21 czerwca 2015

Szosa 16-06-2015 (70,58 km)

Tygodniowy, właśnie zakończony urlop świetnie wpisuje się w powiedzenie wszystko co dobre, szybko się kończy. Chociaż i tak bardzo fajnie było oderwać się chociaż na te kilka dni, tak oczywiście nie obraziłbym się, gdyby wolnego było trochę więcej ;)

Tak samo jak w trakcie ostatniego długiego weekendu, bazą wypadową była działka - okolice Wyszkowa/Łochowa. Internetu brak, do planowania tras pozostała więc klasyczna, papierowa mapa (nie szkodzi, że z 2008 roku :)). We wtorek chciałem zrobić kilkudziesięciokilometrową pętlę jadąc przyjemnym tempem. Moją uwagę zwróciła droga z Łochowa na Sadowne, prowadząca przez Łojki, Brzuzę, Szynkarzyznę i Grabiny. Żeby nie wracać tą samą trasą, planowałem powrót DK50, chociaż za tą drogą nie przepadam ze względu na brak pobocza i sporą ilość TIRów. Jakiś czas temu chciałem obejrzeć wspomniany odcinek na Google Street View, ale... magiczny fotosamochód Google'a jeszcze tam nie dotarł :) Pozostało mi więc założyć, że nawierzchnia będzie dobra i droga w połowie nie zamieni się w jakiś szutrowy koszmarek.

W ostatnim wpisie wspomniałem, że najbardziej lubię temperatury w okolicy 20 - 25°C. We wtorek były 22°C :) Do tego niegroźne chmury, więc warunki naprawdę przyjemne.


Droga do Łochowa minęła mi całkiem szybko. W samym Łochowie zaś zaskoczył mnie trochę korek na DK50. Okazało się, że wymieniana jest nawierzchnia. Przemknąłem jednak DDRką idącą równolegle i skręciłem w kierunku Brzuzy. Odtąd miała zacząć się nieznana droga, ale postanowiłem zaryzykować. Jak się później okazało - bardzo dobrze zrobiłem. Po drodze minąłem skręt do Jerzysk.


Wioska raczej mało znana, ale mi kojarzy się z jednym - z zawodami MTB w ramach Grand Prix Łochowa, w których brałem udział w 2004 roku. Daaawno... :) Były to tak naprawdę jedyne zawody, w których startowałem w całej mojej rowerowej karierze, a pojechałem na nie za namową kolegi z gimnazjum. Poza tym, było blisko z działki... ;) Poniżej, zdjęcie upamiętniające mój wjazd na metę:


W kierunku Jerzysk nie odbijałem, ale pojechałem prosto. Najpierw jednak, moją uwagę zwróciła sarna stojąca na polance obok.


Rozdzielczość zdjęcia nie powala, sarny prawie nie widać, więc pozwólcie, że zrobię to, co w amerykańskich filmach technicy robią na prośbę śledczych, analizując wspólnie nagranie z kamer przemysłowych z miejsca zdarzenia - powiększ mi to i wyostrz. Robi się.


Prawie się udało. Może i powiększyłem, tylko z ostrością wciąż marnie. Amerykańscy technicy byliby z pewnością w stanie uzyskać obraz tak dokładny, że dałoby się stwierdzić czy na sarnie siedzi mucha czy nie. Ja się, jak widać, nie nadaję do tej roboty.

Popedałowałem dalej. Jechało mi się coraz przyjemniej. Dookoła były piękne widoki - łąki, lasy, wypasające się zwierzaki, na niebie bociany, a przede mną równiutki asfalt.




Niesiony pozytywną energią ;) trzymałem 32 - 40 km/h. W zależności od odcinka, wiatr wiał chyba z każdej możliwej strony - czasem przeszkadzał, czasem pomagał, ale kręciło mi się na tyle dobrze, że aż tak bardzo nie zwracałem na niego uwagi. Dwudziestokilometrowy odcinek od Łochowa do Sadownego zleciał mi naprawdę szybko i przyjemnie i po chwili dotarłem do skrzyżowania z DK50, którą pierwotnie miałem wracać, aby zatoczyć pętlę.



Właściwie długo się nie zastanawiałem i stwierdziłem, że bez sensu pchać się na ciasną i ruchliwą DK50. Wiedziałem, że zdecydowanie przyjemniej będzie mi się jechało tą samą drogą, którą przyjechałem. Perfidnie więc zrobiłem zwrot o 180° i ruszyłem z powrotem.


Do Łochowa licznik pokazywał średnią 32,5 km/h (ostatecznie spadła do 32 km/h, bo od Łochowa wiatr dawał mi się już nieco solidniej we znaki). Mimo remontu na DK50, korka już nie było, więc dało się w miarę znośnie przejechać.


Kawałek nowego asfaltu jest już położony i zapowiada się przyjemnie.

Podsumowując, ten wypad był naprawdę fajny. Bardzo spodobała mi się droga od Łochowa do Sadownego. Przede wszystkim chyba dlatego, że nie jest bardzo monotonna - po drodze mamy las, łąki, pola, wioski, trochę zakrętów, a nie tylko prostą drogę z niczym dookoła. Gdyby jeszcze kiedyś zachciało mi się wybrać do Treblinki ;) będę miał świetną alternatywę do DK50. We wtorek jechało mi się naprawdę dobrze i pogoda wyjątkowo dopisała. Słowem - super :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz