23 czerwca 2011

Szosa 23-06-2011 (37)

Dziś znowu króciutko, ale to głównie za sprawą godziny, bo jednak po ciemku tak sobie się jeździ, a wyjechałem dopiero przed 21 ;) Ponieważ krótko, to chciałem się trochę bardziej zmęczyć. Przyznam, że bardzo sympatycznie się jechało. Przed wyjściem odkręciłem jeszcze prawy blok, wyczyściłem i lekko nasmarowałem śruby, ale jak się potem okazało, to chyba jednak nie to, chociaż i tak jest jakby troszkę lepiej. Może po prostu blok musi pójść do wymiany... Ponieważ czasem zdarzało się, że po jeździe pobolewały mnie jeszcze trochę kolana (pomimo trwającej pewien czas walki z ustawieniami siodełka itd.), pomyślałem, że może podniosę minimalnie siodełko, tym bardziej, że wcześniej jakoś dziwnie i nienaturalnie ciągnęło mi się pedały do góry. Tak więc, podniosłem o jakieś 2 mm i... Kurczę, jest naprawdę super. Jeśli na dłuższym dystansie też będzie tak jak dziś, to będę bardzo zadowolony. Nogi kręcą się jeszcze bardziej naturalnie, a i kolana niezależnie od tego czy mała tarcza czy duża, nie dawały o sobie znać. Trochę bardziej czuję łydki, ale to mnie jakoś nie martwi :) Jak widać, nawet będąc przekonanym o właściwym ustawieniu można coś jeszcze poprawić. Wydaje mi się też, że coraz skuteczniej wyrabiam sobie odruch kręcenia przez 360°. Było dziś całkiem szybko jak na mnie. Wieczorem jeździ się o tyle przyjemniej, że praktycznie nie ma wiatru - to pewnie też miało wpływ na prędkość. W okolicach Starych Babic czułem się prawie jak na wakacjach (już niedługo... ;)) na wsi - wilgotne powietrze od lasu (a przynajmniej takie sprawiało wrażenie), ktoś jeszcze gdzieś palił ognisko, czuć było zapach dymu, ach... ;) Dziś też na drogach praktycznie zerowy ruch, bo w związku z Bożym Ciałem jest długi weekend. Wiadukt na Górczewskiej pokonany przy 40 km/h :) Potem zrobiło się już solidnie ciemno, więc i przyszedł czas na powrót. Może gdybym przed wyjściem zmienił szkła w okularach na nieprzyciemniane, to pokręciłbym się jeszcze chwilę dłużej, a tak to zaczynało być naprawdę ciemno ;) Ech, jeszcze tydzień i może wreszcie będą jakieś dłuższe trasy... Chociaż w planach jest też wyjazd albo i wyjazdy (nie, żebym się nie cieszył - wręcz przeciwnie), więc zobaczymy, jak to wszystko będzie.

Na koniec chciałbym jeszcze oficjalnie stwierdzić, że M jest Kochana! Mam ku temu powody ;)

6 komentarzy:

  1. cześć, kurcze 37km to zawsze coś lepsze niż nic :) a przy braku czasu to całkiem całkiem sporo :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiadomo, dobre i to ;) Chociaż jak na szosę, to naprawdę niewiele - trasy poniżej tych powiedzmy 60 km mnie "nie do końca satysfakcjonują", heh ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Mnie trasy poniżej 60km satysfakcjonują czasami bardziej od tych dłuższych, jeżeli tempo jest wyższe.

    OdpowiedzUsuń
  4. Najlepiej jak jest i dłuższa trasa i tempo wyższe - chociaż łatwo powiedzieć - trudniej zrobić ;) Zazwyczaj krótsza trasa idzie w parze z szybszym tempem i na odwrót, ale to akurat normalne - nie licząc oczywiście zawodowców, bo to jakieś roboty są. No i jeśli ktoś "na poważniej" trenuje to też się raczej nie przejmuje np. średnią. Ale że ja "na poważniej" nie trenuję, to powyższa zależność się u mnie przeważnie sprawdza :) Byle radocha i satysfakcja była, hehe.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja dzisiaj miałem zrobić dłuższą trasę, ale po 15km kawałek szkła mi przebił oponę, a nie miałem zapasowej dętki, więc musiałem wracać autobusami. Szczęście w nieszczęściu, że mnie to spotkało jeszcze w Warszawie. ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Heh ;) Za czasów MTB woziłem ze sobą jakiś zapas, ale w przypadku szosy i tak nie mam obecnie pompki sensownych rozmiarów, która wbiłaby chociaż te 6 czy 7 bar (chociaż coś mi tam ostatnio wpadło w oko). Właściwie kapcia miałem tylko raz przez te kilka lat, ale jak znam życie, to pewnie kolejny będzie w najmniej właściwym momencie ;)

    OdpowiedzUsuń