Oj, dziś jakoś wyjątkowo ciężko było mi się zebrać. Rano było ponuro, a ja czułem się jakoś dziwnie. Tzn. może nie tyle dziwnie, co czułem, że dziś powinienem chyba zrobić przerwę od roweru. Pewnie wyszło by mi to na dobre, ale mimo wszystko postanowiłem pojechać. Dzień przerwy zrobię może jutro albo w zbliżający się dzień Wszystkich Świętych. Albo w ogóle, zobaczymy... :D Jak już wylazłem z mieszkania, chęć do jazdy się pojawiła. Często tak mam, że najtrudniej się zebrać, a potem już nie ma żadnego problemu. Pomimo tego, że chęć się pojawiła, jakoś ciężko mi się kręciło. Właściwie równo z moim wyjściem wyszło słońce zza chmur, więc pogoda aż tak bardzo nie demotywowała ;) Jednak dopiero po kilkunastu kilometrach wszedłem na jakieś obroty i do powrotu do domu było już ok. Bardzo mało dziś korzystałem z dużej tarczy, wolałem nieco wyższą kadencję. Fajnie, bo ruch na ulicach niewielki. Za to autobusów linii cmentarnych jakoś więcej - równowaga we wszechświecie musi być ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz