15 marca 2012

Wiosennie (?) po mieście

Ponieważ przez ostatnie kilka dni, z powodów organizacyjno-meteorologicznych, musiałem sobie zrobić przerwę od roweru, a dziś musiałem podskoczyć w kilka miejsc to pomyślałem, że trzeba do tego celu wykorzystać właśnie rower. Dodatkowo zachęcała ładna pogoda, bo chociaż jakoś bardzo dużo słońca dziś nie można było doświadczyć, to te ok. 6°C było i przeżyłem nawet bez czapeczki (i bez błotników! ;)). Cele dzisiejszej jazdy kompletnie nie były ułożone po drodze, ale to w sumie tylko lepiej, bo wyszło więcej kilometrów ;) Właściwie byłem tylko w 3 miejscach, a 41 km jakoś się samo przejechało :) Przez sporą część drogi wiało, dlatego też jechało się nieco ciężej, ale w porównaniu z ostatnią jazdą na szosie, dziś wiał zaledwie jakiś marny zefirek ;) W czasie jazdy niestety dopadły mnie też trochę kolana. Obniżyłem nieco siodełko i potem było już troszkę lepiej. Jak na razie wszystko jest ok, więc może faktycznie była to kwestia za wysoko ustawionego siodełka. Dotąd było przecież dobrze, więc albo jakoś za mocno pojechałem po tymczasowym odzwyczajeniu od pozycji na Authorze albo znowu coś z nimi nie tak.

Musiałem się dziś dostać w okolice Czerniakowskiej, więc zahaczyłem po drodze o chyba najbardziej kultowy podjazd (o ile podjazd w typowym tego słowa znaczeniu nie brzmi dość śmiesznie dla kogoś jeżdżącego w górach ;)) w Warszawie - Agrykolę. Najpierw jednak miałem wątpliwą przyjemność jazdy po ścieżce rowerowej (ciągu pieszo-rowerowym) prowadzącej od Pól Mokotowskich w stronę al. Ujazdowskich. Pomijając to, że częściowo ją rozkopali (i sam stan jej nawierzchni) to życie uprzyjemniają takie smaczki jak te widoczne poniżej:


Skręcając w lewo (jadąc od strony, z której robiłem zdjęcie) można się bez problemu wpakować na niewidoczny sprzed zakrętu słupek - gratulacje dla pomysłodawcy tej błyskotliwej idei... Pomijam sam słup ze znakami (z których chyba jeden został odwrócony o 180°, bo powinien być chyba widoczny dla jadących z naprzeciwka...) po lewej stronie ścieżki. Wystarczy przejechać kilkanaście metrów, żeby trafić na koleją przeszkodę widoczną na drugim zdjęciu. Dziwić się potem, że na ścieżkach więcej jest pieszych niż rowerzystów... :)

Wracając jednak do Agrykoli - co prawda nawierzchnia pozostawia wiele do życzenia, ale to chyba jedno z niewielu miejsc, gdzie warszawiacy (zarówno rowerzyści jak i biegacze - a tych drugich było dziś tam dwóch) mogą sobie potrenować podjazdy/podbiegi. Ma to cudo jakieś 500 m, nachylenia niestety nie znam, ale Pireneje to to nie są ;) Zjeżdżając, rozpędziłem się dziś bez pedałowania do 43 km/h, ale może przyczyniła się do tego też masa roweru ;) Widok z góry i z dołu:


Po zjeździe z Agrykoli wkracza się prosto do Łazienek Królewskich, w których najbardziej rozpoznawalny jest chyba Pałac Na Wodzie (trochę kiepski kadr, ale wynika częsciowo z ukształtowania terenu ;)). Tytułowa woda jeszcze zamarznięta:


Przejeżdżałem dziś też al. Jerozolimskimi i miałem okazję zobaczyć nową, budującą się jeszcze siedzibę Orange/TP. Szybko im to idzie, nie ma co... Zasuwa 6 żurawi i konstrukcja rośnie w oczach:


Jak zwykle, cieszę się, że udało mi się połączyć przyjemne z pożytecznym. I parę spraw załatwiłem i troszkę pokręciłem. Oby tak dalej ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz