23 czerwca 2015

Szosa 18-06-2015 (70,45 km)

Czwartkowa szosa stała pod znakiem zapytania, bo w prognozach wspominali coś o deszczu. Patrząc na niebo było to całkiem prawdopodobne... Na termometrze 20°C, niebo zachmurzone. Mało motywująco. Pomyślałem, że powtórzę sobie podwójną trasę z ostatniego długiego weekendu - gdyby zaczęło padać, mógłbym wrócić np. po pierwszej pętli. Na działkę wziąłem tylko krótkie rowerowe ciuchy, a nie chciałem przemarznąć i kolejny raz w tym roku złapać jakieś głupie przeziębienie.

Początkowo kręciło mi się raczej kiepsko. Wiał silny, przedburzowy wiatr w twarz, więc nogi musiały się trochę namęczyć. Za przejazdem kolejowym w Łochowie, na rondzie odbiłem w prawo. I daaalej pod wiatr...


Sytuacja poprawiła się nieznacznie od skrętu na Urle. Wiatr nieco się uspokoił, chociaż ciemne chmury wciąż trochę straszyły.


Przez las jednak jechało się już przyjemniej. Gładki asfalt i praktycznie zero samochodów. Nogi trochę się rozkręciły i właściwie z każdym kilometrem jechało mi się lepiej.


W Urlach natomiast spotkało mnie lekkie zaskoczenie. Jadąc objazdem (bo remont torów kolejowych), na środku drogi zauważyłem... pawia. Co jak co, ale paw na drodze był chyba ostatnią rzeczą, jaką spodziewałem się zobaczyć w Urlach :) Przejeżdżał akurat jakiś samochód, więc ptaszysko przeszło na chodnik. Można się było poczuć prawie jak w Łazienkach Królewskich ;)


Paw poszedł w swoją stronę, ja pojechałem w swoją. Zaczęło kropić. Na szczęście nic wielkiego z tego nie wyszło i po kilku kilometrach deszcz sobie odpuścił.

Tak jak we wtorek, przybyło kolejne, prawie równiutkie siedem dyszek. Powinienem pracować w aptece ;) Pomimo nieco słabszego początku, tempo ostatecznie wyszło całkiem fajne i ujechałem się w sam raz. Wpadły kolejne, całkiem szybkie jak na mnie kilometry i pomimo takiej sobie pogody było przyjemnie. Dobrze, że deszcz ostatecznie dał za wygraną. Przydałoby się może nieco więcej słońca, ale podobno nie można mieć wszystkiego ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz