22 lipca 2011

Tour de France 2011 - Alpy przed Alpe d'Huez

Podobno w trakcie mojej kilkudniowej nieobecności w domu, w TdF niewiele się działo. Sporo było ponoć kraks, w tym ta chyba już najpopularniejsza (choć to takie sobie określenie), w której ucierpiał Flecha potrącony przez samochód TV i jadący za Hiszpanem Hoogerland, który wpadł na ogrodzenie z drutu kolczastego... Leżał też Contador. Relacje dopadłem od 17. etapu (Gap - Pinerolo) i cieszę się, że mogłem je obejrzeć, bo z pewnością nudne nie były.

Na owym 17. etapie - pierwszym z 3 alpejskich w tegorocznym Tourze - największe brawa należą się chyba Maćkowi Paterskiemu, który jeździ obecnie w Liquigasie i jest to jego pierwszy TdF. Zabrał się w 14-osobową ucieczkę na ok. 50 kilometrze i dojechał w niej (no, prawie w niej) do mety. Etap zakończył na genialnym 7. miejscu, co dawno się Polakom nie zdarzało. Dzielnie walczył na podjeździe pod Sestrieres, mimo że etap wygrał Boasson-Hagen, który to nie pierwszy raz pokazał, że radzi sobie całkiem nieźle i trzeba na niego uważać. Sporo problemów było na zjazdach, co wg mnie, pomijając wąską i krętą drogę, mogło być spowodowane zmiennymi warunkami oświetleniowymi - co chwilę cień i zaraz znowu słońce. Trzeba było posłuchać Tylera Farrara w reklamie i kupić sobie soczewki Transitions... ;) Najpopularniejszy był czyjś taras na jednym z zakrętów, na który wjechało 2 kolarzy (Voeckler - lider wyścigu i oprócz niego chyba Hivert), ponieważ trochę przesadzili z prędkością i nie do końca dobrze wybrali tor jazdy. Było też kilka mniejszych upadków, ale na szczęście nikomu nic się nie stało. Owe pechowe zjazdy można sobie obejrzeć tu. Ucieczka dojechała przed grupą faworytów, wśród których próbował atakować m.in. Contador. Ostatecznie jednak wszyscy dojechali z taką samą stratą czasową. Jeszcze raz gratulacje dla Maćka za wytrwałość i walkę do końca! Przez pewien czas, jak zauważyli nasi komentatorzy z Eurosportu, mieliśmy 2 polskie akcenty - Maciek Paterski jechał w ucieczce i przez chwilę był nawet drugi, a peleton ciągnął pod górę Sylwek Szmyd. Fajnie się ogląda takie etapy.

Etap 18. zaś kończył się na legendarnym Col du Galibier (2645 m.n.p.m. - najwięcej w historii wyścigu), który to pierwszy raz pojawił się na trasie Tour de France w 1911 r., a więc 100 lat temu. Na tym etapie również były emocje. Zwyciężył dotychczas krytykowany za zbyt zachowawczą jazdę (wraz ze swoim bratem) Andy Schleck. W ogóle Leopard-Trek bardzo ładnie rozegrał ten etap - na początku w ucieczkę wraz z kilkunastoma innymi kolarzami zabrał się Joost Posthuma i Maxime Monfort. Na przedostatnim podjeździe samotnie zaatakował właśnie młodszy z braci Schleck. Dziwne było to, że pozostali faworyci w ogóle nie zareagowali na ten atak... Andy skorzystał z pomocy kolegów z drużyny, którzy to wcześniej uciekli, co miało na celu tak naprawdę późniejszą pomoc Andiemu. Ostatecznie, do mety dojechał sam, zyskując ponad 2 minuty przewagi. Drugi był jego brat Frank. Wielką pracę wykonał dziś Cadel Evans, który chyba od ok. 9 km przed metą ciągnął resztę faworytów (niską kadencję to on miał ;)) oraz jadącego wciąż w żółtej koszulce Voecklera. Ok. 5 km przed metą z grupy odpadł Contador, co mogło być nieco zaskakujące. Ponoć wciąż miał problemy z kolanem po jednej z kraks, zresztą biorąc pod uwagę fakt jak jeździł kilka tygodni wcześniej na Giro, można zrozumieć, że lekko nie miał. Tym samym najprawdopodobniej stracił szansę na kolejną wygraną w Wielkiej Pętli, bo ma obecnie prawie 5 minut straty do lidera. A nim jest wciąż Voeckler (co prawda ma już przewagę tylko 15 sekund, więc był to pewnie jego ostatni etap na żółto), którego również trzeba pochwalić, bo walczy naprawdę dzielnie o każdy kolejny dzień jazdy w żółtej koszulce. Sporo się wydarzyło na tym etapie, tym razem również nudno na pewno nie było.

Za niecałą godzinkę relacja z 19. etapu z metą na równie legendarnym ;) Alpe d'Huez. Pomijając walkę o klasyfikację generalną (choć tu też może być ciekawie, a nawet bardzo, bo po uwzględnieniu jeszcze czasówki w Grenoble różnice czasowe pierwszych 4. kolarzy są zbliżone i oscylują w okolicach 1 minuty), ciekaw jestem co zrobi dziś Sylwek Szmyd, który przymierzał się do wygrania tego etapu. Byłoby wspaniale, choć może nie dostać wolnej ręki od kierowników ze względu na Basso, któremu pewnie też się przyda... Ivan ma jak na razie prawie 4 minuty straty w generalce i może być ciężko je odrobić. A może razem zaatakują, Basso nadrobi cenny czas, a Sylwek zgarnie etap? :) Po wczorajszej przespanej akcji Andiego może jednak być ciężko uciec, gdyż wszyscy będą mieć się na baczności. Czekamy zatem na relację... :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz