Wieczorna jazda po mieście to coś od czego zdążyłem się troszkę odzwyczaić przy okazji ostatnich weekendowych wypadów. W środę mogłem sobie akurat pozwolić na jazdę po pracy, więc pomyślałem, że chociażby kilkadziesiąt kilometrów po mieście jest lepsze niż kolejna tygodniowa przerwa od jazdy w ogóle.
Na rower wsiadłem dopiero o 19. Teraz jednak i tak już około 16 jest ciemno, więc tak naprawdę pod kątem warunków do jazdy wychodzi na jedno czy wyjeżdża się o 16 czy 19... Na termometrze 6°C, ale pierwszą rzeczą, która uderzyła mnie (prawie dosłownie :)) po wyjściu był wiatr. Nie pamiętam, kiedy ostatni raz wieczorem tak wiało kiedy byłem na rowerze. Wiatr wiatrem, ale musze przyznać, że jechało mi się naprawdę fajnie. Jak na trwający ciągle powrót po przerwie, sił nie brakowało i tak jak pod wiatr trzymałem nieco ponad 30 km/h, tak z wiatrem leciałem przyjemnie 35 - 45 km/h.
Chociaż nie miałem konkretnej trasy w głowie i jechałem przed siebie, starałem się wybierać ulice na tyle duże żeby można się było swobodnie rozpędzić i przy okazji nie zostać rozjechanym przez szalonych kierowców, ale też nie na tyle małe, żeby zmagać się z zaparkowanymi po obu stronach samochodami, gdzie trzeba uważać czy za chwilę, na przykład, coś niespodziewanie nie wyskoczy zza któregoś z nich. Zahaczyłem o Bemowo, Wolę, Śródmieście, Żoliborz, Bielany i Ochotę. Przypomniałem sobie, jak za kawalerskich czasów ;) walczyłem z nierównościami i koleinami na Towarowej kierując się w stronę Bemowa i okolic, po których kręcę się dziś. Teraz na Towarowej jest nowiutka nawierzchnia, po której jedzie się naprawdę przyjemnie. Tak samo na Niemcewicza, gdzie dziur przy krawędzi jezdni było jeszcze więcej. Pokręciłem się chwilę po starych śmieciach i zacząłem kierować się w stronę domu. Nogi ciągle fajnie pracowały i chociaż za sprawą świateł na większości skrzyżowań środowa jazda była w znacznym stopniu interwałowa, to bardzo mi się podobało. Nawet pomimo skromnego dystansu.
Byłoby miło, gdyby zima jeszcze przez jakiś czas nie spieszyła się z przybyciem. Albo gdyby przynajmniej śnieg się nie spieszył ;) Mam nadzieję, że tak właśnie będzie i że do końca roku zdąży wpaść jeszcze trochę kilometrów. Nadzieja matką głupich, a na zakończenie - dla urozmaicenia tej nudnej pisaniny - wieczorny Grób Nieznanego Żołnierza... ;)
Nie lubię nocnej jazdy, ale teraz po zmianie czasu chyba będę musiała znowu polubić :( A wiatr mam w pakiecie z morzem ;) Za śniegiem też nie tęsknię i proszę bez przymrozków :) Jesieni trwaj! Nigdy nie jeździłam rowerem po Warszawie, to może być ciekawe doświadczenie (chyba jednak wole moje bezkresne pustkowia)
OdpowiedzUsuńJa również nie jestem jakimś wielkim fanem - zarówno jazdy po ciemku jak i po mieście. To raczej z braku innej możliwości przy obecnych warunkach, a że moja przednia lampka nie daje tyle światła żebym mógł pewnie i w miarę swobodnie jechać nieoświetlonymi drogami, to pozostaję niestety niewolnikiem tych oświetlonych. Osobiście, również wolałbym zapewne "bezkresne pustkowia" ;) Ja z kolei wiatr mam w pakiecie z okolicznymi polami, na których wieje praktycznie zawsze, ale w różnych kierunkach. Niezależnie od tego jednak najczęściej w twarz ;)
UsuńPozdrawiam i rowerowej pogody życzę :)