Wyszedłem dziś wcześniej z pracy (ale też wcześniej przyszedłem, żeby nie było ;)), dzięki czemu mogłem popołudniu wyskoczyć na szosę. W przeciwieństwie do ostatniej jazdy wyrobiłem się jeszcze przed zachodem słońca, więc jechało się znacznie przyjemniej. Po nocnej/porannej ulewie drogi zdążyły na szczęście wyschnąć i poza kilkoma odcinkami właściwie nie było po nich śladu.
Początkowo planowałem jechać tylko do Czosnowa i z powrotem, ale ostatecznie wyszło nieco inaczej. W Czosnowie odbiłem w stronę Kampinosu i przejechałem sobie wspominanym już ostatnio odcinkiem przez puszczę (Adamówek - Janówek - Krogulec).
Potem standardowo pojechałem drogą 580 do Leszna i dalej już prosto do Warszawy.
Muszę przyznać, że bardzo dobrze mi się dziś jechało. Do Leszna trzymałem przez większość czasu ok. 35 km/h. Na drodze 580 wiatr nieco przeszkadzał, ale starałem się nie schodzić poniżej 30 km/h (dla wyznawców średniej prędkości - ostatecznie wyszła 31,23 km/h, co jak na mnie jest całkiem niezłym wynikiem). Nie są to oczywiście jakieś kosmiczne prędkości, ale czułem się dziś naprawdę fajnie. Kryzysów po drodze nie było i nogi od początku do końca solidnie pracowały.
Nie wiem czy szykują się jakieś zawody czy to po prostu zbieg okoliczności, ale z czterech napotkanych dziś szosowców wszyscy jechali na rowerach czasowych (albo chociaż z lemondkami - nie przyjrzałem się) :)
Pogoda dziś dopisała, nogi też jakoś dawały radę. Podsumowując - było świetnie.
Nie wiem czy szykują się jakieś zawody czy to po prostu zbieg okoliczności, ale z czterech napotkanych dziś szosowców wszyscy jechali na rowerach czasowych (albo chociaż z lemondkami - nie przyjrzałem się) :)
Pogoda dziś dopisała, nogi też jakoś dawały radę. Podsumowując - było świetnie.
Moim daniem nie ma złej pogody tylko są złe ubrania. Ale wiadomo że w słońcu lepiej niż w deszczu..
OdpowiedzUsuńW moim przypadku bardziej chodzi o rower i czas potrzebny na jego późniejsze czyszczenie niż o same ubrania ;)
Usuń