Zgodnie z obietnicą z poniedziałkowego wpisu, czas na parę zdań o niedzielnej szosce. Co prawda dystans mocno skromny, bo i w domu było jeszcze parę rzeczy do zrobienia, ale fajnie, że znowu dwa dni z rzędu mogłem trochę zmęczyć nogi.
W niedzielę rano było nieco chłodniej niż w sobotę, bo 8°C, ale na chwilę pokazało się nawet słońce. Od razu jechało się przyjemniej, jednak wszystko co dobre szybko się kończy i wkrótce na niebie zaczęło pojawiać się coraz więcej chmur.
Początkowo czułem jeszcze trochę sobotnią walkę z wiatrem i nogi były nieco ciężkie, ale im dalej tym kręciło mi się lepiej. Sporo było naokoło jesiennych widoków - nieco uprzyjemniały jazdę, bo tym razem również pierwsza połowa trasy była pod wiatr.
Pojechałem przez Babice i Lipków do Mariewa (Kwiatowa mocno poharatana w poprzek po jakichś robotach drogowych) i dalej standardowo przez Wólkę do Zaborowa. Przejechałem koło stawów i odbiłem w lewo na Pilaszków. Tak jak wspomniałem, słońce zdążyło się w międzyczasie schować za chmurami i zrobiło się nieco bardziej jesiennie i demotywująco.
Powrót był już zdecydowanie przyjemniejszy, bo wiatr w plecy skutecznie pomagał utrzymywać jakieś bardziej przyzwoite prędkości. Ani się obejrzałem a dotarłem z powrotem domu i mogłem zająć się zaplanowanymi na dalszą cześć niedzieli tematami. Nogi były zadowolone, więc i ja byłem zadowolony ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz