W ubiegłym tygodniu znowu nie było czasu żeby wyskoczyć na rower o jakiejś sensownej godzinie, więc kolejny raz pozostała pobudka o 4:00 i skromne pięć dyszek przed pracą. W porównaniu do ostatnich wypadów o świcie, teraz można stwierdzić, że 4:30 ma jeszcze niewiele wspólnego ze świtem jako takim:
Warunki i godzina może mało motywujące do jazdy na rowerze, ale nie ma, że boli ;) Temperatura już też niższa niż ostatnio, bo termometr pokazywał 10°C. Tak naprawdę, było bardzo podobnie jak rok temu :) Założyłem długie ciuchy, od których zdążyłem się trochę odzwyczaić przez ostatnie miesiące, ale jak by nie było, jesień się zbliża ;)
Chciałem dojechać do Leszna nieco inaczej niż zwykle, bo drogami na południe od 580tki (przez Wieruchów i Strzykuły), ale szybko okazało się, że muszę zmienić plany, bo wzdłuż tamtych dróg jest trochę kiepsko z latarniami... Pojechałem więc przez Stare Babice, Lipków i Trakt Królewski. Czyli jednak tak jak zwykle, a przynajmniej najczęściej... ;)
Praktycznie całą drogę do Leszna nogi miałem zamulone i jechało mi się tak sobie. Zawróciłem w Grądach. Powrót był o tyle przyjemniejszy, że z czasem się rozkręciłem (nigdy nie jest za późno ;)), a i widoki były znacznie bardziej sympatyczne niż kiedy wychodziłem z domu:
Do Warszawy udawało mi się już utrzymywać jakąś sensowniejszą prędkość i powrót minął całkiem sprawnie. W domu szybki prysznic i do pracy. Po pracy zaś tygodniowy urlop, więc przewiduję w tym czasie ciszę na łączach... Do usłyszenia :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz