30 marca 2011

Szosa 30-03-2011 (103)

Z dzisiejszym dniem wiązałem spore nadzieje ;) Zapowiadali świetną pogodę, więc wczoraj zrobiłem sobie dzień przerwy od roweru i nadgoniłem sporo rzeczy na studia, żeby dziś mieć jak najmniej do roboty po powrocie. Na początek napiszę o jednej negatywnej rzeczy, bo potem będą już same pozytywne, hehe.

Mianowicie - sztyca znowu trzeszczy... Z powodu tego, że ostatnio ją wyczyściłem i przesmarowałem, obawiam się trochę, czy coś się w rurze podsiodłowej nie wyrobiło i nawet wyczyszczenie i przesmarowanie już nie pomaga. Może to znak, że warto jednak zamówić Scotta S10? ;) A może przez przesunięcie siodełka prawie maksymalnie do przodu w czasie jazdy nacisk się jakoś niekorzystnie rozkłada i sztyca intensywniej przez to pracuje? Chociaż to by chyba miało sens w przypadku, gdy siodełko byłoby maksymalnie z tyłu, bo byłaby większa dźwignia... Nie wiem sam, dziś po powrocie znowu sztycę wyjąłem itd., ale mam jakieś złe przeczucia, że po kilku godzinach jazdy znowu się odezwie. Wkurzająca sprawa. Na szczęście, dziś to trzeszczenie nie było aż tak irytujące, bo jechałem z muzyką (cicho i w jednym uchu, ale odwracało uwagę od trzeszczenia ;)). Gdybym musiał tego słuchać cały czas, to dzisiejsza jazda na pewno nie byłaby tak udana jak była. Ale do rzeczy... ;)

Dzisiejszy odcinek sponsorowały:

  • przed wyjściem: talerz kluch ;) z jajkiem, a właściwie dwoma (sam się dziwię, że tyle pożarłem, ale warto było, hehe):


  • w drodze: 2 banany i 0,5 l wody z sokiem z cytryny i cukrem.
Sponsorom dziękuję za dostarczenie siły niezbędnej do kręcenia nogami przez 3,5 godziny ;)

Wczoraj wyznaczyłem sobie trasę znanymi asfaltami - stanęło na wersji przez Laski, Mariew, Leszno, Kazuń (Tomku, pamiętałem! :D) i Łomianki. Byłem ciekaw, jak dziś będzie z wiatrem, ale potem okazało się, że było idealnie. Temperatura ok. 14*C i śliczne słońce. Tak więc, o 11 wyjazd z założeniem utrzymywania przez cały dystans spokojnego tempa, żeby nie zdychać pod koniec. Do Leszna właściwie cały czas pod wiatr, jednak nie było to tak bolesne jak przedwczoraj, bo dziś wiał już znacznie słabszy. Nawet dawało się jechać te 30 km/h. Jak już wspomniałem - dziś wiatr był po mojej stronie i to chyba głównie dzięki niemu było tak genialnie. W Lesznie skręciłem za kościołem w prawo - z drogi 580 na 579, którą bardzo lubię ze względu na równiutki asfalt (ostatnie zdjęcie) i nie aż tak duży ruch jak na drogę wojewódzką (chyba, że zawsze dobrze trafiam z godziną ;)). No i od tego momentu, czyli prawie połowy trasy, miałem wiatr w plecy z króciutkimi tylko przerwami, kiedy wiał z boku albo z przodu. Od rana wyjątkowo dobrze się czułem, więc pomyślałem, że nie ma co się aż tak oszczędzać ;) Tym bardziej, że wiatr był w plecy. Tak więc, jechało się właściwie cały czas ponad 30 km/h. Ponad 35 km/h też nierzadko się pojawiało na liczniku ;) Ku mojemu zaskoczeniu, sporo w dolnym chwycie i na dużej tarczy. Kiedyś jechałem drogą 579 pod wiatr i wtedy było już zdecydowanie mniej fajnie. Po odbiciu za drogą S7 w prawo na Czosnów wiatr nadal wiał z dobrej strony, więc praktycznie całą ul. Rolniczą jechałem też ponad 30 km/h jakoś wyjątkowo się przy tym nie męcząc. Tak dojechałem sobie do domu i ku mojemu kolejnemu zaskoczeniu, w ogóle nie czułem tych 103 km w nogach. Raczej jakieś 60 km. Tak jak czasem zdarzało mi się po powiedzmy 80 kilometrze kręcić byle tylko jakoś dotrzeć do domu, tak dziś miałem jeszcze spore rezerwy i w mieście parę razy pomknąłem w okolicach 40 km/h, a i sił na krótki  (krótki, bo autobus przede mnie wjechał, heh) sprint 52 km/h starczyło. Gdyby czasu było więcej, możnaby jeszcze dłużej pokręcić, no ale jest jak jest ;) I tak bardzo się cieszę z dzisiejszego wypadu, bo było naprawdę genialnie. W znacznym stopniu pewnie za sprawą wiatru, no ale to już nie moja wina. Mogę chyba śmiało stwierdzić, że była to najlżejsza i najprzyjemniejsza setka, jaką kiedykolwiek przejechałem. Nawet się nie obejrzałem, jak wróciłem. Pogoda była wspaniała, z głodem nie było problemów, kolana ok (przynajmniej na razie), ruch na drodze niewielki, nóżki ładnie pracowały i nawet kierowcy wyprzedzali mnie w sensownej odległości ;) Po prostu idealnie! Gdyby jeszcze z tą sztycą nie było problemów i adapter do pompki postanowiłby ze mną współpracować, to byłoby już podwójnie idealnie, ale tak to chyba rzadko jest... ;) Na zakończenie 3 zdjęcia, do których chętnie sobie wrócę za jakiś czas. Pierwsze - wjazd do KPN przed Stanisławowem, drugie gdzieś między Mariewem a Wiktorowem, a ostatnie z drogi 579 na Kazuń. Mmm, śliczne szoski... ;)

2 komentarze: