30 stycznia 2014

Cel: IKEA

Zgodnie z zapowiedzią w biegówkowym wpisie, czas nadrobić zaległości i napisać parę zdań o ostatniej niedzieli, którą udało mi się częściowo spędzić na rowerze.

Od dłuższego czasu planowaliśmy kupić w IKEI (chociaż powinno się ponoć mówić/pisać w IKEA... ;)) parę drobiazgów. Jak to zwykle bywa, coś tam po drodze wypadało i zakupy kilka razy odkładaliśmy. Ponieważ były to raczej niewielkie rzeczy, zrodził się pomysł żebym pojechał po nie na rowerze. W niedzielę było -10°C i mnóstwo świeżego śniegu zalegającego na ulicach, chodnikach i - nie do wiary - ścieżkach rowerowych. Nie chcąc kolejny raz odkładać zakupów (ok, w gruncie rzeczy chodziło o to żeby się przejechać ;)) postanowiłem, że jadę. Byłem też ciekaw jak nowa kurtka i rękawiczki spiszą się w naprawdę zimowych warunkach. Ubrałem się więc i wyruszyłem.

Pierwsze metry i totalne zwątpienie... Nie ze względu na temperaturę, ale na opony. Podejrzewałem co prawda, że rewelacji nie będzie, bo w końcu to slicki, ale nie sądziłem, że będzie aż tak źle. Pomijając mocno niepewne prowadzenie przedniego koła, tylne co chwilę buksowało w gęstym śniegu. Spróbowałem niższych przełożeń, było trochę lepiej, ale prędkość oscylowała w okolicach 5 - 10 km/h. Biorąc pod uwagę, że miałem do przejechania ok. 20 km w jedną stronę, zapowiadała się naprawdę dłuuuga jazda... Owszem, lubię jeździć na rowerze, ale w niedzielę akurat nie miałem na to całego dnia ;) Zjechałem na jezdnię, która wciąż była jeszcze praktycznie nieodśnieżona, więc i jechało się tak sobie. Nastrój poprawił mi się nieco po dotarciu do bardziej ruchliwej ulicy, którą drogowcy (ci, których ponoć zima zawsze zaskakuje :)) zdążyli już na szczęście jako-tako odśnieżyć. Odśnieżyć i posolić. Cóż, tak to już jest. Szybko wzrosła nie tylko prędkość, ale i ilość solno-śnieżnej brei oblepiającej coraz większą powierzchnię korb i okolic suportu.

Po drodze wstąpiłem jeszcze do rodziców zabrać przy okazji kilka drobiazgów. Widząc mnie na rowerze w taką pogodę, standardowo wyrazili pewną obawę o stan mojej psychiki. Dziwne, że jeszcze nie przywykli... ;)

Dalsza droga minęła pod znakiem wiatru w twarz, sypiącego z nieba śniegu i zalegającego jeszcze gdzieniegdzie na drogach śnieżnego badziewia z domieszką soli. Momentami, ze względu na stan nawierzchni nie czułem się zbyt pewnie. Tak naprawdę, to ona a nie niska temperatura stanowiła problem. Na szczęście jednak dojechałem do celu w jednym kawałku - po części może dlatego, że kierowcy też jechali ostrożniej i w ogóle ruch nie był zbyt duży.


Przypiąłem rower i w obcisłych (czyt. pedalskich :)) ciuchach ruszyłem na podbój sklepu. W przeciwieństwie do niektórych kupujących zwiedzających, chciałem kupić jak najszybciej to po co przyjechałem i wracać do domu. Poszło nawet sprawnie i ani się obejrzałem, a już wsiadałem z powrotem na rower. Śnieg przestał padać, ale na drogach wciąż trochę go jeszcze było.

Do domu dotarłem cały, zdrowy i z uwalonym od brudnego śniegu rowerem. Kolejny raz przekonałem się, że obecne błotniki (Simpla Hammer), a zwłaszcza przedni to tylko częściowa ochrona przed całym złem lecącym z kół. Lepsze jednak to niż nic. Przez większość drogi, okolice suportu wyglądały mniej więcej tak:


Rower kwalifikuje się więc do solidnego czyszczenia. Tak czy inaczej, bardzo się cieszę, że pojechałem. Wpadło trochę ponad cztery dyszki, a i udało się coś przy okazji załatwić.

4 komentarze:

  1. Zimą jednak wolę pobiegać bo mniej .............. czyszczenia ;-) Pojeździć można w pokoju a jak chce się powietrza to na balkonie ;-) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Na pewno coś jest w tym co piszesz. Po jeździe w takich warunkach wypada rower doprowadzić do jakiegoś bardziej przyzwoitego stanu, bo szkoda potem wymieniać połowę gratów... Ciągle jeszcze mam nadzieję na suche szosy w najbliższej przyszłości, ale idzie podobno ocieplenie, więc pewnie śnieg się stopi i wszystko popłynie. Tak więc, chyba faktycznie trenażer trzeba będzie wkrótce "przeprowadzić" do mieszkania (a może i na balkon? ;)).

    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
  3. Hoho, na takich oponach po śniegu ;)

    Dla mnie jazda w śniegu jest super, ale właśnie ze względu na irytujące czyszczenie zdecydowanie rzadziej jeżdżę w zimie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Wiem wiem, przyznaję się bez bicia, że "dobór" opon w tym przypadku to jedna wielka porażka... :) Praktycznie nie jeżdżę w terenie, a z kolei ze śniegiem nie mam też na tyle często do czynienia żebym wyjątkowo intensywnie rozglądał się za jakimiś sensowniejszymi gumami na takie warunki.

    Tak jak piszesz, czyszczenie roweru w zimie jest nieco irytujące. Tym bardziej, jeżeli droga była "świeżo posolona" i wszystko włazi w napęd i inne części - szkoda wówczas skazywać rower na zagładę i nie zapewnić mu chociaż odrobiny zimowej higieny ;)

    Dzięki za odwiedziny, pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń