12 kwietnia 2015

Szosa 11-04-2015 (105,20 km)

Wygląda na to, że wiosna wreszcie wzięła sprawy w swoje ręce i zdecydowała się zawitać na dłużej. A przynajmniej taką mam nadzieję. Wczorajsza pogoda była naprawdę świetna - piękne słoneczko i niecałe 20°C. Trąbili o tym w ubiegłotygodniowych prognozach, dlatego tym bardziej niecierpliwie czekałem na sobotnią starobabicką ustawkę.

Jadąc Hubala-Dobrzańskiego do Starych Babic spotkałem Jacka. Pogadaliśmy chwilę i razem dojechaliśmy na miejsce zbiórki. Po cichu liczyłem na wysoką frekwencję i nie zawiodłem się - było ok. 15 osób. Nie wszystkich kojarzyłem, dlatego jeżeli przy kolejnej okazji pomylę czyjeś imię - z góry przepraszam ;) Część planowała pojechać dłuższą trasę dookoła Kampinosu, część obstawiała coś bliżej 100 km. Ponieważ byłem troszkę ograniczony czasowo, zakładałem że pojadę krótszy wariant. Można powiedzieć, że jednocześnie mi się udało i nie udało - szczegóły za chwilę ;)

Ruszyliśmy spokojnym tempem przez Lipków i Koczargi Stare, po czym z Traktu Królewskiego odbiliśmy na Mariew.




Na premii między Wólką a Wiktorowem parę osób skoczyło do przodu (m.in. Witek, który wcześniej deklarował równe tempo - od początku wyczuwałem podstęp! ;)). W Wiktorowie skręciliśmy w ul. Leśną - wcześniej nią nie jechałem, a to bardzo przyjemna alternatywa (zamiast DW580) dojazdu do Zaborowa.

Na zjeździe i podjeździe koło stawów byłem akurat na zmianie z Piotrkiem (mam nadzieję, że nie pomyliłem imienia... :)). Podkręciliśmy do 40 km/h, jednak na wypłaszczeniu trochę opadłem z sił i musiałem wskoczyć mu na koło. Generalnie rzecz biorąc, często i gęsto wiało dziś w twarz, co miałem okazję poczuć jeszcze bardziej na dalszych kilometrach.

W Zaborówku skręciliśmy na Wąsy. Podjechałem do przodu i zrobiłem chłopakom zdjęcie - jak się po chwili okazało - ostatnie grupowe tego dnia:


Zjeżdżając na tył grupy zostałem zaatakowany. Nie przez kogoś z grupy, nie przez jakiegoś dzikiego zwierza z okolicznych pól, ale przez Skurcz. Tak, Skurcz przez wielkie S ;) Dawno mnie taki mocny skubaniec nie złapał. A dokładniej mojej prawej łydki. No i cóż... Nie jestem jeszcze (jeszcze! ;)) w stanie gonić jedną nogą grupy jadącej pod wiatr ok. 35 km/h. Starałem się cisnąć ile się da byle nie odpaść, bo wiedziałem, że wtedy już będzie pozamiatane, ale siłą rzeczy zacząłem w końcu zostawać z tyłu. Kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt metrów... Grupa coraz szybciej się oddalała, a poza skurczem, musiałem teraz jeszcze walczyć samotnie z wiatrem. Peszek. Nie ma to jak odpaść przez skurcz po 30 km... Nie zdążyłem się nawet pożegnać ;)

Jazda w grupie się skończyła, ale wciąż przecież mogłem jechać dalej. Skurcz w końcu odpuścił i trochę sił wróciło. Na zakrętach widziałem jeszcze w oddali grupę jadącą już po prostej. Skierowałem się na Leszno żeby polecieć dalej w kierunku Czosnowa. Za Białutkami spotkałem kolegę (wydaje mi się, że jechał z nami), który dłubał na poboczu w rowerze. Zapytałem czy jakoś pomóc, ale powiedział, że musi sobie tylko coś podregulować i życzył miłej jazdy ;)

Wiatr. Przez to dziadostwo dalsza jazda nie była niestety wyjątkowo miła. Tak naprawdę, w plecy wiało tylko na DW579 kiedy jechałem na północ. Na wszystkich pozostałych odcinkach miałem wrażenie, że zawsze wali prosto w paszczę. Albo z boku.

Z DW579 odbiłem na pętlę przez KPN i po dojeździe do ronda w Kaliszkach nie pojechałem prosto na Czosnów, ale postanowiłem odbić w lewo i przez Augustówek dojechać z powrotem do DW579. Zawsze jechałem tym odcinkiem z przeciwnego kierunku, wyjeżdżając od strony Brzozówki. Wczoraj pomyślałem sobie, że pocisnę dalej prosto zakładając wcześniej, że ul. Wojska Polskiego łączy się bezpośrednio z DW579. Dojechałem do Sowiej Woli Folwarcznej, a tę miejscowość kojarzyłem już ze znaków przy DW579, więc przyjąłem, że moje założenie okazało się słuszne ;)



Wróciłem na DW579 i poleciałem w kierunku Czosnowa. Miałem nadzieję, że na Rolniczej wiatr będzie po mojej stronie. Oczywiście... Wiało jeszcze gorzej niż wcześniej :) Tempo solidnie spadło i dość opornie toczyłem się w kierunku domu.

Ostatecznie dotoczyłem się w jednym kawałku, ale przyznam szczerze, że czułem się jakbym przejechał 150 a nie 105 km. Strasznie mnie wczoraj ten wiatr sponiewierał. Fajnie jednak, że poza tym drobnym szczegółem pogoda była genialna. Stęskniłem się już za słońcem, a z nim zawsze jedzie się przyjemniej. Chociaż wietrzna setka wpadła, to przez wspomniany skurcz czuję jakiś niedosyt. Człowiek czeka dwa tygodnie żeby pokręcić w grupie a potem odpada po marnych 30 km. Zaiste żałosne... ;)

15 komentarzy:

  1. Fajna relacja jak zwykle :)
    Brakuje Ci magnezu skoro skurcze Cię tak łapią - to nie brak wytrenowania bo wtedy po prostu odcięło by Ci prąd. Więc magnez - naturalny np. ciemna czekolada, miód, bądź po prostu jakiś w tabletkach.
    P.S. Następnym razem krzycz że coś się dzieje - poczekamy, to nie wyścig.
    Pozdrawiam,
    Ricki

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i oczywiście zapraszam na kolejne!

      Nieco mnie ten skurcz właśnie zaskoczył - ciemnej czekolady trochę ostatnio było, miodu również (przed jazdą i w trakcie też tankowałem), ale i tak dzięki za wskazówki, bo wszystkie są cenne.

      Postaram się następnym razem dać znać, chociaż już raz mnie kiedyś holowaliście i potem źle się z tym czułem ;) Zresztą tempo musiałoby się naprawdę
      mocno obniżyć, a po co psuć zabawę kilkunastu osobom? ;) Inna sprawa, że wytrenowania niestety często mi brakuje, zwłaszcza na zmianie. Widocznie muszę jeszcze częściej jeździć pod wiatr... ;)


      Pozdrawiam i do następnego!

      Usuń
  2. Nawet nie zauważyłem że odpadleś. Ja polecam multiwitamine i magnez z Olimpu. Tez miałem problem ze skurczami i taki zestaw mi pomaga.
    Pozdro
    Witek

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pewnie jak zwykle cisnąłeś w czubie i dlatego nie zauważyłeś :D Dzięki za sugestię, wezmę pod uwagę. Zakładam, że to był mój ostatni skurcz na długie lata... ;)

      Ile Wam ostatecznie wyszło kilometrów? Polecieliście dookoła KPN?


      Pozdro :)

      Usuń
    2. Tak, Tadek Trochan poprowadził nas fajnymi drozkam. U mnie wyszło 180 ale ja dokrecalem solo ok 45 km.

      Usuń
  3. Było krzyczeć to byśmy poczekali, ja to myślałem, że po prostu odbiłeś gdzieś tam po zakrętach, bo mówiłeś, że właśnie ograniczony czasowo jesteś :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możemy przymknąć oko na te kilka kilometrów i przyjąć, że faktycznie "odbiłem po zakrętach" - brzmi podobnie do "odpadłem przed zakrętami" :D


      Pozdrawiam :)

      Usuń
  4. A w ogóle to jakaś podejrzana sprawa - chciałem Wam wcześniej podrzucić link na forum, ale nie mogłem dodać posta. Wywalało mnie na pustą stronę. Próbowałem z FireFoxa, IE, wylogowywałem się, logowałem i nic. Zaraz zobaczę czy ożyło...

    OdpowiedzUsuń
  5. Mnie odczepili na zakrętach. 38 pod wiatr to jeszcze nie dla mnie. Potem udało mi się jakoś cudem dojść za drogą Leszno-Błonie ale koło kapliczki już odpuściłem bo tempo było za ostre. Od kościoła do kapliczki miałem średnią blisko 33. Wróciliśmy z Tadziem Stysiem w miarę spokojnie tą samą trasą do Babic. Wyszło 95 km. Witek ściemniał że będzie endurance ride, od początku nie wierzyłem.

    W kwestii kurczy to mam nieustająco ten problem który generalnie opanowałem. Zażywam regularnie magnez Slowmag i go polecam. Przestrzegam przed magnezem NeoMag Skurcz bo i ja i wiele innych osób się nim zatruło. A oprócz tego polecam odpuścić mocny alkohol na dwa dni przed mocną jazdą bo zdecydowanie odwadnia i wypłukuje magnez, nadmiar kawy też. Warto na taki przypadek mieć zawsze fiolkę magnezu z witaminą B6 w kieszonce. Działa niemal natychmiastowo, kosztuje rzędu 4-5 zł za fiolkę. Używałem takie fiolki z Nutrenda, Olimpu i Multisport i nie widzę między nimi różnicy poza ceną. Warto też zrobić dobre rozciąganie mięsni nóg przed jazdą lub dzień wcześniej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Aha, czyli pewnie jechalibyśmy razem od zakrętów... ;) Którą kapliczkę masz na myśli? Jest ich chyba kilka po drodze, a słyszałem przed startem, że o niej wspominałeś. Miałbym jakiś punkt odniesienia w kwestii tworzenia grupetto w przyszłości ;) Średnią 33 mieliśmy (tzn. mi tyle wyszło, nie wiem jak pozostałym) 2 tygodnie temu - zakładając, że w sobotę tempo bardzo później nie spadło, a Witek przejechał łącznie 180 km zaczynam w siebie wątpić :D Tak, endurance... Witek (wraz z pozostałymi mordercami) i endurance? :)

      Piękne dzięki za magnezowe informacje!

      Pozdrawiam serdecznie :)

      Usuń
    2. Kapliczka o ktorej pisalem jest na krzyzowce przed mostem na Utracie za wsia Nowa Gorna. W naszym watku na szosa.org byly gdzies slady gps do pobrania z trasa do owej kapliczki.

      Usuń
  6. https://connect.garmin.com/activity/469600144

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Jak zobaczyłem przebieg trasy to coś mi zaświtało - sprawdziłem datę i... tak, jechaliśmy wtedy razem ;) Tyle, że walczyłem wtedy przez mniej więcej pół dystansu o utrzymanie się w pierwszej grupie z naczelnymi babickimi killerami ;) Dopiero potem się zjechaliśmy i wróciliśmy wspólnie. Po szczegóły zapraszam do tego wpisu - wspomnień czar... ;)

      Usuń