14 marca 2014

Szosa 11-03-2014 (45,12 km)

Po ostatnich dwóch wyjątkowo marnych wypadach na szosę, we wtorek pojawiła się w moim sercu nadzieja na lepsze jutro ;) Otóż po powrocie z pracy mogłem sobie pozwolić na krótką jazdę. Początkowo trochę się wahałem (bo już późno, ciemno, za dużo pewnie nie przejadę i w ogóle... ;)), ale M dodatkowo mnie zmotywowała - i pewnie miała rację - mówiąc, że muszę iść, bo jak nie pójdę to będę potem marudził :) Poza tym trzydzieści (a tyle było w planie) kilometrów to jak by nie patrzeć zawsze więcej niż zero...

Nie wahając się dłużej, szybko się wyszykowałem i ruszyłem. Równie szybko okazało się, że rozgrzewkę po dwumiesięcznej przerwie mam już chyba za sobą i nogi wraz z resztą towarzystwa wróciły w znacznym stopniu do dawnej formy (jaka by ona nie była). Warto było pocierpieć przez ostatnie dwie jazdy - kręciło mi się świetnie, sił nie brakowało, był górny, dolny chwyt, mała i duża tarcza z przodu, nic nie bolało. Dwumiesięczna przerwa odeszła w zapomnienie :)

Ponieważ było już ciemno, pojechałem tylko do Starych Babic, tam zawróciłem, pojechałem do centrum, tam znowu zawróciłem i zahaczając jeszcze raz o Stare Babice, wróciłem do domu. Planowane trzydzieści kilometrów urosło do czterdziestu pięciu, bo ciągle było mi mało ;) Co prawda nie był to typowy wypad na szosę (bo samochody, światła i ogólnie rzecz biorąc - miasto), ale mimo to jechało mi się bardzo przyjemnie. Tego mi było trzeba :)

5 komentarzy:

  1. Zazdroszczę lubienia jazdy na szosie. Poważnie :) Chciałbym ćwiczyć kondychę na asfalcie, ale po prostu nudzi mnie to strasznie. Jak nie ma choć trochę korzeni, ziemi, lasu to padam z nudów na rowerze :P

    Co do kolan, to nie miło. Rozgrzewkę robisz przed jazdą? Siodło na dobrej wysokości? Nie lekceważ takich rzeczy, bo jak kolana bolą, znaczy że coś jest nie tak, i nie chodzi o wiek, bo w żadnym wieku nie powinny boleć od pedałowania :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki, całkiem mi z tym dobrze ;) Czy po szosie jeździłeś na MTB? Zanim przesiadłem się na szosówkę, wcześniej zdarzało mi się pokonywać także dłuższe asfaltowe odcinki na rowerze górskim i chociaż też to lubiłem, to jednak szosówka na szosie to zupełnie coś innego :) A korzenie i teren też lubiłem za moich "górskich" czasów, oj lubiłem :)

      Każdą jazdę zaczynam od lżejszego kręcenia, żeby trochę przyzwyczaić nogi i organizm do wysiłku. Ustawieniu wysokości (i położenia przód-tył) siodła poświęciłem ładnych kilka jazd i trochę czasu "na sucho" i wydaje mi się, że w końcu znalazłem dobre ustawienie - tak jak pisałem, obstawiam że po długiej (dwa miesiące... :/) przerwie nogi kompletnie odzwyczaiły się od mocniejszego kręcenia i skończyło się m.in. właśnie bólem kolan. Po ostatniej jeździe (czyli tej, którą komentujemy ;)) było już ok. Jeżeli problem wróci, nie zamierzam go lekceważyć - tu się w pełni zgadzam.

      Wielkie dzięki za odwiedziny i komentarz (któregokolwiek wpisu by nie dotyczył ;))!

      Usuń
    2. Coś takiego miałem kiedyś:
      http://4.bp.blogspot.com/-k7cE5Nd3baQ/UCDfqMQuocI/AAAAAAAABs0/TEx5RTlrwr0/s1600/RometUniversal24-01.jpg
      ale i tak wjeżdzałem tym w "teren" :D

      Po prostu lubię rower łączyć z oddaleniem się od cywilizacji, naturą i nie cierpię samochodów dookoła.

      Co do rozgrzewki to chodziło mi o rozciąganie się przed jazdą, kilka ćwiczeń zanim wsiądziesz na rower. Ja od kiedy poświęcam na to parę minut przed każdą jazdą czuję się o wiele lepiej.

      Usuń
    3. Nooo, konkretny sprzęt! :) Ja też zdecydowanie bardziej wolę jeździć po "niecywilizowanych terenach". Szosa nie musi się wiązać z mnóstwem samochodów - wjazd do miasta jak w tym przypadku to dla mnie raczej ostateczność, bo nie dość, że właśnie samochodów sporo to i światła co chwilę. Na plus jednak przemawiają latarnie, bo jednak w kompletnej ciemności poza miastem jeździ się słabo i po prostu niebezpiecznie. Normalnie mam okazję jeździć sobie po trasach, które prowadzą przez pola czy wioski, gdzie ruch samochodowy jest praktycznie zerowy, a asfalt jest naprawdę fajny. Tak więc, szosa też pozwala uciec trochę od miasta :)

      Z rozgrzewką masz oczywiście rację. Żona też mi na to zwraca uwagę :) a jakoś nie mogę sobie wyrobić tego nawyku. Chyba czas na zmiany, moje zachowanie jest nieprofesjonalne... :)

      Pozdrowienia!

      Usuń
  2. Miałem wpisać powyższy komentarz do poprzedniego posta :D Coś mi się źle kliknęło :) ale ten też o szosie, więc tragedii nie ma :)

    OdpowiedzUsuń