29 czerwca 2015

Szosa 28-06-2015 (80,61 km)

Na sobotę planowałem jakiś dłuższy dystans, bo dawno nie wpadło nic trzycyfrowego, ale ostatecznie nie dałem organizacyjnie rady wyjść na rower w ogóle. Prognozy na niedzielę były niepewne, jednak postanowiłem, że spróbuję złapać kilka kilometrów rano.

Wstałem około 7. Pogoda była taka sobie - niebo całe zasnute chmurami, słońce gdzieś tam się przebijało, jednak zdarzało mu się pokazywać jedynie na chwilę. Deszcz wisiał w powietrzu, ale mimo to postanowiłem zrobić trochę kilometrów.

Ruszyłem przez Stare Babice i pojechałem w kierunku Zaborowa przez Mariew. W Wólce przycisnąłem trochę mocniej na premii, ale nogi jakoś ciężko kręciły. W ogóle jechało mi się tak sobie. Niby prędkości były znośne, ale brakowało mi tego czegoś. Do tego ta niezbyt motywująca pogoda. Nie pomagał nawet świeżo wyczyszczony i nasmarowany, bezgłośnie pracujący łańcuch... ;)

Przy stawach w Zaborowie znowu trochę mocniej przycisnąłem, ale znowu bez rewelacji. Bywało lepiej... W Zaborówku odbiłem w kierunku Radzikowa. Na moment wyszło słońce.


Długo się nim jednak nie nacieszyłem, bo zaraz znowu pojawiły się ciemne chmury i całe niebo z powrotem zrobiło się szare. Skierowałem się na Witki. Teraz jeszcze dodatkowo przeszkadzał wiatr w twarz.


Przejechałem sobie zakręty i dojechałem do Leszna przez Radzików, Wawrzyszew i Podrochale. Tak naprawdę, od Leszna nogi jakby się odblokowały i zaczęło mi się jechać zdecydowanie lepiej. To chyba nawet nie kwestia wiatru, bo wczoraj jakoś wyjątkowo go nie odczuwałem. Może nogi zdążyły się dopiero rozruszać po tygodniowej przerwie... Odtąd droga mijała już sprawniej. Wracając z Leszna, odbiłem ponownie na Radzików żeby uniknąć DW580 i nie jechać znowu przez Mariew. Pogoda dalej była marna, ale dobrze chociaż, że nie padało. Ostatecznie natomiast, pogoda zdecydowała się zrobić mi żarcik i kiedy byłem jakieś dwa kilometry od domu, chmury całkowicie się rozeszły i wyszło pięknie świecące słońce... :)


Musiałem niedługo wracać do domu, więc nie odbijałem na jakiś dłuższy odcinek, ale że zrobiło się tak ładnie to postanowiłem zrobić jeszcze parę kilometrów po okolicznych ulicach. Jazda po mieście jak to jazda po mieście - bez rewelacji. Szkoda, że pogoda nie poprawiła się wcześniej, jednak cieszę się, że nie padało. Często zdarzało się tak, że jak tylko nasmarowałem łańcuch, podczas pierwszego wypadu łapał mnie deszcz. Wczoraj jednak szczęście dopisało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz