Po tym, jak w piątek reanimowałem rower po środowej burzy, wyskoczyłem sobie wczoraj rano na spokojną stówkę. Co prawda i tak trochę zaspałem, bo miałem wstać o 5:00, a obudziłem się dopiero o 6:10, ale udało mi się jakoś nadrobić stracony czas i o 6:45 byłem już w drodze. Przed wyjściem zjadłem na szybko jogurt z muesli, a resztę śniadania (tj. trzy banany :)) wziąłem ze sobą.
Początkowo było przyjemne 24°C, jednak (tym razem zgodnie z prognozami) temperatura ciągle rosła i jak wracałem ok. 10, było już 30°C...
Pojechałem przez Łomianki, Czosnów, Cybulice Małe, w Aleksandrowie odbiłem na pętlę przez KPN i potem już przez Leszno do Warszawy. Nie zamierzałem się jakoś specjalnie spinać, więc jechałem 30 - 35 km/h, ciesząc się ładną pogodą i swojskimi widokami ;)
Na stacji benzynowej za Lesznem zatankowałem puszkę CocaColi i Snickersa. Było już naprawdę gorąco, a na dodatek od Zaborowa musiałem się zmagać z solidnym wiatrem w twarz, który - przyznam szczerze - dał mi się nieco we znaki. Część drogi powrotnej była więc taka sobie, ale nikt przecież nie obiecywał, że będzie idealnie ;)
Na trasie minąłem sześciu szosowców, a przy skrzyżowaniu drogi 580 ze Spacerową ekipę ze Starych Babic, która ruszała spod kościoła o 9:00.
Pomijając samą końcówkę, jechało mi się naprawdę dobrze i pomimo dość skromnego śniadania, sił nie brakowało. No i tym razem nie padało... ;)
Na trasie minąłem sześciu szosowców, a przy skrzyżowaniu drogi 580 ze Spacerową ekipę ze Starych Babic, która ruszała spod kościoła o 9:00.
Pomijając samą końcówkę, jechało mi się naprawdę dobrze i pomimo dość skromnego śniadania, sił nie brakowało. No i tym razem nie padało... ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz