Miało być ok. 50 km, ale... Jakoś tak wyszło ;) Przed wyjściem podkręciłem jeszcze trochę sprężyny w pedałach i jest w sam raz. Będę jednak musiał potem zajrzeć na spokojnie do tej nieszczęsnej tylnej przerzutki, bo wciąż nie działa idealnie, a i w czasie jazdy słychać dźwięk podobny do tego, jaki słychać przy skakaniu łańcucha na zębatkach przy nieudanej próbie zmiany przełożenia, pomimo tego, że nic nie skacze. Pogoda dziś całkiem fajna, więc po obskoczeniu rano 2 miejsc z towarem natury budowlanej posiedziałem troszkę nad pracą żeby móc z czystym sumieniem pójść na rower ;) Na początku jakoś wyjątkowo dobrze mi się jechało. Może nawet nie tyle z zawrotną prędkością, co nogi jakoś fajnie się kręciły. Nie wiem, czy to efekt 2 dni przerwy po krótkiej, ale trochę mocniejszej jeździe czy tego, że przy okazji czyszczenia roweru podniosłem jeszcze minimalnie siodełko. Początkowo pojechałem sobie drogą 580 i skręciłem na Lipków. Tam też zjadłem bananka, którego wziąłem tak na wszelki wypadek, bo przed wyjściem wchłonąłem tylko zupę (co prawda z większą ilością makaronu, ale nie czułem się jakiś supernajedzony ;)). I chyba dobrze, że wziąłem, bo w przeciwnym wypadku w drodze powrotnej mogło boleć ;) Całkiem nieźle mi się jechało, więc pomyślałem, że jak ul. Akacjowa będzie otwarta (bo jakoś przed weekendem znowu wisiała tablica, że od 20 sierpnia mają tam coś rozkopywać), to pojadę sobie Traktem Królewskim i zawrócę na drogę 580. Okazało się, że roboty już skończone, więc skręciłem i miałem okazję pojechać po odcinku nowiutkiego asfaltu. Ponieważ wcześniej wymienili znaczną część nawierzchni, teraz jedzie się tamtędy naprawdę fajnie w porównaniu do tego, co było wcześniej. Jadąc Traktem spojrzałem na licznik i zobaczyłem niecałe 30 km. Po przyjeździe do domu byłoby pewnie niecałe 60 km. Eee no, trzeba jechać dalej ;) Ponieważ czułem się całkiem nieźle (chociaż odtąd starałem się jechać minimalnie wolniej, też tak na wszelki wypadek ;)), skręciłem w stronę Mariewa i przez Wólkę dojechałem do Wyględów. Stamtąd prosto drogą 580 i skręt w lewo w ul. Sportową, żeby wrócić do Warszawy przez Izabelin i Laski (nie lubię tego odcinka). No i tak wyszło te 71 km ;) Fajnie było, nawet nie jestem strasznie zmęczony. A teraz trzeba coś zjeść... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz