28 sierpnia 2013

Szosa 28-08-2013 (45,71 km)

Ponieważ ostatnimi czasy nie ma zbyt wielu okazji żeby wyskoczyć na szosę w weekend czy po pracy, postanowiłem podejść do tematu niejako od drugiej strony, a mianowicie:


Pobudka parę minut po czwartej, ciuchy i rower przygotowane poprzedniego wieczora. Pożarłem dwa banany i w drogę. W planach jakieś 30 km, byle trochę pokręcić. Na ulicach pustki, po drodze minąłem tylko kilka autobusów. No i można przyjąć, że jest środek nocy:


Temperatura nie powalała (albo właśnie powalała ;)) jak na sierpień, bo było całe 10°C. Miałem jednak nogawki i wiatrówkę, więc tragedii nie było. Pojechałem sobie w znane rejony, czyli w stronę Starych Babic. Widoki wciąż nie zachwycały... :)


Minęło mnie kilka samochodów i zastanawiałem się co myślą sobie kierowcy widząc jakiegoś zabłąkanego szosowego popaprańca na rowerze o 5 rano. Z Hubala-Dobrzańskiego wróciłem na drogę 580 i pojechałem dalej na zachód. Nieco dziwnie jechało mi się szosą, którą zazwyczaj jeździłem w ciągu dnia (ew. wieczorem), jakbym był gdzieś indziej. Kilometrów jednak całkiem szybko przybywało i - nie wiedzieć kiedy - dotarłem do Borzęcina Dużego. Czasowo było całkiem nieźle i nogi zdążyły się już rozruszać, więc stwierdziłem, że jest jeszcze trochę za wcześnie żeby zawracać. Dokręciłem do Zaborowa, tam już zawróciłem na rondzie i udałem się w drogę powrotną. Słońce powoli wstawało i w połączeniu z chmurami nieco urozmaicało poranny krajobraz.


Potem było już tylko jaśniej...


...aż w końcu można było przyjąć, że zaczął się nowy dzień:


Ostatnie zdjęcie przedstawia to samo skrzyżowanie, które było na początku - teraz widać jednak jakby więcej szczegółów ;)

Było jeszcze całkiem wcześnie, a że czułem się nieźle, postanowiłem zrobić jeszcze kilka kilometrów. Przejechałem sobie przez Radiową i po powrocie do domu wyszło ostatecznie te 45 km z kawałkiem. Szybki prysznic i można było powoli zbierać się do pracy.

Muszę przyznać, że jechało się bardzo ciekawie. Trasa niby standardowa, ale pora zdecydowanie inna niż zwykle. Raczej rzadko (no, pomijając chociażby wyjazd, z którego wróciłem naznaczony psimi zębami ;)) wsiadam na rower o takiej godzinie, ale jazda o świcie na pewno ma w sobie to coś. Podejrzewam, że dla niektórych to tak naprawdę nic wyjątkowego i w ten sposób wplatają sobie rower w życie codzienne. Dzień wydaje się dłuższy, ma się poczucie zrobienia czegoś pozytywnego i humor jakby automatycznie staje się lepszy ;) Kto wie, może nie będzie to mój ostatni poranny wypad?

2 komentarze:

  1. Dałeś radę!!od razu praca lepiej szła:-)a zdj z małymi chmurkami meegaa..N.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie jestem do końca pewien czy szła lepiej ;) ale nastawienie z pewnością było zdecydowanie bardziej pozytywne niż zwykle :)

    Chmurki faktycznie całkiem sympatycznie wyglądały. Zawsze to coś więcej w porównaniu do drugiego i trzeciego zdjęcia... ;)

    Pozdrowienia! :)

    OdpowiedzUsuń