Dzisiejsze 14°C i chwila wolnego czasu zadecydowały o tym, że w planach pojawiła się szosa. Chciałem sobie przejechać chociaż te 50 km, ale udało się ponad połowę więcej. Chmury na niebie wzbudzały we mnie pewien niepokój i drżenie dłoni, ale postanowiłem się tym nie przejmować i ruszyłem ;) W tamtą stronę trochę wiało, ale dzięki temu z powrotem jechało się już nieco lżej. Z powodu przyjemnej temperatury postanowiłem zrezygnować już z zimowej kurtki, ochraniaczy na buty, czapki i rękawiczek. I muszę przyznać, że po wyjściu z domu czułem się przez chwilę tak, jakbym jechał prawie bez żadnych ubrań ;) Można się przyzwyczaić do tych kilku warstw przez zimę. Strach pomyśleć co będzie jak przyjdzie czas na krótkie spodenki i krótki rękaw...? ;) Przymierzałem się nawet do tego żeby jechać właśnie w takich ciuchach, ale ostatecznie wolałem nie przesadzać i wyjąłem z szafy szpikową wiatrówkę. Słońca było dziś mało i tylko czasem przebijało się spomiędzy chmur. Na 60. km złapał mnie lekki kryzys i głód, ale na szczęście potem wszystko wróciło do normy i jechało się dobrze. Widać, że wiosna już praktycznie w pełni - bilans napotkanych rowerzystów to 4x MTB i 2x szosa ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz