31 października 2011

Szosa 31-10-2011 (60)

Ge-nial-nie! To tak jednym słowem, a trzema sylabami ;) Znowu miałem okazję przekonać się, że bardziej regularna jazda w połączeniu z króciutką przerwą (jak to mówią, regeneracja to też trening, chociaż osobiście daleko mi do trenowania jako takiego ;)) daje naprawdę świetne efekty. Ale od początku. Owszem, planowałem dziś rower, ale widząc sytuację za oknem zacząłem się zastanawiać. Dziś był/jest typowy jesienny dzień w wersji ponurej. Zero słońca, niebo zachmurzone w 100% i jako bonus lekka mgła. Do tego jakby straszyło deszczem. No ale ponieważ do odważnych świat należy ;) to postanowiłem się zebrać. Już od pierwszych metrów wiedziałem, że dziś będzie dobrze. Tzn. jeśli chodzi o nogi, a nie pogodę, bo parę razy nawet dostałem jakimiś pojedynczymi kropelkami, ale to nie złamało mojego hartu ducha i nie odebrało chęci do jazdy ;) Od początku jakoś lekko mi się kręciło, łatwiej przyspieszało i utrzymywało nieco wyższą niż zwykle prędkość. Z niepohamowaną radością wolałem się jednak nie spieszyć i poczekać do wyjazdu za miasto ;) To było nieco ułatwione, bo dziś również dało się odczuć to, że spora część ludzi powyjeżdżała w związku z jutrzejszym świętem. Miasto prawie opustoszało. Tam, gdzie zwykle można natknąć się na korki, dziś nie było o tym mowy. No i super. Nie żałowałem też, że wziąłem ze sobą lampkę. Niestety tylko tylną (ze świeżutkimi bateriami - wali teraz po gałach jak dawniej ;)), ale i tak pewniej się czułem, bo widoczność dziś taka sobie. Za miastem, właściwie z każdym kilometrem czułem się coraz lepiej i mocniej. Duża tarcza była dziś bardzo mile widziana i chętnie z nią współpracowałem. Na liczniku cały czas powyżej 30 km/h, a i często powyżej 35 km/h. Nogi jakoś same się kręciły. Nie oznacza to, że w ogóle nie czułem zmęczenia, ale nie było to takie zmęczenie jakie czuć można po dłuższej przerwie i małej ilości kilometrów w nogach. Dziś po prostu czułem, że mięśnie solidnie pracują, ale w zupełności mi to nie przeszkadzało. Zahaczyłem sobie też o Trakt Królewski w obie strony. Na stosunkowo długim odcinku jest zerwany jeden pas, ale że ruch niewielki, to i problem niewielki - jakoś się dało przejechać. I dziś też pojechałem trochę inną trasą w tamtą stronę - zamiast skręcać w Szkolną, skręciłem w ul. Białej Góry/Sportową. Bliżej Lipkowa jest tam co prawda asfalt poprzecinany regularnie lekkimi uskokami, ale za to wcześniej jedzie się całkiem miło:


Drugie zdjęcie może niekoniecznie pokazuje miłość tego odcinka, ale akurat w tym miejscu się zatrzymałem i poza brzęczeniem kabelków nade mną, moją uwagę zwróciła symetria owej malowniczej scenerii... ;)

Ostatnio mam też nową formę rozrywki na rowerze - zwłaszcza w mieście i zwłaszcza odkąd na zewnątrz jest raczej ponuro. Pokazuję kierowcom, których to dotyczy, że jadą z wyłączonymi światłami ;) Cóż to za kojące duszę uczucie, gdy pan/pani za kierownicą z radosnym uśmiechem dziękuje za przypomnienie... Trzeba sobie pomagać :D Przy skrzyżowaniu Towarowej i zamkniętej obecnie Prostej stoi od dłuższego czasu mechaniczny potworek do drążenia korytarzy II linii metra (a przynajmniej tak obstawiam):


Zdjęcie wyszło częściowo nieostre (może obiektyw był zaparowany?), ale najważniejsze udało się chyba uchwycić. Ach, ta technika... Szkoda tylko, że połowa ulic jest od pewnego czasu zamknięta ;)

Dziś było naprawdę świetnie. Dawno tak dobrze mi się nie jechało. Gdyby nie limit czasowy, chętnie przejechał bym sobie jeszcze xx km. No ale limit to limit i trzeba się cieszyć tym, co jest :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz