02 kwietnia 2011

Szosa 02-04-2011 (130)

Nic nie stanęło dziś na przeszkodzie, aby udać się pod fontannę do Pruszkowa. Koła napompowane bez problemu, ze spinką też wszystko ok, a do tego ładna pogoda, chociaż przed tą 10:00 jeszcze jakiegoś wielkiego upału nie było. Razem było nas 8 osób, z czego pojechało 6. Grzesiek z Piotrkiem wpadli tylko na chwilę towarzysko, bo na przeszkodzie stanęły inne obowiązki/problemy z kolanem. Pojechaliśmy trasę na Leszno z pętlą przez Małocice i Truskawkę. Do Brwinowa droga taka sobie, sporo dziur i nierówności, ale potem już właściwie cały czas ładny i równy asfalt. Tempo cały czas ok. 30 km/h, chociaż w drodze powrotnej już częściej było coś w okolicach 36 km/h. Pod koniec grupa nam się trochę skurczyła, i do Pruszkowa dojechaliśmy we 4. Na drodze 579 miałem niemiłą niespodziankę, bo przy zrzucaniu łańcucha z dużej na małą tarczę, zleciał sobie między zębatki a ramę. Pierwszy raz mu się zdarzyło, będę musiał troszkę podkręcić śrubę ograniczającą przerzutkę. Na szczęście ani siebie, ani nikogo innego przez to nie położyłem. Potem już było ok. Cała trasa Pruszków - Pruszków miała równiutkie 100 km. Do tego doszło mi 2x 15 km na dojazd, wiec dziś razem 130 km. Podobnie jak przed środową setką, wchłonąłem talerz makaronu z jajkiem, w drodze 2 banany i muszę przyznać, że już drugi raz taki zestaw się świetnie sprawdził, bo głód zacząłem czuć dopiero chwilę przed wjazdem do Warszawy. Nogi były trochę zmęczone, ale też bez tragedii - myślałem, że będzie gorzej. I myślałem też, że z kolanami będzie niewesoło, bo w czasie jazdy jednak trochę się im dostało (chociaż na dużej tarczy i tak stosunkowo niewiele kręciłem). Wszystko jednak wskazuje na to, że chyba będzie dobrze - przeważnie kilka godzin po jeździe coś już czułem, a jak na razie spokój i nic nie boli. Żeby nie było zbyt fajnie - pod koniec jazdy znowu coś zaczęło trzeszczeć pod siodełkiem. Pomyślałem, że jutro spróbuję jeszcze raz (ostatni ;)) wyjąć sztycę i dokładniej wyczyścić - odtłuścić i przetrzeć głębiej niż ostatnio. Przyjrzę się jeszcze dokładniej temu, co się dzieje w środku rury podsiodłowej - może znajdę coś ciekawego... A potem zobaczymy, co dalej.

Jutro albo jakiś krótki dystans, albo dzień przerwy od roweru, bo jest parę rzeczy do zrobienia. A może sobie obejrzę Flandrię (chociaż raczej nie całą relację ;))? Ciekaw jestem, co się będzie działo i kto wygra...

Niedawno skończyły się też aukcje - przyznam, że ceny końcowe nawet mi się podobają i troszkę pieniążków wpadnie (o ile się nikt nagle nie rozmyśli ;)). Może warto zadzwonić i zapytać, jak się ma sprawa z S10...? :D

Zdjęcia z Pruszkowa

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz