Pierwszą jazdę z nowymi częściami mam za sobą. Ogólnie, wszystko ładnie razem pracuje i jestem naprawdę zadowolony. Odniosłem wrażenie, że siła z nóg jest lepiej przenoszona na napęd, chociaż wydaje mi się, że to bardziej zasługa tego, że wszystkie części są nowe i ładnie nasmarowane niż tego, że są teoretycznie lepsze. Mniejsza z tym, napędu w ogóle nie słychać, a z kolei fulcrumowy bębenek może i jest trochę za głośny (i tak mi się podoba, hehe) ;)
Niestety, nie mogłem się w pełni cieszyć tym jak wszystko fajnie pracuje z dwóch powodów. Pierwszy - trzeszczące siodełko... Naprawdę nie wiem, co mu się stało, bo dotąd wszystko było ok. To pewnie tak żeby nie było zbyt pięknie ;) Skrzypiało (a raczej stukało) dosłownie bez przerwy. Po powrocie do domu wyczyściłem i przesmarowałem zarówno jarzmo jak i mocowanie prętów w skorupie. Może i jest lepiej, ale przekonam się dopiero jak wsiądę na rower na żywo. Mam złe przeczucia, ale jutro też rower jest w planie, więc może długo w niepewności nie będę żył ;) Oby problem zniknął, bo SKNa całkiem lubię, a poza tym nie uśmiecha mi się wydawanie kolejnych pieniędzy na nowe siodełko. Druga sprawa - źle ułożona przednia opona, która również bez przerwy przeszkadzała, bo koło było cały czas leciutko podbijane - można to porównać do jazdy po rozłożonych w poprzek co kilka metrów ok. milimetrowych kawałkach drutu. Irytujące. Początkowo myślałem, że to źle ułożona dętka, albo jakaś stara łatka, która po przełożeniu razem z dętką do nowych kół ułożyła się inaczej niż w starych i teraz odstaje - kiedyś już miałem podobną sytuację i brałem się nawet za centrowanie koła, sprawdzanie czy obręcz nie jest gdzieś wgnieciona. No i potem okazało się właśnie, że to tylko łatka... ;) Tym razem jednak opona. I w tym przypadku też nie wiem, dlaczego nagle krzywo się układa. Na odcinku kilku centymetrów jest o ok. 1 mm głębiej osadzona w obręczy, co powoduje to upierdliwe stukanie w trakcie jazdy. Trochę się z tym posiłowałem i teraz niby jest ok, ale w tym przypadku również wolę się za wcześnie nie cieszyć, bo jak jest naprawdę wyjdzie pewnie dopiero jutro, a i w czasie jazdy opona może wrócić do tego pechowego ułożenia. Zauważyłem też, że na kilkunastocentymetrowym odcinku częściowo odpruł się kawałek cieniutkiego paska gumy, który trzyma drut. Trochę mnie to niepokoi (może niepotrzebnie) ale nie chciałbym, żeby któregoś pięknego dnia opona się po prostu rozleciała w czasie jazdy. Tak więc, pojawia się też ew. perspektywa kupna nowych opon... Jutro może przyjrzę się temu jeszcze raz w normalnym świetle i pomyślę, co dalej.
Wracając do dzisiejszej jazdy - zimno. Właściwie zmarzły mi głównie dłonie (może trzeba było wziąć rękawiczki? ;)), ale to wystarczyło żeby przyjemnie nie było. Dziś już pierwszy raz po zimie w szpikowych ciuchach. Bardzo je sobie chwalę. Dziś pod wiatrówką wyjątkowo 2 warstwy - potówka i drużynowa koszulka - myślałem, że będzie za gorąco, ale było w sam raz. W końcu na termometrze marne 6*C... Do tego silny i zimny wiatr. Nogi mam słabe, nawet bardzo. No ale chyba nie ma się co dziwić po takiej przerwie. Trzeba uporządkować sprawy ze sprzętem, a potem już tylko kręcić jak najwięcej (chociaż obawiam się, że aż tak różowo z tym kręceniem nie będzie, ale będę się starał ;)).
Było z dziś kilka zdjęć FORTa, ale przez brak słońca wyszło wszystko jakieś ponure i bez wyrazu. Może jutro będzie lepsza pogoda, to się uwieczni wielkie zmiany ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz