Planowałem dziś przejechanie po pracy (tak, dla odmiany po, a nie przed pracą ;)) spokojnych pięciu dyszek. Ponieważ udało mi się wyjść o normalnej godzinie i powrót do domu zajął mi wyjątkowo mało czasu, na szosę wyruszyłem przed 18.
Kierowałem się na Leszno i dojeżdżając do Starych Babic coś mi zaświtało w głowie, że właśnie o 18:00 miało się chyba zebrać kilka osób. Na rondzie spotkałem Piotrka. Spytał, czy jadę. No i było pozamiatane, co miałem powiedzieć...? :) Wiedziałem, że spokojnie nie będzie, jednak dawno nie jeździłem w grupie, a skoro trafiła się okazja, to dlaczego by się nie skatować...?
Po kościołem czekał już Janek, Witek, Damian i jeszcze dwóch kolegów, których nie miałem okazji poznać wcześniej. Skierowaliśmy się w stronę Leszna, przy czym pojechaliśmy przez Umiastów i Łaźniewek, za którym jest seria kilku fajnych zakrętów (dla mnie nowy odcinek). Za Radzikowem odbiliśmy na Leszno.
Strasznie mocno dziś wiało, a nad Lesznem były ciemne, burzowe chmury. Wiatr i tempo nadawane akurat przez Damiana sprawiło, że razem z dwoma kolegami zostaliśmy przed Lesznem kilkanaście metrów z tyłu. Koledzy z przodu jednak zwolnili i dalej jechaliśmy już razem.
Zaczął padać lekki deszcz i żeby było przyjemniej, w łydkach zaczęły mnie łapać skurcze (może za dużo kawy w pracy? ;)). Wiedziałem, że nie mogę odpuścić, bo samotny powrót w takich warunkach jakoś mi się nie uśmiechał. Spodziewałem się zresztą jeszcze kilku mocniejszych akcentów po drodze, więc nogi musiały wrócić do normy. Z upływem kilometrów tak się na szczęście stało i znowu mogłem w miarę normalnie kręcić.
Od Leszna ładne tempo nadawał Piotrek. Pod Zaborów skoczył Witek. Ruszyłem za nim, a ze mną jeszcze jeden kolega. Do ronda dojechałem na drugiej pozycji, chociaż skurcze znowu chciały dopaść moje Bogu ducha winne łydki ;)
Do Babic jechaliśmy na zmianach, przy czym przed podjazdem pod kościół Witek znowu skoczył, a za nim dwóch kolegów. Też próbowałem coś mocniej przycisnąć, ale po tym jak zostałem kawałek z tyłu, ostatecznie dojechałem jako trzeci. Nie żeby miejsce było w tym wszystkim najważniejsze, ale dobry był taki mocniejszy akcent na koniec...
W Babicach koledzy zahaczyli jeszcze o sklep, a ja odbiłem w stronę domu, bo byłem umówiony i zależało mi na czasie. Po drodze, na Hubala-Dobrzańskiego, spotkałem Janka, który odbił wcześniej na Zaborów.
Właściwie dobrze się złożyło, że przypadkiem pojechałem dziś z ekipą ze Starych Babic. Wyszło więcej kilometrów niż planowałem, w czasie krótszym niż jechałbym samotnie 50 km. Trzymaliśmy dziś 35 - 45 km/h i muszę przyznać, że (pomijając kryzys przed Lesznem i skurcze po drodze) jechało mi się naprawdę fajnie. Czasami bolało, ale przeżyłem. I o to chodzi ;)
W Babicach koledzy zahaczyli jeszcze o sklep, a ja odbiłem w stronę domu, bo byłem umówiony i zależało mi na czasie. Po drodze, na Hubala-Dobrzańskiego, spotkałem Janka, który odbił wcześniej na Zaborów.
Właściwie dobrze się złożyło, że przypadkiem pojechałem dziś z ekipą ze Starych Babic. Wyszło więcej kilometrów niż planowałem, w czasie krótszym niż jechałbym samotnie 50 km. Trzymaliśmy dziś 35 - 45 km/h i muszę przyznać, że (pomijając kryzys przed Lesznem i skurcze po drodze) jechało mi się naprawdę fajnie. Czasami bolało, ale przeżyłem. I o to chodzi ;)
Na koniec jeszcze zdjęcie sprzed jazdy (do kroniki ;)) podesłane przez Witka. Od lewej: Damian, ja, Piotrek, Janek i Kolega, którego imienia nie znam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz