23 lipca 2011

Cadel?

A jednak - udało mi się obejrzeć końcówkę dzisiejszej czasówki. Dokładnie od momentu, w którym Andy przejeżdżał przez 2. punkt pomiaru czasu i kiedy było już wiadomo, że Cadel Evans go rozwala :) Oczywiście wyścig się jeszcze nie skończył i na ostateczne wyniki trzeba czekać do jutra, ale na 9x% to właśnie Australijczyk wygra tegoroczną edycję Touru. Przyznam, że bardzo mnie to cieszy. Pokazał dziś, że jest baaardzo mocny. Świadczy o tym chociażby jedyne 7 sekund straty do dzisiejszego zwycięzcy, którym został Tony Martin z HTC-Highroad. Był naprawdę blisko wygrania przedostatniego etapu, ale myślę, że zdobycie żółtej koszulki dzień przed formalnym zakończeniem wyścigu jak najbardziej mu to rekompensuje. Zasuwał dziś jak rakieta, nie przejmując się nawet za bardzo progami spowalniającymi na drodze. Wg mnie w pełni zasłużył na zwycięstwo. W górach dzielnie walczył, a i w historii swoich startów w Wielkiej Pętli 2 razy był 2. (pomijając inne niezłe wyniki w TdF) w końcowej klasyfikacji, co pewnie powodowało jakiś tam brak pełnej satysfakcji. No i o ile się nie mylę, wokół niego nie toczyła się jak dotąd żadna afera dopingowa. Oby się ta sytuacja nie zmieniła. Cadel ma opinię bardzo sympatycznego i życzliwego człowieka, a to, że jest też wrażliwy można było zobaczyć chociażby dzisiaj po zakończeniu etapu czy po wygranej w Mistrzostwach Świata w Mendrisio w 2009 r. Obstawiam, że jeśli jutro stanie na najwyższym stopniu podium na Polach Elizejskich, to nie uda mu się powstrzymać łez. Ale nie będę mu się dziwił - sam bym sobie tam chętnie poryczał ;))) Pokazał, że jest wszechstronnym kolarzem, który świetnie radzi sobie w Wielkich Tourach, potrafi wygrać wyścig klasyczny (La Flèche Wallonne 2010), zdobyć Mistrzostwo Świata (pomijam Mistrzostwo Świata w MTB za juniorskich czasów...) czy zająć 1. miejsce w końcowej klasyfikacji Pro Touru (2007 r.). Wracając do dzisiejszego etapu - zamienił się braćmi Schleck miejscami na podium - do dziś był 3., podczas gdy Andy 1. a 2. Frank. Teraz jest na pozycji 1. (z przewagą 1'34" nad Andym) i przyznaję - bardzo mnie to cieszy. Myślę, że w pełni na to zasłużył.

Jutro ostatni etap z metą na Polach Elizejskich. Mam nadzieję, że nie będzie żadnej głupiej kraksy, która namieszałaby w klasyfikacji generalnej. Czekam na końcowy sprint. Tego z roku 2009 nie zapomnę :D Chociaż ciężko to było nazwać rozegraniem sprintu w tradycyjnym tego słowa znaczeniu. Cavendish sobie po prostu pojechał do przodu ;) No i piątka dla Renshawa za wejście w zakręt. Kurczę, jaka tam jest prędkość (okolice 70 km/h :>)... Można to sobie obejrzeć tu.

Co jak co, ale w 2010 r. też było zabawnie ;) Podczas gdy reszta jechała na pełnych obrotach, Cavendish po prostu (tak, znowu po prostu, bo tak to wyglądało ;)) ich wyprzedził. Najbardziej podoba mi się moment, w którym pojawia się znikąd, heh ;) Od 0:45 tego filmiku.

Czekamy zatem do jutra za zakończenie TdF, a w przyszłą niedzielę zaczyna się... Tour de Pologne! :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz