30 grudnia 2012

Szosa 30-12-2012 (54,06 km)

Pojedziesz waść na Babice i Lipków do Zaborowa, gdzie czekają konie dla regimentu przeznaczone - czytając ostatnio Ogniem i mieczem i natknąwszy się na te słowa, wypowiedziane przez Jeremiego Wiśniowieckiego do Wołodyjowskiego, od razu trafiły one prosto do mego serca ;) ponieważ w okolicach tychże miejscowości najczęściej kręcę się na szosie (swoją drogą - nie wiedziałem, że istniały już w XVII w.). Dziś, ze względu na wolny dzień i całkiem rowerową (jak na grudzień) pogodę, udało mi się po półtoramiesięcznej przerwie wyskoczyć na rowerek. Nie miałem w planach konkretnej trasy, ale pomyślałem dlaczego by nie do Zaborowa? Daleko nie jest, a i zamierzałem przejechać dziś traskę w okolicach 50 km. Tak więc, wszystko idealnie.

Ale od początku. Ponieważ ostatnio Scott stał wpięty w trenażer, trzeba się było zająć tylnym kołem. A tak naprawdę zmianą opony. Standardowo przy tej okazji, nie mogłem znaleźć adaptera do pompki, przez co wyjazd nieco mi się opóźnił. Teraz już schowałem go w standardowym miejscu, więc zakładam, że następnym razem takiego problemu nie będzie. Musiałem też przebrnąć przez długotrwały proces ubierania się w jesienno-zimowy zestaw rowerowych ciuchów i wreszcie byłem gotowy do jazdy. Od razu dał mi się we znaki silny i zimny wiatr, który raz pomagał, a raz przeszkadzał (częściej chyba jednak przeszkadzał ;)). Mimo to kręciło mi się całkiem dobrze, właściwie im dalej tym lepiej, aż w końcu byłem w stanie jechać przez dłuższy czas ok. 35 km/h, czego się po takiej przerwie raczej nie spodziewałem. Chyba świadomość tego, że wreszcie mogę sobie znowu pokręcić i ładna pogoda dodatkowo dodawały sił i motywowały do jazdy. Powróciły też, być może chwilowo, stare nawyki do jazdy z niższą kadencją. Sporo było zatem dużej tarczy i to mi się pasowało. Po drodze minąłem 4 szosowców (wracając z Mariewa, na ul. Spacerowej widziałem też bażanta, ale nie dość, że nie zdążyłem zrobić mu zdjęcia, to i już nieco inny temat niż szosowcy ;)). Jak wspomniałem, pogoda była dziś super, bo 4°C i bezchmurne niebo. Nie mogło się więc obyć bez jakichś pamiątkowych (do oglądania w ponure i śnieżno-deszczowe dni ;)) widoczków:



Dopiero pod koniec jazdy zaczęło mi trochę brakować pary w nogach, ale że byłem już niedaleko domu, to obyło się bez ofiar w ludziach. Dzisiejszą jazdę będę bardzo miło wspominał, bo nogi fajnie pracowały, a i pogoda była genialna (pomijam fakt, że chyba najbardziej cieszyło mnie to, że pojechałem w ogóle). Jeśli jutro nie uda mi się wyskoczyć na trochę, to dzisiejszą jazdę będzie można uznać za bardzo miłe rowerowe zakończenie roku. Oby w przyszłym było więcej kilometrów, chociaż ekhm... mam co do tego pewne obawy ;)

I jeszcze dowód na to, że rozkaz został wykonany!


PS. Zapraszam na strony Lipkowa i Starych Babic oraz do przejrzenia informacji o Zaborowie na Wikipedii.

7 komentarzy:

  1. No pięęęknie! Dwa czy trzy lata temu cieszyłem się jak dzieciak, że jeździłem regularnie do 10 grudnia, a w tym roku pogoda wybitnie sprzyja trwaniu sezonu.

    I oby się taka pogoda jeszcze utrzymała - Peter Sagan uznał wręcz, że klimat w naszej części Europy zmienił się na tyle korzystnie dla kolarzy, że postanowił wrócić na zimę na Słowację: http://road.cc/content/news/72525-peter-sagan-goes-2013-full-self-belief-he-targets-first-classics-win :D

    OdpowiedzUsuń
  2. To co przyszły sezon 2,5tys? :D Dużo pięknych tras w nadchodzącym roku oraz jeszcze więcej czasu na jazdę!

    OdpowiedzUsuń
  3. @Wojtek:

    Tak, jestem bardzo miło zaskoczony pogodą i jednocześnie wdzięczny jej za to, że pozwoliła mi jeszcze skorzystać z roweru w wolne dni :)

    Proponuję zatrudnić Petera Sagana jako Naczelnego Meteorologa Polski! :D


    @nikt:

    Ech, podejrzewam, że i 2,5k będzie ciężko wyłuskać... ;) Piękne dzięki za życzenia, czas się jak najbardziej przyda, bo jego brak jest od dłuższego czasu głównym sprawcą małej ilości kilometrów :) Tobie (Wam :)) życzę wszystkiego rowerowo i nierowerowo najlepszego! :)

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  4. Też tego dnia jeździłem i też wsiadłem na szosę. Dość ciekawa historia, bo w planach była godzinka biegania, pobiegałem 20min, a w lesie lód, wybiegłem na asfalt (nie lubię biegać po asfalcie, bo mnie kolana bolą,) a po drodze zobaczyłem kogoś na szosie i decyzja była natychmiastowa, powrót, pompowanie kół, przebranie i na rower. Wyjechałem około godziny 14 w naszych okolicach Babice (sikorskiego do 3 maja), Izabelin, Lipków (tam odbiłem w akacjową), i 580 powrót, znów Sikorskiego i do Radiowej. Miałem jechać przez Mariew, ale bałem się, że może być sporo lodu. Nie dużo bo wyszło trochę ponad 30km. Ale frajda niesamowita. Na szosie nie siedziałem z 2 miesiące. Szkoda, że się nie spotkaliśmy :). Na Sikorskiego mijałem około 6 kolarzy w peletonie. Mnóstwo pojedynczych kolarzy. Z jednym panem nawet sobie pogadałem na światłach o trenowaniu w zimę.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurczę no, musimy się kiedyś wreszcie spotkać, przecież jeździmy praktycznie tymi samymi trasami! :D Muszę przyznać, że ja czasem mam największy problem z samym "zebraniem się" do jazdy, założeniem w zimę tych x warstw, pójściem po rower itd. Chęć jest, ale samo szykowanie mnie niejednokrotnie odrzuca (chociaż "odrzuca" to chyba jednak zbyt mocne słowo), za to jak już się wygrzebię, to po pierwszych obrotach korb jestem w raju ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Koszulki, kurtka, spodnie z 2 pary skarpet, buty, opaska od pulsometru (czasem zapomnę i trzeba ściągać ciuchy :), albo przed samym wyjściem potrzeba, a spodnie na szelki znów trzeba ściągać :) ), licznik, kask, znoszenie roweru, potem rower trzeba wyczyścić, bo trochę soli leży :/, kąpanie, pranie, trochę się schodzi. Trzeba potraktować jako część treningu! Zresztą tak jak piszesz, jak już się ruszy o wszystkim się zapomina.

    OdpowiedzUsuń
  7. Tak, mniej więcej tak to wygląda... :) U mnie jeszcze do kompletu rękawiczki, nogawki, czapka i ochraniacze na buty ;) Z czyszczeniem roweru i siebie też właśnie trochę zamieszania i tak z 2 czy 3 godzin jazdy robią się nagle 4 ;)

    OdpowiedzUsuń