A jednak... W miarę możliwości postanowiłem zrobić coś ze wspomnianym wczoraj stanem rzeczy. Mam tylko nadzieję, że z gardłem się nie pogorszy. Wstałem dziś wcześniej i wyruszyłem z zamiarem przejechania ok. 50 km, bo mniej więcej na tyle miałem czas. Termometr pokazywał niecałe 12°C i chociaż słońce świeciło, to nie było wyjścia i trzeba było skorzystać z nogawek i wiatrówki. Szybkie śniadanko i w drogę, a do kieszonki banan na wszelki wypadek. Przyznam, że na początku nawet troszkę zmarzłem. Szybko się jednak rozkręciłem i było już cieplej. Jechało się przyjemnie. Najpierw nieco ciężej, bo pod wiatr, ale nogi całkiem szybko złapały rytm i kręciły się już lżej. Jak zwykle, spodziewałem się czegoś gorszego po kilku dniach przerwy, ale nie było najgorzej. Dystans odpowiednio krótszy, ale fajnie, że śniadanie starczyło za paliwo i nie musiałem ładować w siebie talerza kluch; nawet rezerwowy banan się nie przydał ;) W ogóle bardzo miło się jechało o bardziej porannej godzinie. Może to częściowo za sprawą tego, że dziś sobota i ruch mniejszy, ale podobało mi się mimo nieco wcześniejszej niż zwykle pobudki. Może warto wprowadzić jakieś zmiany w ciągu tygodnia? ;) Dziś też miałem okazję sprawdzić bidon w praktyce. Najbardziej obawiałem się tego, że będzie się go ciężko wkładało/wyjmowało z koszyka (bo jednak trochę inaczej wygląda to na sucho, a inaczej w czasie jazdy), ale ku mojemu zaskoczeniu, siła do tego potrzebna jest jak najbardziej do zaakceptowania. Co prawda muszę się jeszcze przyzwyczaić do zupełnie nowego ustnika, ale podsumowując ostatnie zakupy - jestem zadowolony. A podsumowując dzisiejszą jazdę - może nie było bardzo długo, ale za to bardzo fajnie. Po powrocie, na termometrze 15°C. Tak więc, upału nie ma, ale jest ok. Idzie jesień... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz