Przedwczoraj rozpoczęło się Giro d'Italia, a jakoś kompletnie nie mam niestety ani głowy ani czasu żeby jakoś intensywniej śledzić przebieg wyścigu. Wygląda na to, że 3. etap Giro kolejny raz okazuje się jakiś pechowy. Kolejny, bo rok temu na etapie o tym właśnie numerze zmarł w wyniku upadku Wouter Weylandt. Dziś natomiast miała miejsce mało przyjemna kraksa podczas końcowego sprintu. Spowodował ją Roberto Ferrari z Androni Giocattolli, który ściął część peletonu z Markiem Cavendishem i Taylorem Phinneyem (dotychczasowym liderem) na czele. Końcówkę etapu wraz z kraksą można sobie obejrzeć poniżej:
Mało przyjemnie to wyglądało, zwłaszcza z perspektywy Cavendisha i innych. Podobno jechał akurat jedyne 75 km/h... :) Nie jestem pewien, czy to Andrea Guardini z Farnese Vini-Selle Italia, ale wielki szacunek za refleks i przeskoczenie upadającego Cavendisha przy takiej prędkości. Sam Ferrari ponoć nie czuje się winny i gdzieś tam przeczytałem jego wypowiedź, w której stwierdził, że finiszując patrzy przed siebie i nie interesuje go to, co dzieje się za nim :) Brawo. Zresztą nie wiem czy dobrze kojarzę, ale słyszałem chyba kiedyś o przepisie zabraniającym zmiany toru jazdy na ostatnich metrach sprintu. Ciekaw jestem, co sędziowie zrobią z tą sytuacją. A swoją drogą - etap wygrał Matthew Goss z Orica GreenEdge.
Z 6 razy oglądałem ten przeskok. Jak dla mnie magia. Refleks, wyczucie roweru, siła, opanowanie. Podziwiam tego zawodnika.
OdpowiedzUsuń