10 czerwca 2012

Szosa 10-06-2012 (81,55 km)

Ostatnie kilka dni wchodzących w skład długiego weekendu minęły nieodmiennie pod znakiem pomagania M w końcówce jej studiów. Wiązało się to z chodzeniem spać w okolicach 1 - 3 w nocy, chociaż w porównaniu z M to i tak nic, bo od -nastu dni kładzie się ok. 4 rano :) Nie wiem, jak daje radę, ale jest superdzielna :) Niby zdarzało mi się kiedyś też zarywać całe noce, ale chyba przywykłem już do tego, że chodzę do pracy i w miarę normalnie kładę się spać. Piszę o tym tylko dlatego, że nie nastawiałem się na jakikolwiek rower w ciągu długiego weekendu (pomijając ostatnio przejechane imponujące 15 i 16 km na Authorze ;)), a dziś mimo wszystko udało mi się pokręcić. I to nie byle jak, bo było po prostu świetnie. Zaczynając od pogody, na którą składało się czyste niebo, optymalna jak dla mnie temperatura (trochę ponad 25°C) i lekki, orzeźwiający wiaterek, aż po samopoczucie na rowerze. Celowałem dziś w okolice 50 km, bo byłem trochę ograniczony czasowo, niezbyt dużo zjadłem przed wyjściem, a i nie zapatrzyłem się zawczasu w banany, które potrafią często uratować sytuację. Wziąłem jednak jakieś drobne z zamiarem uzupełnienia tego braku - miałem nadzieję, że pomimo niedzieli cokolwiek będzie otwarte. Na początku jechało mi się w sumie kiepsko. Czułem się słaby, nogi marnie pracowały i nieco obawiałem się dalszego ciągu... Jednak z kilometra na kilometr było coraz lepiej. Dodatkowo, skorzystałem z tego, że sklep przy skrzyżowaniu Radiowej i Kaliskiego był czynny i kupiłem sobie 2 banany. Skoro przy tym skrzyżowaniu jesteśmy, to powinienem chyba napisać skrzyżowanie o ruchu okrężnym albo po prostu rondo. Tak, wreszcie jest tam rondo :) Szybko (albo po prostu mnie dawno tam nie było ;)) się uwinęli z robotami i zamiast betonowych płyt i pofałdowanego asfaltu jest ładna, równa nawierzchnia:


Stałym się szczęśliwym posiadaczem bananów, więc ryzyko padnięcia z głodu na trasie zmalało praktycznie do zera. Postanowiłem przejechać trochę więcej, jakieś 70 km czy coś, chociaż jakiejś konkretnej trasy nie miałem w głowie. Skończyło się w końcu na jeździe przez Truskaw, Lipków, Borzęcin Duży, Mariew, nawrotce na rondzie w Zaborowie i powrót podobną trasą z tym, że nie zahaczyłem o Truskaw. Wkroczyłem dziś też na chwilę na Trakt Królewski, ale w sumie wiedziałem, że szybko będę musiał z niego zjechać. Niestety, jeszcze go nie uporządkowali i określenie królewski coraz mniej do tego odcinka pasuje. Tym bardziej, jeśli brać by pod uwagę jazdę na szosówce:


Jechało mi się dziś naprawdę nieźle, korzystałem też całkiem często z dużej tarczy i pomimo -nasto dniowej przerwy w jeździe praktycznie w ogóle jej nie czułem. Po drodze spotkać można było mnóstwo cywilnych amatorów dwóch kółek - par, jakichś zorganizowanych grupek, samotnych rowerzystów, słowem - do wyboru do koloru ;) Mijałem też dziś 5 szosowców, z czego tylko jeden na carbonowej Orbei stwierdził widocznie, że nie jestem godzien przywitania się ;) W tym miejscu wtrącę pytanko do Kolegi na czerwonym Authorze - czy nie mijaliśmy się dziś na drodze 580 w okolicach chyba 13:20? Ja jechałem w stronę Warszawy, Ty w przeciwną, więc zdążyłem zauważyć tylko czerwony rower (nie wiem nawet, czy to był Author ;)) i szeroki uśmiech :D Chociaż w sumie ostatnio pisałeś, że przy następnym spotkaniu zawrócisz i zagadasz, a tu nic, więc może to jednak nie byłeś Ty... ;) Na drodze 580 mijałem też grupę chyba 8 szosowców, niestety nie zdążyłem policzyć, heh. Fajne uczucie, kiedy machasz i odmachuje ci prawie 10 osób na raz ;) Miałem leciutki kryzys w okolicach 60. km, ale jakoś szybko minął i powrót minął bezboleśnie. Ponieważ mocno świeciło dziś słońce (co z tego, że teraz za oknem leje? ;)), a mam tendencję do szybkiego opalania się to złapałem już trochę rowerowej opalenizny ;) A skoro jesteśmy przy słońcu, to na zakończenie 2 słoneczne widoczki:


4 komentarze:

  1. No nie znowu się widzieliśmy!!! Tak myślałem, że to Ty!!! Poznałem koszulkę, miałem zawrócić, ale miałem sporą prędkość i nie byłem do końca pewien czy to Ty (zwłaszcza, że rzadko jeździsz), nie widziałem czy odmachnąłeś, ale uśmiechałem się bo przypuszczałem, że to Ty(??).

    Ja Trakt Królewski omijam, tragedia.

    Wogóle lecieliśmy w 90% tą samą trasą. Pojechałem przez Mariew, później do Zaborówka?? gdzie zawróciłem, i wracałem 580, później Lipków i 3 maja do Radiowej.

    Rondo jest nawet fajne ale trzeba uważać na tramwaj. Trochę im się z tym remontem zeszło. Dobrze, że nie jeździłeś wcześniej bo były nieprzemyślane objazdy za sklepem Społem - ciekawa nawierzchnia :), był ruch jednokierunkowy i wszystko co się da. Łącznie z noszeniem roweru na plecach przez plac budowy :D.

    Jak to mówią do 3 razy sztuka :D .

    OdpowiedzUsuń
  2. Kurczę no :D A więc "czerwony rower" okazał się "tym" czerwonym Authorem... ;) Dobrze przypuszczałeś, a ja nie odmachałem w dokładnym tego słowa znaczeniu, ale lekko oderwałem lewą rękę od kierownicy (więc pewnie ciężko było to zauważyć ;)), bo akurat cisnąłem sobie na stojąco, a to łatwiej robić trzymając kierownicę oburącz ;) Też się jednak uśmiechnąłem, bo widząc Twój uśmiech, pomyślałem właśnie, że to Ty. Oj, zamieszałem ;)

    Miałem "przyjemność" jechać tym objazdem chyba 2 razy :D Tak naprawdę, to chyba nie było nawet żadnego oznaczenia objazdu, ale odcinek za sklepem i kawałek Thommee i którąś poprzeczną zaliczyłem ;) Tym razem skusiłem się tylko dlatego, że jechałem w kierunku Kampinosu (czyli tak jak w czasie remontu szła jednokierunkowa) a nie domu, a potrzebowałem tych bananów ;)

    Tak jak piszesz - do 3 razy sztuka... :D

    Trzymaj się :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Właśnie widziałem jak stawałeś na pedały i wyprzedzał Cię chyba jeszcze samochód. No nic teraz się pewnie uda :) .

    Pozdrawiam i do zobaczenia na szosie.

    OdpowiedzUsuń
  4. Musi się udać! ;) Ja z kolei zapamiętałem, że to Ciebie coś mijało, ale może coś mi się pomyliło... ;)

    Pozdrowienia.

    OdpowiedzUsuń