Pomimo niepewnej pogody kusiło mnie żeby wyskoczyć na szoskę. Ponieważ jednak było do załatwienia kilka rzeczy, musiałem dać za wygraną i obejść się smakiem ;) Ale nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Co mogłem zrobić z poziomu domu - zrobiłem, a czego nie - połączyłem z rowerkiem. Tak więc wilk syty i owca cała ;) Podskoczyłem na Authorze w 2 miejsca, dzięki czemu udało mi się symbolicznie zaoszczędzić na paliwie, a i nie irytowałem się stojąc w korkach, które to rodzą się właśnie ok. godziny 17 (aczkolwiek nie jest to żelazna zasada - czasem tworzą się wtedy, kiedy po prostu się tworzą ;)). Dziś już temperatura całkiem znośna, bo 7°C. Momentami, jazdę skutecznie utrudniał mocny wiatr, który zmuszał mnie do korzystania z większych zębatek z tyłu. Ale też - kiedy wiał już innej strony - zachęcał do korzystania z małych z tyłu i dużej z przodu ;) Chociaż było całkiem ciepło, to jednak czapkę mogłem wziąć. Kolejny raz, łącząc przyjemne z pożytecznym, udało mi się dorzucić troszkę ponad 20 km do mojej skromnej kolekcji. Powrót już po ciemku (o ile w mieście można mówić o po ciemku ;)), ale lampki były na pokładzie, a i jechałem w sporej części ścieżkami, więc nie było problemu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz