05 kwietnia 2014

Szosa 05-04-2014 (82,36 km)

Dziś pod kościołem w Starych Babicach stawiło się łącznie siedem osób, czyli nieco mniej niż tydzień temu. Ruszyliśmy chwilę po 9:00. Na początku było nieco spokojniejsze niż ostatnio tempo - ok. 30 km/h - więc i parę zdjęć dało radę zrobić ;)




Rano było jakieś 8°C (ostatecznie temperatura dobiła do 12°C) i powoli zza chmur przebijało się słońce, więc bez tragedii. Pogodowi szamani zapowiadali na dziś solidny wiatr, który miał ponoć osiągać nawet 50 km/h. Dość szybko mogliśmy się przekonać, że całkiem nieźle im ta prognoza wyszła ;) Jadąc z wiatrem można było bez większych problemów trzymać prędkość ok. 40 km/h. A z wiatrem jechaliśmy w tamtą stronę, więc powrót rysował się raczej kiepsko. Po dojechaniu do drogi 580 przed Zaborowem dwie osoby zawróciły, więc dalej jechaliśmy w pięciu. Ustaliliśmy, że na bieżąco zobaczymy ile kilometrów dziś zrobimy. Wstępnie zapisaliśmy się z Jackiem do grupetto ;) Planowaliśmy odbić sobie w Białutkach i wrócić spokojnym tempem. Od wyjścia z domu miałem dziś trochę zamulone nogi i jakoś ciężko mi się kręciło, więc taka opcja - biorąc jeszcze pod uwagę mocny wiatr wiejący w drodze powrotnej w twarz - jak najbardziej mi odpowiadała. Wspólnie zdecydowaliśmy jednak, że pojedziemy dziś trochę krótszą niż ostatnio trasą i wrócimy razem.

Wracając pod wiatr było już zdecydowanie mniej przyjemnie... :) Chociaż utrzymywaliśmy te ok. 30 km/h to wystarczyło na chwilę puścić koło żeby znaleźć się w kiepskiej sytuacji. Na chwilę zwolniliśmy z Jackiem i zostaliśmy trochę z tyłu, ale koledzy widząc to elegancko zaczekali żebyśmy z wiatrem męczyli się w pięciu a nie dwóch. W tym miejscu warto zaznaczyć, że dzisiejsze męczarnie sponsorował (jak zwykle? ;)) Maciek z Arturem, którzy dawali naprawdę solidne i długie zmiany pod równie solidny wiatr. Ja może gdzieś tam na moment pojawiałem się z przodu chcąc dać cokolwiek od siebie, ale w porównaniu z robotą wykonaną przez chłopaków... no, jeszcze trochę pracy przede mną :) Na szczęście nogi zdążyły mi się już trochę rozruszać i pracowały nieco lepiej niż na samym początku.

Grupka zmniejszyła się nam o 20% kiedy Maciek koło stawów pod Zaborowem pocisnął pod górę i pod wiatr prawie 45 km/h :> Z tyłu został niestety Jacek. Udało mi się jakoś utrzymać na kole Maćka i od zaborowskiego ronda jechaliśmy już we czterech w stronę Warszawy, odbijając jeszcze na Mariew i Lipków. Przez kilka kilometrów dobierał się do mojej prawej łydki jakiś perfidny skurcz, ale jakoś się na szczęście wybroniłem. Miałem po drodze jeszcze kilka słabszych momentów, ale że kiepsko byłoby odpaść tak blisko od domu, starałem się nie odpuszczać ;)

Na Hubala-Dobrzańskiego Artur odbił w swoją stronę i we trzech z Maćkiem i Przemkiem pojechaliśmy dalej Bolimowską do Kocjana. Tam się rozdzieliliśmy i pojechałem sobie jeszcze na króciutki rozjazd.

Chociaż z wiatrem jechało się dziś super, to powrót dał mi się nieco we znaki. Korzystając z kół kolegów udało mi się jednak dojechać w jednym kawałku do domu. Jutro w planach też jest rower, aczkolwiek spece od pogody straszą ponoć jakimiś niewielkimi opadami. Oby tym razem nie mieli racji ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz