Dzisiejszy etap też można zaliczyć do interesujących. Tak jak ludzie narzekali na Pireneje, tak teraz w Alpach naprawdę sporo się dzieje. I o to chodzi :) Praktycznie od początku etapu ruszyła kilkunastoosobowa ucieczka. Bardzo szybko postanowił też zaatakować Contador, do którego doskoczył Andy Schleck, Cadel Evans i Thomas Voeckler, czyli ci, którym najbardziej powinno zależeć na tym żeby Hiszpan niczego nie wykombinował. Alberto jechał praktycznie cały czas z przodu, ale to akurat można zrozumieć, bo to jemu zależało na zmniejszeniu swojej straty. Jakieś problemy ze sprzętem miał Evans, który z tego powodu musiał stawać 3 razy. Kiepska sprawa. Ciekaw jestem, co było nie tak. Grupkę uciekinierów starali się gonić pozostali, przez co na czele peletonu można było przez chwilę oglądać Sylwka Szmyda. Po pewnym czasie problemy z utrzymaniem tempa zaczął również mieć Voeckler, wskutek czego jechał potem przez pewien czas sam pomiędzy dwójką Contador/Schleck i resztą zawodników. Dzielnie się chłopak trzymał, jednak mimo to został później trochę z tyłu. Po zjeździe z Col du Galibier (bo dziś znowu wjeżdżali na ten szczyt, z tym że z innej strony) wszyscy zjechali się z powrotem w jedną grupę. Na wypłaszczeniu zaatakował Pierre Rolland (z ekipy lidera - Europcar) oraz Ryder Hesjedal. U podnóża Alpe d'Huez zaatakował Evans, jednak ostatecznie nic z tego nie wyszło. Po nim spróbował Contador i jemu poszło już zdecydowanie lepiej - dogonił Rollanda i przez dłuższy czas jechał samotnie w stronę mety. Młody Francuz kilka sekund za nim. Ich z kolei gonił Andy Schleck razem z Evansem. Na dzisiejszym etapie nie popisali się licznie zgromadzeni kibice holenderscy, którzy gwizdali i zaczepiali Voecklera oraz Contadora. Ten pierwszy coś im nawet odkrzykiwał i wyglądał na nieźle wkurzonego, ale nie dziwię mu się, bo zachowywali się naprawdę kiepsko. Później aktywny był Samuel Sanchez, który wraz z Rollandem dogonił Contadora. Najlepszy zaś z tej trójki okazał się właśnie Francuz, o którym to niedawno jeszcze nikt nie słyszał. Dzięki dzisiejszemu zwycięstwu zdobył koszulkę najlepszego młodzieżowca (wcześniej miał ją Taaramae) i wskoczył na 10. miejsce w klasyfikacji generalnej. Chłopak jest rok starszy ode mnie i wygrał jeden z ważniejszych etapów tego Tour de France. No cóż, to pewnie fajne uczucie... ;) Żeby było zabawniej, to pierwsze zwycięstwo zawodnika z Francji w tegorocznej odsłonie ich narodowego touru :) Rolland dotychczas pomagał Voecklerowi w walce o żółtą koszulkę, jednak dziś dostał od niego wolną rękę i jak widać - opłaciło się. Tak więc, gratulacje, bo to naprawdę niezły wyczyn.
Dziś niestety praktycznie niewidoczny był Liquigas z Sylwkiem oraz Ivanem (celowo w tej kolejności ;)). Szkoda. Liczyłem na to, że może będą jakieś akcje z ich strony. Może któryś z nich miał gorszy dzień czy co tam... Najbardziej podoba mi się jednak to, że wciąż nie wiadomo do końca, kto wygra cały wyścig. Jutro czasówka (której niestety nie będę miał okazji obejrzeć na żywo), która może jeszcze troszkę zamieszać. Na razie na podium jest dwóch Schlecków i Evans. Wolałbym chyba żeby wygrał Evans. Schlecków jakąś szczególną sympatią nie darzę, a Cadelowi już zbyt wiele razy zwycięstwo przechodziło koło nosa ;) Ciekaw jestem jak to się wszystko skończy, oj ciekaw. Może będzie jeszcze jakaś niespodzianka? Może dotychczas najmniejsza, słynna 8-sekundowa różnica w końcowej klasyfikacji generalnej z 1989 r. straci miano najmniejszej? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz