16 kwietnia 2015

Szosa 16-04-2015 (62,11 km)

Pojawiła się dziś możliwość wyskoczenia na szosę po pracy, więc nie omieszkałem z niej skorzystać :) Pomijając całkiem mocny zachodni wiatr, pogoda była naprawdę niezła, a że dzień jest już coraz dłuższy, mogło wpaść kilka kilometrów. Wyruszyłem co prawda dopiero przed 19, więc jakkolwiek akceptowalnej widoczności nie zostało mi zbyt wiele, ale dobre i to.

Podświadomie czułem, że nogi będą dziś fajnie pracować. Chciałem przejechać przynajmniej 50 km, ale po cichu liczyłem na nieco więcej - sporo zależało od tego jak długo będzie względnie jasno.

Poleciałem przez Stare Babice, Lipków i z Traktu Królewskiego skręciłem na Mariew - standardzik. Po drodze minąłem dwóch szosowców, w tym jednego kolegę, który jechał z nami w ostatnią sobotę. Słońce chowało się już za horyzont, ale zdążyłem je jeszcze uwiecznić ;)


Ogólnie rzecz biorąc, starałem się dziś pojechać trochę mocniej - skoro kilometrów miało nie być za wiele, chciałem skatować się w nieco inny sposób ;) Kiedy jechałem w tamtą stronę, plan pomagał mi zrealizować wspomniany zachodni wiatr, który wiał prawie cały czas prosto w twarz. Nogi nie dawały za wygraną i udawało mi się utrzymywać całkiem znośną prędkość.


Trochę mnie dziś w ogóle nosiło i parę razy przycisnąłem nieco mocniej. Czułem się naprawdę fajnie i byłbym niezmiernie szczęśliwy, gdyby na starobabickich ustawkach jechało mi się równie dobrze ;) W Wiktorowie odbiłem w prawo w ul. Wiosenną, tak jak pojechaliśmy w sobotę. Naprawdę przyjemny jest ten odcinek.

Chociaż słońce już zaszło, było jeszcze cokolwiek widać. Chciałem to w miarę możliwości wykorzystać i postanowiłem za Zaborowem nie odbijać w lewo, ale dociągnąć do Leszna i wrócić przez Białutki i Pilaszków. Liczyłem na to, że wiatr wiejący dotąd w paszczę, będzie teraz wiał w plecy. Przyznam szczerze, że jakoś bardzo tego nie odczułem. Sił jednak ciągle nie brakowało, więc tragedii nie było. Pewien problem stanowiły jednak coraz większe ciemności.


Na tym odcinku nie wszędzie są latarnie, więc zależało mi na tym żeby przejechać jak najwięcej przed nastaniem kompletnych ciemności, bo moja przednia lampka do najmocniejszych nie należy. Plan nie do końca wypalił i widoki dość szybko zaczęły przypominać te z jednego z niedawnych wypadów. Na czarnych odcinkach starałem się jechać nieco ostrożniej, na lepiej oświetlonych cisnąłem trochę mocniej. Najgorzej było przed Strzykułami, gdzie widać było naprawdę niewiele... Na szczęście jednak w nic nie wjechałem, a od ronda było już lepiej z latarniami.

Wróciłem przez Stare Babice i trochę mnie kusiło żeby zrobić jeszcze parę kilometrów, ale jazda po mieście i perspektywa zatrzymywania się co chwilę na światłach nieco mnie zniechęciła. Z dzisiejszego wypadu i tak jestem zadowolony. Chociaż to tylko 60 km, to nogi naprawdę fajnie dziś pracowały, nie były tak zamulone jak ostatnio i sił nie brakowało do końca. Dostały swoją porcję bólu ;) i niewykluczone, że przez mało optymistyczne prognozy na najbliższe dni, będą musiały trochę odpocząć. No ale prognozy prognozami, a jak będzie naprawdę - zobaczymy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz