów. Ach, rowerze, chciałoby się więcej, oj chciało...! ;)

14 czerwca 2012

10000!


Tadam, dziś wybiło pierwsze 10000 odwiedzin bloga! :) Wielkie dzięki dla wszystkich, którzy czasem tu jeszcze zaglądają, nawet pomimo tego, że ostatnio niestety niewiele się dzieje. Od rozpoczęcia pracy czasu na rower i tematy z nim związane praktycznie nie ma, ale mam nadzieję, że bloga całkowicie nie zaniedbam, a i może po całym ślubno-mieszkaniowym zamieszaniu będzie troszkę więcej wolnych chwil. Jak by nie było - zapraszam ponownie:)

10 czerwca 2012

Szosa 10-06-2012 (81,55 km)

Ostatnie kilka dni wchodzących w skład długiego weekendu minęły nieodmiennie pod znakiem pomagania M w końcówce jej studiów. Wiązało się to z chodzeniem spać w okolicach 1 - 3 w nocy, chociaż w porównaniu z M to i tak nic, bo od -nastu dni kładzie się ok. 4 rano :) Nie wiem, jak daje radę, ale jest superdzielna :) Niby zdarzało mi się kiedyś też zarywać całe noce, ale chyba przywykłem już do tego, że chodzę do pracy i w miarę normalnie kładę się spać. Piszę o tym tylko dlatego, że nie nastawiałem się na jakikolwiek rower w ciągu długiego weekendu (pomijając ostatnio przejechane imponujące 15 i 16 km na Authorze ;)), a dziś mimo wszystko udało mi się pokręcić. I to nie byle jak, bo było po prostu świetnie. Zaczynając od pogody, na którą składało się czyste niebo, optymalna jak dla mnie temperatura (trochę ponad 25°C) i lekki, orzeźwiający wiaterek, aż po samopoczucie na rowerze. Celowałem dziś w okolice 50 km, bo byłem trochę ograniczony czasowo, niezbyt dużo zjadłem przed wyjściem, a i nie zapatrzyłem się zawczasu w banany, które potrafią często uratować sytuację. Wziąłem jednak jakieś drobne z zamiarem uzupełnienia tego braku - miałem nadzieję, że pomimo niedzieli cokolwiek będzie otwarte. Na początku jechało mi się w sumie kiepsko. Czułem się słaby, nogi marnie pracowały i nieco obawiałem się dalszego ciągu... Jednak z kilometra na kilometr było coraz lepiej. Dodatkowo, skorzystałem z tego, że sklep przy skrzyżowaniu Radiowej i Kaliskiego był czynny i kupiłem sobie 2 banany. Skoro przy tym skrzyżowaniu jesteśmy, to powinienem chyba napisać skrzyżowanie o ruchu okrężnym albo po prostu rondo. Tak, wreszcie jest tam rondo :) Szybko (albo po prostu mnie dawno tam nie było ;)) się uwinęli z robotami i zamiast betonowych płyt i pofałdowanego asfaltu jest ładna, równa nawierzchnia:


Stałym się szczęśliwym posiadaczem bananów, więc ryzyko padnięcia z głodu na trasie zmalało praktycznie do zera. Postanowiłem przejechać trochę więcej, jakieś 70 km czy coś, chociaż jakiejś konkretnej trasy nie miałem w głowie. Skończyło się w końcu na jeździe przez Truskaw, Lipków, Borzęcin Duży, Mariew, nawrotce na rondzie w Zaborowie i powrót podobną trasą z tym, że nie zahaczyłem o Truskaw. Wkroczyłem dziś też na chwilę na Trakt Królewski, ale w sumie wiedziałem, że szybko będę musiał z niego zjechać. Niestety, jeszcze go nie uporządkowali i określenie królewski coraz mniej do tego odcinka pasuje. Tym bardziej, jeśli brać by pod uwagę jazdę na szosówce:


Jechało mi się dziś naprawdę nieźle, korzystałem też całkiem często z dużej tarczy i pomimo -nasto dniowej przerwy w jeździe praktycznie w ogóle jej nie czułem. Po drodze spotkać można było mnóstwo cywilnych amatorów dwóch kółek - par, jakichś zorganizowanych grupek, samotnych rowerzystów, słowem - do wyboru do koloru ;) Mijałem też dziś 5 szosowców, z czego tylko jeden na carbonowej Orbei stwierdził widocznie, że nie jestem godzien przywitania się ;) W tym miejscu wtrącę pytanko do Kolegi na czerwonym Authorze - czy nie mijaliśmy się dziś na drodze 580 w okolicach chyba 13:20? Ja jechałem w stronę Warszawy, Ty w przeciwną, więc zdążyłem zauważyć tylko czerwony rower (nie wiem nawet, czy to był Author ;)) i szeroki uśmiech :D Chociaż w sumie ostatnio pisałeś, że przy następnym spotkaniu zawrócisz i zagadasz, a tu nic, więc może to jednak nie byłeś Ty... ;) Na drodze 580 mijałem też grupę chyba 8 szosowców, niestety nie zdążyłem policzyć, heh. Fajne uczucie, kiedy machasz i odmachuje ci prawie 10 osób na raz ;) Miałem leciutki kryzys w okolicach 60. km, ale jakoś szybko minął i powrót minął bezboleśnie. Ponieważ mocno świeciło dziś słońce (co z tego, że teraz za oknem leje? ;)), a mam tendencję do szybkiego opalania się to złapałem już trochę rowerowej opalenizny ;) A skoro jesteśmy przy słońcu, to na zakończenie 2 słoneczne widoczki:


09 czerwca 2012

16 km!!!

Hohoho, rozkręcam się! Przedwczoraj 15 km, a dziś 16! Jak tak dalej pójdzie, to do końca doku dobiję może do 1,5 tys. :D Dobra, koniec narzekania ;) Dziś w to samo miejsce co ostatnio z urozmaiceniem w postaci drobnych zakupów po drodze. Temperatura w sumie fajna jak na rower, bo 25°C, ale jakoś dziś duszno. Przez chwilkę nawet kropiło, ale na szczęście na tym się skończyło. Pokusiłem się dziś o jazdę w sandałach i był to chyba dobry wybór ;) Zauważyłem przy okazji, że gumowanie prawego pedału posypało się w jednym miejscu:


W sumie można się było tego spodziewać, bo na pierwszy rzut oka widać, że te pedały niekoniecznie są szczytem osiągnięć technologicznych ludzkości ;) No ale nie o to przecież chodziło, więc nie marudzę. Tak sobie jeszcze myślę, że może kiedyś warto byłoby zaopatrzyć się w jakieś cywilne buty SPD...? Kwestia do rozważenia ;)

Na ulicach dziś wciąż pusto ze względu na długi (dla kogo długi dla tego długi ;)) weekend. A może ludzie postanowili nie opuszczać domów ze względu na rozpoczęte wczoraj Euro 2012? ;) Co innego można powiedzieć o ścieżkach rowerowych, gdzie stężenie ludzi z dziećmi, wózkami i wszystkim tym, czego nie powinno tam być wraz z nimi samymi nie odbiegało zbytnio od normy. Jak by nie było, było miło bo na rowerze - nawet te kilkanaście kilometrów jakoś poprawiło mi humor :)

07 czerwca 2012

15 km!

O tym, jak często w ostatnim czasie udaje mi się wychodzić na rower nie muszę już chyba pisać :) Widać to - albo raczej nie widać - m.in. po częstotliwości pojawiania się nowych wpisów na blogu. Dziś jednak pojawiła się okazja, by połączyć przyjemne z pożytecznym i zaangażować w to rower. Musiałem podjechać w jedno miejsce, a że pogoda nawet nadawała się do jazdy (bo ostatnio raczej marnie się to prezentowało jak na czerwiec), to zamiast samochodu wybrałem rowerek. Niby tylko marniutkie 15 km, ale biorąc pod uwagę ostatnie dni/tygodnie/miesiące bez jakiegokolwiek kontaktu z rowerem - dobre i to... Po usunięciu z Authora grubej warstwy kurzu i dopompowaniu kół można było jechać. Założenie było takie żeby sobie spokojnie pokręcić (chciałem też trochę rozruszać lewą łydkę, którą dziś w nocy dopadł MegaSkurcz ;)), ale wyszło jak zwykle, a że na ulicach dziś pusto to tym bardziej kusiło żeby mocniej pocisnąć ;) Dziś co prawda kolana nie bolały, ale kiedyś tam w niedalekiej przeszłości zdarzało się, że po jeździe na Authorze coś mi tam dolegało. Będę się musiał temu przyjrzeć, bo jakoś nienaturalnie mi się siedzi na siodełku. Nie wiem, czy nie będę musiał wrócić do korb 170 mm (teraz jest 175) i być może zamienić sztycę na wersję z offsetem, bo mam wrażenie, że siedzę nieco zbyt z przodu, a siodełko jest ustawione prawie w granicznym położeniu. Może w wolnej (eee, jakiej? ;)) chwili porównam sobie ze Scottem odległość od czubka siodełka do środka suportu mierzoną w poziomie. Co prawda UCI raczej nie będzie tego sprawdzało ;) ale może i warto dla samej ciekawości. A o korbach i sztycy pomyślę w kolejnej wolnej chwili. Ślub za niecałe 2 miesiące, więc nie wiadomo kiedy takowa nastąpi, ale ponoć nie zna się dnia ani godziny ;) Trzeba niedługo iść spać, bo jutro do pracy, a i z okazji urodzin (ale ja już stary jestem! ;)) spotkała mnie wczoraj wieczorem super niespodziewanka w postaci wizyty Znajomych Przez Wielkie Z :) Padłem ofiarą spisku mojej własnej Narzeczonej, ale takie spiski jak najbardziej mi się podobają :) Tak więc dzieje się ostatnio sporo, ale kto wie, może po ślubie będzie więcej czasu na jazdę? Chociaż mówią, że nadzieja matką głupich... :D