W porównaniu do sobotniej porażki, w niedzielę było już trochę lepiej. Ale tylko trochę, bo brzuch ciągle pobolewał, a i czułem w całym moim słabym cielsku zmęczenie z poprzedniego dnia. Z założenia miało więc być mniej (jeszcze mniej... ;)) kilometrów i trochę spokojniejsze tempo. Te jakże ambitne założenia zrealizowałem, chociaż i tak rewelacji nie było. Zamiast do Leszna dojechałem do Zaborowa. Po drodze minąłem sześciu szosowców, w tym tego, z którym jechałem w sobotę w kierunku Leszna :) Poza tym trafiło się jeszcze kilka osób na MTB. Nie ma się co dziwić, bo pogoda była jeszcze lepsza niż w sobotę - tym razem właściwie nie było chmur i można się było delektować słońcem, którego od pewnego czasu zbyt dużo nie było.
Po powrocie niestety znowu poczułem kolana. Mam nadzieję, że to tylko skutek dłuższej przerwy i zdecydowanie kiepskiego powrotu po niej. Wypada jednak zakończyć optymistycznym akcentem, a za taki można uznać słoneczną fotkę z okolic Lipkowa ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz