Wiatr, wiatr i jeszcze raz wiatr... I miejscami drogi, na których więcej było dziur niż asfaltu. Takie sobie połączenie, ale przynajmniej wreszcie jakaś dłuższa (chociaż nie najdłuższa ;)) jazda. Trasa przez Laski, Mariew, Zaborów, Myszczyn i Pogroszew, na koniec standardowo droga 580. Pogoda dziś zgodna z prognozami: 9*C i słoneczko. Nie wiedziałem tylko o wietrze. A wiał i silny i zimny (miałem dziś nawet rękawiczki ze sobą, ale nie było na tyle zimno, żeby musieć je zakładać, hehe). Praktycznie cały czas w twarz, a jak nie w twarz, to boczny z lewej albo prawej przez jakieś 50 km. Ciężko. Wspomniane wcześniej dziury uprzykrzyły mi (i kołom, którym parę razy się niemiło dostało, ale jeszcze żyją ;)) dodatkowo życie w okolicach Myszczyna - ta droga nr 888 w ogóle raczej średnia (718 chyba jeszcze gorsza). Są też jednak ze 2 odcinki ślicznej i równej nawierzchni, która przy wietrze w plecy pozwalała jechać bez problemu 45 km/h. No i tam było super. Z tym, że taki asfalt, wiatr w plecy i duża tarcza z przodu stanowiły może ze 4% całego dystansu, czyli 3 km... :) Z powrotem jechałem już co prawda drogą 580 - tam też znośnie, ale już ruch większy, a i wiatr nie zawsze wiał w plecy. Poza tym wspaniałym fragmentem przed Pogroszewem, nawet jeśli nawierzchnia była ok, to wiało niemiłosiernie, przez co osiągnięcie 30 km/h było już dla mnie trochę problematyczne. Wróciłem trochę skatowany, ale bywało gorzej ;) Jutro chyba będę musiał zrobić sobie przymusową przerwę od roweru - jest trochę nauki, pisania i parę obowiązków. Świat się chyba nie zawali, a może w środę znowu uda się gdzieś wyskoczyć. Na deser swojski widoczek (szczególnie ta linia energetyczna... ;)) z okolic Feliksowa/Myszczyna:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz