Niesamowite, od 2 dni wreszcie (wreszcie jak wreszcie, osobiście jakoś bardzo nie tęskniłem) mamy zimę i śnieg. A skoro śnieg, to i sól i nieco gorsze warunki do jazdy. Sporo ostatnio było załatwiania różnych rzeczy i od kilku dni niestety kilometrów rowerowych nie przybyło, a co gorsze, nawet z rolkami było mi jakoś nie po drodze. Tak więc, nogi kolejny raz rozleniwione, ja tym bardziej, a tego nie lubię. Jestem chyba z tych, którzy muszą mieć ruch aplikowany w odpowiednich dawkach i w odpowiednim czasie. Dziś jednak, pomiędzy innymi zajęciami, udało mi się wyłuskać 45 minut na rolki. Nie jest to może moja ulubiona forma rowerowej aktywności, ale lepsze to niż nic. Na szczęście pomiar pulsu i tak nieco uatrakcyjnia cały proceder i te 45 minut nawet jakoś znośnie zleciało. Przy podobnym co ostatnio wysiłku, puls wciąż jest stosunkowo wysoki. Chyba już całkowicie opuściły mnie jakieś resztki formy, o ile w ogóle można było o takiej mówić. Poza pulsem, nie podoba mi się jeszcze jedna rzecz, którą zauważam właściwie przy każdej jeździe na rolkach. Mianowicie, czuję lekki ból w kolanach. Chociaż nawet nie tyle w kolanach, co w więzadłach. Nie wiem, czy nie jest to spowodowane jakąś dziwną pozycją czy może innym niż w czasie normalnej jazdy ustawieniem na siodełku. Tak jakby jakieś nerwy były uciskane, co przenosi się na ból za kolanami. Jeśli trochę przesuwam się na siodełku, ból znika, ale wtedy z kolei nie pedałuje mi się dobrze, tak jak normalnie. Poprawę widać też wtedy, kiedy na chwilę podniosę się z siodełka. To by pasowało do mojej teorii o ucisku. Dziwne jednak, że jadąc na szosie niczego podobnego nie odczuwam. No ale wówczas chyba z całym ciałem więcej się dzieje, więc może i praca na siodełku jest mniej statyczna niż na rolkach. Nie wiem, ale poza trzeszczeniem moich cudownych roleczek, sprawa z kolanami dodatkowo mi się nie podoba. Potem nic mnie nie boli, zarówno bezpośrednio po zejściu z rolek jak i kilka godzin później. Podejrzewam, że może to być też spowodowane niewielkim obciążeniem na rolkach - w czasie normalnej jazdy jednak mocniej się pedałuje, przez co ciężar ciała opiera się w większym stopniu na nogach, a w mniejszym na siodełku, przez co może nie występuje wówczas właśnie żaden ucisk. To by mi bardziej pasowało z tego powodu, że przecież pozycji na rowerze nie zmieniałem, wszystko jest tak jak zwykle. Może przy najbliższej okazji sprawdzę, jak jest w przypadku trochę mocniejszego kręcenia, chociaż na rolkach nieco ciężko takie uzyskać, niestety... Chociaż nosi mnie, żeby pokręcić na zewnątrz. Pozostaje tylko kwestia przedniego błotnika w Authorze i jakichś butów, w których z zimna nie odpadłyby mi nogi, a i nie byłoby wielką stratą przeznaczenie ich na jazdę na rowerze ;) Bo jednak nie ma to jak jazda na świeżym (jak bardzo świeże by ono nie było w Warszawie...) powietrzu.
Hmm, wiezadla, zle ustawienie siodelka, praca ciala.. powiem tak, starosc nie radosc, a nie jakies tam siodelka;P
OdpowiedzUsuńtb
Dokładnie tak. Na domiar złego muszę jutro iść po nową tubkę Coregi, bo dziś mi się skończyła... ;)))
UsuńPS. Znowu coś wyczarowałeś z godziną ;) Albo zakrzywiłeś czasoprzestrzeń i skomentowałeś ten wpis 7,5 godziny przed jego pojawieniem się :)
Nie bede tego teraz wyjasnial, ale ma to cos wspolnego z Bozonem Higgsa;P
Usuńtb
miałem podobne problemy z kolanami na mojej "Morfinie", ale jak przestawiłem siodełko po prostu przestało boleć - warto więc spróbować, kolana to skomplikowane ustrojstwo...
OdpowiedzUsuń@tb: Dobra, nie ukrywam, że nie wiedziałem, czym jest ów bozon Higgsa, ale jak zacząłem czytać informacje w Wikipedii to przypomniały mi się wykłady z fizyki na pierwszych semestrach studiów i szybko opuściłem tą stronę ;) Teraz tym bardziej nic nie rozumiem, bo widzę, że godzina przy moim komentarzu też jest skopana. Może przy okazji zmian w ich formatowaniu namieszali coś ze strefami czasowymi...
OdpowiedzUsuń@Serafin: Dzięki za sugestię, jednak jestem praktycznie pewien, że to nie to. Ustawianiu roweru pod siebie poświęciłem naprawdę sporo czasu i kilometrów i jak na warunki domowe, wydaje mi się, że całkiem nieźle mi to wyszło. Przez parę miesięcy bawiłem się z siodełkiem, długością mostka, korb, zmianami o kilka milimetrów, a nawet zmianą ramy ;) Nie twierdzę oczywiście, że identyczne wyniki uzyskałbym np. w VeloArt, ale na szosie jest mi jak najbardziej wygodnie. Nawet pomimo mocniejszego kręcenia na dłuższych dystansach kolana mnie już nie bolą, a przed tymi wszystkimi zmianami bolały i to całkiem często. Tylko na rolkach jest czasem ten problem, dlatego przymierzałbym się do stwierdzenia, że to wynika po prostu z charakteru pracy na nich, a nie z samego ustawienia poszczególnych części roweru. I to tak naprawdę nie jest "typowy" ból kolana, ale raczej "drętwienie" więzadeł. Może więc jakiś ucisk... No nic, popatrzę jeszcze przy okazji, może "samo przejdzie" ;)