Tytuł posta chyba jednak nie do końca pasuje do obecnej sytuacji, bo jak na razie czasu na Vueltę brak - powiedzmy w takim razie, że chodziło o czas, w którym wyścig się zaczyna ;) A tegoroczna Vuelta a España rozpoczęła się 2 dni temu w sobotę. Właściwie wiem tylko tyle, a oprócz tego to, że pierwszy etap (TTT) wygrał Leopard-Trek (dokładniej Jakob Fuglsang; obstawiam, że największy udział w zwycięstwie miał Fabian ;)), drugi Chris Sutton, a dzisiejszy - trzeci etap - Pablo Lastras. Co do czasówki to zaskoczenia nie ma, chociaż podobno panowie ze Sky kiepsko pojechali (o ile się nie mylę, dopiero 20. miejsce). Na drugim etapie było zamieszanie na finiszu i kilku sprinterów chyba trochę za wcześniej ruszyło, z czego skorzystał właśnie Sutton. Warto też wspomnieć o tym, że na 3. miejscu linię mety przekroczył znany po tegorocznym Tour de Pologne Marcel Kittel, który wygrał u nas 4 etapy. Dziś Lastras wygrał atakując z ucieczki i został nowym liderem. Jak na razie, tak przedstawia się moja wiedza o tegorocznej Vuelcie. Obejrzałem tylko końcówkę jazdy Liquigasu z 1. etapu, ostatnie 6 km 2. etapu (przez przypadek trafiłem na powtórkę na Eurosporcie ;)) i 0 km z dzisiejszego. Bilans kiepski, ale rozważania nad płytkami do łazienki i ich oglądanie po x razy w różnych sklepach potrafią skutecznie zapchać czas ;) Od dziś walczę też ponownie z pracą przejściową, więc są inne zajęcia niż siedzenie przed telewizorem. Ale mam nadzieję, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Staram się sprężać, więc może i jakaś szansa na rowerek by się jutro trafiła? A Vueltę będę chyba na razie musiał śledzić czytając relacje w Internecie... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz