22 listopada 2012

Jere Longman - Cold Blooded (Kindle Single)

Jakiś czas temu, w moje niecne łapska trafił Kindle - chyba najpopularniejszy obecnie czytnik ebooków. Nie będę się rozpisywał o samym urządzeniu (chociaż jak na razie jestem bardzo zadowolony, naprawdę), bo jest już tego mnóstwo w Internecie, a i ten blog nie jest poświęcony czytnikom, jednak wydaje mi się, że można spróbować nieśmiało połączyć oba zagadnienia. Otóż przeglądając sobie elektryczne książki na Amazonie (zupełnie nie wiadomo dlaczego, jako pierwsze wpisałem w wyszukiwarce magiczne słowo cycling - co by błysnąć znajomością języka...), szybko zorientowałem się, że jest tam od groma (porównując chociażby do tego, co jest dostępne w Polsce) pozycji poświęconych kolarstwu, rowerom i wszystkiemu temu, co może zainteresować fana dwóch kółek.

Nie chcąc od razu wydawać fortuny, postanowiłem skusić się na początek na coś niedużego, bardziej na próbę niż z nastawieniem na miliard godzin czytania. Wybór padł na nowość z serii/kolekcji (nie wiem do końca jak to zgrabnie nazwać) Kindle Single, czyli krótkich utworków sprzedawanych po kuszących cenach - Cold Blooded Jere'a Longmana. Książka poświęcona jest temu, o czym ostatnio było bardzo głośno w kolarskim świecie, a mianowicie całemu temu dopingowemu bałaganowi, jaki powstał wokół Lance'a Armstronga wskutek dochodzenia prowadzonego przez USADA. Tak naprawdę, książka niewiele wnosi do całej sprawy, jednak to, co akurat dla mnie było ważne - w jednym miejscu zawiera całą, skondensowaną historię wspomnianej afery. Ponieważ nie miałem niestety ostatnio czasu, aby na bieżąco śledzić wszystkie niusy na ten temat (a było ich sporo, czasem nawet kilka dziennie), było to dla mnie dobre rozwiązanie i dzięki niej mogłem wreszcie przeczytać sobie co? kto? kiedy? jak?

Opisane w książce sytuacje (pomijając całe zamieszanie w ogóle) sprawiają, że obraz Lance'a jako bohatera, ikony sukcesu, odwraca się o 180° - okazuje się bowiem nagle, że jest sprytnym oszustem, cwaniakiem, gościem zastraszającym ludzi, którzy nie chcą z nim współpracować. Generalnie - słabo. Przedstawione są wydarzenia od początku lat 90. aż do tych z ostatnich miesięcy. Przeczytać można o zorganizowanym dopingu w teamie Armstronga, o tym, jak  i co (zaczynam od jutra!) było ładowane do organizmu, o współpracy z dr. Ferrarim, zmuszaniem innych z drużyny do brania itd. Same wyścigi, które Armstrong wygrywał i w których brał udział są przeważnie kwitowane jednym zdaniem, nacisk położony jest przede wszystkim na doping, więc jeśli ktoś woli czytać opisy walki na poszczególnych etapach TdF, to niestety tego tu nie znajdzie.

Przy okazji poruszania tematu dopingu spotkać się można ze spostrzeżeniem, że zawodowcy startujący np. w TdF nawet bez nielegalnego wspomagania są nadludźmi - bo przejeżdżać przez 3 tygodnie etapy po 1xx albo i 2xx km ze średnią często powyżej 40 km/h nie jest czymś prostym (w książce, którą teraz czytam, i która też zostanie pewnie na blogu wspomniana, autor opisuje swoją przygodę ze startem w amatorskim etapie TdF po trasie zawodowców - ponoć ciekawe przeżycie, a i czasy wykręcane przez tych drugich budzą szacunek, co w sumie nie dziwi). W związku z tym, aby się wybić, konieczne może być sięgnięcie po doping. W książce podana została ciekawostka - 20 z 21 zawodników stających na podium TdF w latach 1999 - 2005 (kiedy to Armstrong wygrywał wyścig), zostało później w jakiś sposób powiązanych (przez zeznania, dochodzenia, zawieszenia, zbyt wysoki poziom hematokrytu) z tematem dopingu.

W pamięci może też zostać zakończenie książki. Przy okazji opisywania zmiany stanowiska UCI w sprawie Armstronga, pojawia się nieco refleksyjne stwierdzenie - jeśli w tamtych czasach doping był stosowany na tak szeroką skalę, pojawił się dylemat, komu przyznać tytuły zabrane Armstrongowi. Pierwsze miejsca pozostały puste.

3 komentarze:

  1. Czas najszybszego kolarza na podjeździe pod Alpe d'Huez w TdF 2011 wystarczyłby na zaledwie 8. miejsce w 2004 roku albo na 40. miejsce w 2001 roku, a przecież rowery są obiektywnie coraz lżejsze i coraz szybsze.

    To moim zdaniem najbardziej przemawiający do wyobraźni dowód na to, jak rozpowszechniony był doping jeszcze 5-10 lat temu. Nawet jeżeli dziś niektórzy biorą (mówi się o tzw. mikrodawkowaniu), to nietrudno zauważyć, że jego wpływ na wydolność jest absolutnie znikomy. A to bardzo cieszy.

    Dzięki za notkę!

    OdpowiedzUsuń
  2. Zastanawiam się czy te środki dopingujące mogą powodować nowotwory?? Czy kolarze-doperzy zdają sobie sprawo i są uświadomieni co biorą czy lizy się tylko kasa i wygrywanie??

    OdpowiedzUsuń
  3. @wgrzeszkowiak: Cała przyjemność po mojej stronie :) Tak, słyszałem kiedyś o tych statystykach i to faktycznie ciekawe porównanie. Masz może dostęp do różnic czasowych? Może w "Ilustrowanej kronice Tour de France", o której kiedyś pisałem na blogu byłyby takie informacje, jednak pewnie nie samego podjazdu. Może sprawdzę w wolnej chwili. Inna kwestia to to, że każdy etap może też być nieco inaczej rozgrywany. Może być jakaś ucieczka albo odwrotnie - wzajemne czarowanie i brak ataków. Tak sobie tylko gdybam, nie wnikam bezpośrednio w podane lata :)

    @Anonimowy: Może nie "tylko", ale na pewno te 2 czynniki mają spory wpływ na decyzje zawodników. W przypadku teamu USPS, którego dopingowa historia była opisana w książce, wyglądało to tak, że albo brałeś albo schodziłeś na dalszy plan. Dla zawodowych kolarzy jazda na rowerze i robienie tego jak najlepiej i jak najszybciej to źródło utrzymania. Wtedy ponoć "brali wszyscy", a od dawna wiadomo, że "sport to (niekoniecznie) zdrowie" :]

    Dzięki za odwiedziny!

    OdpowiedzUsuń