07 maja 2013

Szosa 07-05-2013 (57,67 km)

Nareszcie wiosenna szoska! Miało być rewelacyjnie, a jednak troszkę zabrakło żebym mógł z czystym sumieniem użyć tego szczytnego określenia. Ale od początku...

Pogoda - ile prognoz, tyle było opinii na temat tego, co będzie się dziś działo na niebie i okolicach. Jedne mówiły, że będzie pięknie, inne, że pojawią się jakieś tam przelotne opady, a jeszcze inne, że będą burze i grad. Do wyboru, do koloru. Tak naprawdę, było trochę nijako. Na niebie było trochę chmur, trochę popadało, ale nie było tragedii. Pomyślałem, że jak nie spróbuję i nie pójdę to będę żałował. Rower był świeżo wyczyszczony po ostatnich zmaganiach z kwietniowym błotkiem, więc gdyby zaczęło padać to kolejny raz potwierdziłoby się moje szczęście do wyczyszczonego roweru i brzydkiej pogody... ;)

W związku z tym ubrałem się trochę asekuracyjnie, czego potem trochę żałowałem. Ale mądry Polak po szkodzie. Postanowiłem jechać na długo, czyli standardowe ciuchy + nogawki i wiatrówka. Do tego Buff na głowę - tym razem na pirata (zamiast zimowej czapki) ;) Podoba mi się to ustrojstwo, naprawdę. Tak jak przyjemnie było w końcu nie zakładać rękawiczek czy ochraniaczy na buty, tak dość szybko okazało się, że nieco przesadziłem z dzisiejszym zestawem - było mi po prostu trochę za ciepło. Buff powędrował do tylnej kieszonki, wiatrówka została rozpięta, ale nogawki zostawiłem. I tak już zostało do końca jazdy - szkoda, bo mogłem je przecież zdjąć, schować i złapać trochę słońca ;) po zimie. Mądry Polak po szkodzie po raz drugi.

Zgodnie z planami z ostatniego wpisu, pojechałem dziś zobaczyć jak jedzie się ul. Sikorskiego. Krótko mówiąc, jedzie się bardzo przyjemnie. Jak poinformował mnie w komentarzu Anonimowy Kolega jeżdżący na Focusie ;) nawierzchnia była jakiś czas temu wymieniona i jest teraz gładziutko:


Praktycznie zaraz po wjechaniu na Sikorskiego (od strony Starych Babic), z prawej strony znajduje się niewielki cmentarz żołnierzy Wojska Polskiego i innych ofiar poległych we wrześniu 1939 r.:



Kiedy ruszałem z cmentarza zaczęło padać. Pomyślałem, że moja teoria o przyciąganiu deszczu przez czysty rower chyba jednak coś w sobie ma ;) Na szczęście nie była to jakaś ogromna ulewa, deszcz popadał parę minut i chwilę później nie było już po nim śladu. I dobrze.

Poza dzisiejszą ubraniową wpadką, jazdę skutecznie popsuło mi dziś tajemnicze stukanie/pykanie, dobiegające z okolic suportu (tak mi się przynajmniej wydaje). Pozwolę sobie zwalić winę na Fizika, który pod koniec kwietnia odkopał mój wpis z sierpnia 2011 r. i napisał, że u niego też coś szwankuje - z pewnością rzucił w ten sposób urok na mojego Scotta ;) Dźwięk przypomina ocieranie łańcucha o prowadnik przerzutki (chociaż nic nie ociera, bo występuje na praktycznie każdym przełożeniu) albo dźwięk powoli i delikatnie wyginanego metalu (ależ mam wyobraźnię, prawda?). Albo odgłos towarzyszący pracy zawieszenia rowerów ze sklepów międzynarodowych  sieci handlowych ;) Czego by zresztą nie przypominał, nienawidzę tego typu zjawisk, bo nie pozwalają w pełni cieszyć się cichą pracą napędu, a więc i samą jazdą. Zatrzymywałem się kilka razy żeby zobaczyć co to może być, ale z zewnątrz wszystko wyglądało dobrze. Wpadłem nawet na pomysł, że może po ostatniej jeździe do rury podsiodłowej dostało się trochę jakiegoś piachu czy innego diabelstwa i sztyca trzeszczy. Ponieważ nie dawało mi to spokoju, zatrzymałem się na chwilę i wyjąłem sztycę. Troszkę brudu faktycznie tam było, ale nie aż tyle, żeby od razu wszystko miało pukać i stukać. Zresztą przy pedałowaniu na stojąco te piękne dźwięki też było słychać. Stałem w środku lasu z wyciągniętą sztycą i widząc to, bliżej mi nieznany starszy pan rowerzysta zatrzymał się na chwilę i zapytał czy coś pękło i czy może pomóc. Powiedziałem, że wszystko ok i bardzo dziękuję, ale nie trzeba. Rozstaliśmy się życząc sobie szerokiej drogi, po czym moja irytacja powróciła, bo w kwestii stukania nic się nie zmieniło. I tak aż do powrotu do domu, praktycznie co każdy obrót korby do moich uszu dochodził ten mrożący krew w żyłach dźwięk. W planach mam dobranie się do suportu (może coś z łożyskami się skopało?), wyczyszczenie wszystkiego, nasmarowanie i złożenie do kupy. Poza tym - bo nie mam 100% pewności, że to suport - może lekkie przesmarowanie przedniej przerzutki (bo troszkę chyba wyschła). I może po drodze jeszcze coś wymyślę - plan działania będzie pewnie podobny jak w przypadku zmagań z podobnym stukaniem we wspomnianym sierpniu 2011 ;) Jutro też nieśmiało planuję wyskoczyć na rower, więc fajnie byłoby się z tym uporać. Wtedy pomogło - mam nadzieję, że teraz też pójdzie gładko.

3 komentarze:

  1. Jakby jeszcze na ulicy 3 maja położyli nowy asfalt to już by było bardzo fajnie. Bo z Babic można by polecieć Sikorskiego do 3 maja, z 3 maja skręcić na Lipków, później na Mariew i Leszno i wrócić 580. Ale nie można mieć wszystkiego.

    Czekam też aż zrobią ten Trakt Królewski, bo na 580 w Warszawy w stronę Leszna ostatnio facet trąbił i spychał mnie do krawężnika, chyba za karę, że nie jadę droga dla pieszych i rowerów z kostki brukowej :/ . Ale cóż do tego trzeba się przyzwyczaić.

    Co do ubioru ja jechałem wczoraj i sporo się zastanawiałem czy brać bluzę czy nie (spodenki krótkie) i wziąłem i było mi za ciepło. Jutro ma być jeszcze cieplej także zdecydowanie już na krótko :) .

    Do zobaczenia na trasie :) ! Będę pilnie wypatrywał!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ale ze mnie huncwot Hihihi^^
    Mam nadzieję, że zlokalizujesz przyczynę tych niepokojących dźwięków!

    U mnie przez pierwsze 50 km za każdym mocniejszym ruchem korby z okolic suportu wydobywał się ten niepokojący dźwięk, ale po pierwszej ulewie i serii następnych (a w zasadzie dwóch dniach jazdy w ciągłym deszczu) tak się spasował i nasmarował wodą, że już nie stuka/puka/zgrzyta/świszczy.

    OdpowiedzUsuń
  3. @Anonimowy

    Dokładnie. Co prawda przez spory kawałek jest tam też wytwór pieszo-rowerowy (który źle oddziałuje na mój wewnętrzny spokój, bo przecież "przepisy nakazują"), ale potem się kończy i jak już można jechać szosą to nawierzchnia faktycznie pozostawia wiele do życzenia. Kto wie, może wkrótce się za to zabiorą?

    Ja na szczęście nie miałem jeszcze jakichś niemiłych incydentów na 580. Staram się w miarę możliwości puszczać TIRy i autobusy, reszta jakoś sobie radzi :)

    Oj tak, przy dzisiejszej temperaturze, "na krótko" to jedyne sensowne wyjście... Bo dziwnie byłoby jechać bez ubrania ;)

    Tym razem się nie udało, ale jestem pewien, że kiedyś się w końcu uda :D


    @Fizik

    Tak, na szczęście się udało. Suport był po prostu usyfiony, ale na szczęście już po sprawie. Może w przyszłości zastosuję Twoją metodę z płukaniem deszczem... Albo nie, raczej nie ;) Mam złe doświadczenia związane z (niecelowym) działaniem deszczu na rower ;)

    OdpowiedzUsuń