03 maja 2015

Szosa 02-05-2015 (133,06 km)

Wyskoczyłem sobie wczoraj majówkowo na szosę. Co prawda znowu nie dałem rady wpasować się godzinowo w jazdę z ekipą ze Starych Babic, ale udało mi się chociaż zrobić trochę kilometrów w samotności.

W piątek pogoda była beznadziejna, za to na dziś były z kolei nieco inne plany. Rower był więc w planach na sobotę. Chociaż od rana pięknie świeciło słońce, to temperatura była nieco niższa niż tydzień temu - jak wychodziłem z domu, termometr pokazywał 10°C, więc powiedzmy, że upału nie było :) Mimo to, postawiłem na krótkie ciuchy z nadzieją, że w późniejszych godzinach i w trakcie jazdy będzie nieco cieplej.

Powiedzmy, że na samym początku było rześko :) Po kilkunastu minutach jednak trochę się rozgrzałem i chociaż chłód ciągle było czuć to było już lepiej. W planach była trasa zbliżona w pierwszej połowie do tej z ostatniej soboty, jednak z lekką modyfikacją - tym razem nie skierowałem się na Mariew, a już w Starych Babicach odbiłem na Wieruchów, żeby do zakrętów dojechać drogami idącymi na południe od DW580.


Już od początku dało się odczuć coś, co od pewnego czasu nieustannie prześladuje mnie (i nie tylko) na rowerze, a mianowicie wiatr. Wiatr w twarz, nie inaczej :) Wiał głównie z zachodu, więc można chociaż było mieć nadzieję, że w drodze powrotnej będzie pomagał. Wczoraj jednak jechało mi się na tyle dobrze, że nawet pod ten silny i niesprzyjający wiatr udawało mi się utrzymywać 30 - 35 km/h. Może to nie jakoś wyjątkowo dużo, ale dmuchało naprawdę konkretnie. Świeżo wyczyszczony, nasmarowany i cichutko pracujący łańcuch dodawał jednak +5 do lekkości kręcenia ;) Zastanawiałem się czy nie powinienem trochę odpuścić i jakoś bardziej sensownie rozłożyć siły żeby bez problemów dożyć do końca, ale cóż... jakoś mnie wczoraj wyjątkowo nosiło ;)


Po przejechaniu przez Czarnów, Gawartową Wolę i Zawady, dojechałem do skrzyżowania z DW580 w Łazach. Nie pojechałem w lewo na Sochaczew, ale odbiłem w prawo. W tym momencie moje przewidywania (albo raczej nadzieje) się sprawdziły. Od razu dostałem mocny wiatr w plecy, dzięki czemu lekko leciało się 40 - 45 km/h. Super. W Kampinosie skręciłem w prawo w Niepokalanowską.


W Podkampinosie z kolei odbiłem w lewo i wróciłem na drogę, którą wcześniej jechałem w tamtą stronę. Tyle, że teraz z wiatrem w plecy. Kręciło się naprawdę świetnie. Moc w nogach, cichutko pracujący napęd, odpowiednia muzyka w uchu i śliczna pogoda. Idealnie. W tak pięknych okolicznościach przyrody dojechałem do Leszna, z którego poleciałem na północ DW579.

Tam już co prawda wiatr aż tak nie pomagał, ale też na szczęście nie przeszkadzał. Nogi ciągle fajnie pracowały. W Krogulcu skręciłem w prawo na drogę prowadzącą przez Kampinoski Park Narodowy. W Truskawce zobaczyłem stojącego na poboczu kolarza. Zatrzymałem się i zapytałem czy mogę jakoś pomóc. Powiedział, że w przednim kole tylko mu coś stuka, ale chyba jest już ok. Ruszyliśmy więc dalej i chwilkę porozmawialiśmy. Ciągle dobrze mi się jechało (coraz bardziej zaczynało mnie to dziwić ;)), więc troszkę podkręciłem tempo i podciągnąłem kolegę do ronda w Kaliszkach. Tam skręciliśmy w lewo w Prostą. Po chwili jednak jechałem już dalej sam, bo spotkany kolega powiedział, że pierwszy raz tędy jedzie, a że nie chciał robić za dużo kilometrów to odbił sobie w lewo na Łosią Wólkę. Pożegnaliśmy się zatem i cisnąłem dalej w kierunku Sowiej Woli. Od ronda w Kaliszkach aż dotąd - niestety idealnie pod wiatr. Ten odcinek i wcześniejsze mocniejsze tempo przez Puszczę dało mi się już trochę we znaki, ale jeszcze nie umierałem. Skierowałem się w kierunku Czosnowa i stamtąd jechałem już standardowo Rolniczą w stronę domu.


Ostatnie kilometry już trochę bolały :) Liczyłem się z tym jednak, a i tak było o tyle dobrze, że dopiero na ostatnich kilkunastu kilometrach zacząłem nieco opadać z sił. Wiatr i trochę mocniejsze niż zwykle tempo zrobiły swoje. Mimo to jednak naprawdę świetnie mi się wczoraj jechało i będę fajnie wspominał ten wypad. W przyszły weekend okazji do wyskoczenia na szosę niestety nie będzie, a i w tygodniu może być marnie. Pożyjemy, zobaczymy... :)

4 komentarze:

  1. Niezła wycieczka. Sugeruję dodawać więcej zdjęć. Ja niedługo jadę na 120 km, ale rowerem crossowym i liczę na słaby wiatr :D

    http://introwerzysta.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki i mimo wszystko życzę silnego wiatru - byle w plecy ;)

      Co do zdjęć to pewnie faktycznie byłoby przyjemniej, gdyby było ich więcej, ale mimo wszystko ciągle wychodzę z założenia, że najpierw jazda, potem zdjęcia :) Jeżeli już jakiś widoczek wyjątkowo wpadnie mi w oko to zatrzymuję się na kilkanaście sekund, wyjmuję aparat, robię zdjęcie, wsiadam z powrotem i dalej ogień ;) Chociaż z kolei jak zdarza mi się jechać w grupie to zdjęcia trzeba wówczas robić w czasie jazdy (jak np. tu: http://pawelkepien.blogspot.com/2015/04/szosa-11-04-2015-10520-km.html) i tak też się da, a nie mam niestety GoPro czy innego cuda :) Inna sprawa, że jeżdżę mniej lub bardziej powtarzalnymi trasami, gdzie dość często "nie ma nic dookoła", więc i coraz trudniej robić "nowe" zdjęcia. Nie poddaję się jednak ;)

      Pozdrawiam i dzięki za odwiedziny. Na bloga postaram się zaglądać co jakiś czas.

      Usuń
    2. Aaa, rozumiem. Też tak mam, że jak jadę po znanych mi terenach, to nie robię już zdjęć.

      Usuń
    3. Ale ja je właśnie (pomimo tego, że to znane mi tereny) ciągle robię :D

      Usuń