14 października 2015

Szosa 11-10-2015 (56,68 km)

Coś takiego dawno się nie zdarzyło... Byłem na rowerze dwa dni z rzędu! ;) Tak jak w sobotę, tak i w niedzielę mogłem sobie pozwolić na kilkadziesiąt kilometrów. Co prawda czasu na jazdę było nieco mniej, bo miałem do zrobienia parę rzeczy w domu, ale zawsze lepsze to niż nic. Tym bardziej, że pogoda w niedzielę była równie przyjemna jak w sobotę. I równie mocno wiało... :)

Poleciałem sobie standardowo na Czosnów. Nie chciałem powtarzać trasy z poprzedniego dnia, ale też nie przeszkadzało mi to, że trasa na Czosnów już nieco mi się przejadła (zwłaszcza sama Rolnicza). Postanowiłem cieszyć się piękną - 6°C i słoneczko - pogodą i cichutko pracującym napędem. To mi w zupełności wystarczyło do szczęścia ;)


Jeszcze przed Łomiankami, kilkaset metrów przede mną zauważyłem jakiegoś kolarza w żółtej odblaskowej kurtce. Pierwsze skojarzenie - Paweł (jak się później okazało, to jednak nie był on ;)). Pomyślałem sobie, że spróbuję go dogonić. Szło mi nawet całkiem nieźle, ale misterny plan pokrzyżowały światła na Kolejowej i Warszawskiej. W obu przypadkach ucieczka przejeżdżała na zielonym, a mi trafiało się czerwone.

Na Rolniczej widziałem jeszcze swój cel jakiś kilometr przed sobą, ale w pewnym momencie zauważyłem nadjeżdżającą z naprzeciwka drugą odblaskową kurtkę. Tak jak przy okazji ubiegłorocznych 150 kilometrów okazało się, że to pan Darek. Tym razem również pogadaliśmy chyba dobre 20 minut... ;)

Do Czosnowa droga minęła całkiem nieźle. Gorzej było z powrotem, bo tak jak w sobotę, miałem za przeciwnika silnie wiejący wiatr. Pocieszające było jednak to, że nogi zdecydowanie lepiej już sobie z nim radziły. W Mościskach odbiłem sobie na Babice, bo miałem jeszcze chwilę do zagospodarowania.

Chociaż kilometrów nie wyszło za wiele to i tak cieszę się, że mogłem pojeździć w oba weekendowe dni. Super, że pogoda dopisała. Nogi pocierpiały trochę z powodu wiatru, ale pocieszam się tym, że powinno to zaowocować przy kolejnych wypadach ;)

2 komentarze: