19 stycznia 2012

Pozytywnie na rolkach

Pokręciłem sobie wczoraj 45 minut na rolkach. Nadal pracują tak, że można ogłuchnąć, ale mimo to... Podobało mi się. Tak, wiem - dziwne, że jazda na rolkach może się podobać ;) Może było tak dlatego, że pojawiły się 2 pozytywy. Pierwszy to to, że nie było problemów z kolanami, o których pisałem ostatnim razem. Albo się jakoś tam przyzwyczaiłem albo minimalnie inaczej siedziałem. Ważne jednak, że dało się bezboleśnie wysiedzieć te 45 minut. Druga sprawa - puls! Przy prawie identycznym wysiłku, zaobserwowałem niższy puls. W porównaniu z wcześniejszymi wskazaniami w okolicach 150 BPM, tym razem było już znacznie bliżej 140 (również poniżej 140), co z czystym sumieniem mogę już uznać za tlen ;) Widzę tu kilka potencjalnych przyczyn takiej poprawy, że tak to naukowo określę ;) Nie sądzę, żeby było to nagłe, ponowne zaadaptowanie organizmu do wysiłku, bo ile ja ostatnio jeżdżę...? Chociaż może te ostatnie jazdy na rolkach coś tam dały. Oddychałem tylko i wyłącznie nosem, przy czym starałem się utrzymać spokojny oddech, który jednocześnie byłby głębszy. Czyli rzadziej i konkretniej zamiast częściej i słabiej ;) Byłem zdziwiony tym, że nawet przy mocniejszym przyciśnięciu i pulsie ok. 160 wciąż mogłem oddychać tylko nosem. Troszkę szerzej otworzyłem też okno, dzięki czemu w pokoju (a więc i w płucach) było więcej powietrza. Inna kwestia - praktycznie całe przedpołudnie łaziłem po okolicy w celu załatwienia różnych spraw, przy czym kilka razy zaliczyłem różnej maści schody ;) Może więc nogi/serce/płuca były troszkę rozruszane i nie było tak, że siedzę x godzin bez ruchu i nagle wsiadam na rolki. I chyba tyle spostrzeżeń. Niższy puls stanowi dla mnie światełko w tunelu ;) Oczywiście normalna jazda szybko wszystko zweryfikuje, ale może jeszcze nie jest ze mną aż tak tragicznie. Zobaczymy, co dalej.

Pogoda oczywiście kolejny raz wykręciła głupi numer. Śnieg sobie trochę popadał, ulice jednak wyschły i jak już postanowiłem, że następnego dnia idę pojeździć, zaczął padać deszcz ze śniegiem, który nie do końca przypadł mi do gustu. Nawet z komunikacyjną jazdą na Authorze jest kiepsko, bo muszę coś zadziałać z tym przednim błotnikiem. Biorąc pod uwagę obecne warunki na drodze - wodę, sól i inne ciekawostki - zarówno ja jak i rower marnie byśmy skończyli ;)

6 komentarzy:

  1. Na weekend ci specjalisci od pogody zapowiadaja ocieplenie, moze jeszcze posmigasz w naturalnych warunkach;)

    tb

    OdpowiedzUsuń
  2. Byłoby naprawdę miło, gdyby nie fakt, że jeśli się ociepli, to cała ta breja popłynie, a i jutro chyba znowu mamy w planach jeżdżenie i szukanie różnych mieszkaniowych atrakcji ;) Ale dzięki za słowa otuchy, doceniam :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja ponad rok temu porzuciłem rolki dla roweru. Głównie przez trzeszczące kółko, które pomimo wymian w sklepie nadal trzeszczy. Szczerze mówiąc nie chciało już mi się latać do tego sklepu i dlatego w mojej szafie wciąż leżą prawie nowe (używane kilka razy) rolki, które będę musiał kiedyś chyba sprzedać na allegro.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja się zdecydowanie pewniej czuję na rowerze niż na rolkach. Może dlatego, że nie mam problemów z hamowaniem... ;)

    Ale chwilę, bo nie wiem czy się zrozumieliśmy - ja mam cały czas na myśli trenażer rolkowy, a nie "normalne" rolki = "buty z kółkami" :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Haha, a ja mam tylko jedno skojarzenie z rolkami. Nawet mi przez myśl nie przeszło, że może chodzić o trenażer!

    OdpowiedzUsuń
  6. Hehe, nieee! W sumie skojarzenie właściwe, ale dla mnie akurat "rolki" znaczą coś nieco innego, a tym bardziej w zimie ;)

    OdpowiedzUsuń