Po męczącym tygodniu obfitującym w nadgodziny i typowo jesienną, ponurą i mglistą pogodę nastał długo oczekiwany weekend. Co prawda i tak było trochę rzeczy do zrobienia, ale dziś udało się mi się znaleźć chwilę na rowerek. Początkowo, w planach był trenażer, ale że pogoda dopisała (albo raczej: nie padało), stanęło na prawdziwej szosie. Zrobiłem sobie dziś ciuchowy eksperyment, bo dotychczas, kiedy temperatura była już bliżej zera, a dzisiejszą można chyba określić jako bliżej zera
jeździłem w zimowej kurtce, która jednak nie do końca spełnia moje skromne oczekiwania, bo wykonana jest ze sztywnego i kiepsko oddychającego materiału. Dziś, na potówkę i pod wiatrówkę założyłem sobie polarową bluzę, która dotychczas była wykorzystywana na nartach (kiedy ja ostatni raz byłem na nartach?!?) i jest o tyle sympatyczna, że ma gruby, elastyczny kołnierz, który świetnie chroni szyję. A z tym miałem czasem problemy jeżdżąc w zimie, bo tak naprawdę gardło nie było w żaden sposób ocieplane. W tej bluzie pod szpikową wiatrówką wyglądałem co prawda na jakieś 20 kg więcej, ale już po kilku kilometrach mogłem stwierdzić, że to był dobry wybór. Tak naprawdę, pomimo tych dzisiejszych 3°C w ogóle nie zmarzłem. Stopy jakoś przeżyły dzięki ocieplaczom na butach, czapeczka i nogawki jak zwykle świetnie się spisały, a wspominana bluza stanowiła zwieńczenie sukcesu ;) Nie zmarzłem, ale też nie zgrzałem się. Po prostu było w sam raz, chociaż ze względu na ten kołnierz miałem nieco ograniczone ruchy głową ;)
Aura dziś też jesienna i mało motywująca. Do tego mgła, choć nie tak gęsta jak to bywało w ostatnich dniach, kiedy widoczność ograniczała się do jakichś 20 m. Do tego mój ukochany zapach dymu w okolicznych mieścinkach (nie, na zdjęciu go nie widać ;)).
Przy okazji robienia zdjęcia, zwróciłem uwagę na przetartą przy klamkomanetce owijkę:
Nie wiem dokładnie, ile przejechała (chyba coś ok. 4 tys. km), ale niewykluczone, że miała już prawo trochę się zniszczyć. Tak czy inaczej, i tak jestem z niej (fi'zi:k Microtex) zadowolony, więc pewnie przy okazji wymiany znowu się na nią skuszę. Zresztą ta pewnie jeszcze trochę wytrzyma.
Tak jak ostatnio, już o 16 zrobiło się ciemno. W tym miejscu po raz kolejny powinienem poruszyć temat lampek, jednak obiecuję, że zrobię to następnym razem ;) Byłem miło zaskoczony, bo sił jakoś wyjątkowo nie brakowało, ale trzeba było wracać. Miałem ostatnio trochę rowerowo-psychologicznych kryzysów (że nie ma kiedy jeździć i takie tam ;)), ale kolejny raz przekonałem się, że nawet dla tych marnych kilkudziesięciu kilometrów raz na dwa czy x tygodni nie warto całkowicie rezygnować z jazdy. Bo to jest po prostu świetne, kropka :)
PS1. Pragnę oficjalnie podziękować mej ukochanej M, że pomimo mojego rowerowego spaczenia wciąż darzy mnie wielką miłością! :D
PS2. Jak kiedyś całkowicie zabraknie czasu na szosę, to wyczaruje się inny rowerek (ciągle mi, kurczę, ten cross chodzi po głowie...), byle jeździć, o!
PS1. Pragnę oficjalnie podziękować mej ukochanej M, że pomimo mojego rowerowego spaczenia wciąż darzy mnie wielką miłością! :D
PS2. Jak kiedyś całkowicie zabraknie czasu na szosę, to wyczaruje się inny rowerek (ciągle mi, kurczę, ten cross chodzi po głowie...), byle jeździć, o!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz